Knajpka, do której weszli była nieduża, ale miała swój klimat i Deadpool uwielbiał tu przychodzić. Lokal był utrzymany w klimacie lat 70., a jego fenomen polegał przede wszystkich na różnorodności i umiejętnym zmiksowaniu różnych aspektów kultury tamtego okresu z futurystycznymi dodatkami. Gdy weszli akurat grało "Cherry Bomb" od The Runaways, a Joan Jett swoim seksownym wokalem doprowadzała słuchaczy do szaleństwa. I to od 1976 roku, przecież to nienormalne. Gdy tylko wszedł blondyn w czerwonej skórze i słuchawkach na karku rzucił mu się na szyję z głośnym okrzykiem:
- Nasz stały klient! Siemanko Dead... – Wade zakrył usta kolesia jednym sprawnym ruchem.
- Zamknij się Quill – puścił go, zarzucając głową w kierunku Petera, który stał tuż za nim. Blondyn uśmiechnął się szeroko, puścił Wade'a i wyciągnął dłoń do swojego imiennika.
- Peter Quill, chociaż wszyscy wołają na mnie Star Lord.
- Peter Parker. Miło Cię poznać, Star Lordzie - także się uśmiechnął i uścisnął jego dłoń. Mężczyzna wyglądał całkiem sympatycznie, ale Peter założyłby się, że Quill jest od niego starszy o jakieś parę lat - Skąd się wzięło takie przezwisko? - spytał rozbawiony. Star Lord popatrzył na Wade'a z głupkowatym uśmiechem szepcząc:
- Co ja mam powiedzieć? - pod ostrym spojrzeniem Deadpoola od razu się zreflektował - Długa historia. Co podać?
- Zdam się na Wade'a, okej? To on częściej tu bywa, więc pewnie całkiem nieźle zna menu. Co polecasz? - zwrócił się do towarzyszącego mu chłopaka.
Wade podrapał się po głowie.
- Mam nadzieję, że lubisz mięso - spojrzał na Star Lorda - To co zawsze, stary.
Poklepał blondyna po ramieniu i pociągnął Petera na siedzenie. Stoliki były ustawione w starych autach z lat 70. Znajdowały się tam między innymi stare Audi 50, Buicki, a nawet kultowy Mercedes-Benz 600, wszystkie pomalowane na jaskrawe barwy lub gwiezdne motywy. Peter usiadł naprzeciw Wade'a i rozejrzał się po pomieszczeniu, które było całkiem sympatyczne.
- Nie dziwię się, że tak często tu przychodzisz. Fajnie tutaj.
- Najlepiej! - stwierdził Star Lord pojawiając się znikąd tuż przy Peterze i rozkładając przed nimi lemoniadę w szklanych butelkach po mleku. Wade chyba chciał coś powiedzieć, ale zamarł z otwartymi ustami, a po chwili westchnął cierpiętniczo. Pociągnął blondyna na kanapę obok siebie i poczochrał go po włosach.
- Jesteś niemożliwy. Gdzie zgubiłeś Gamorę i resztę?
- Ściśle tajne - mężczyzna wyszczerzył się w odpowiedzi robiąc z palców apostrof. Peter odchylił się na siedzeniu i wziął swoją lemoniadę do ręki, po czym zaczął przyglądać się dwójce siedzącej naprzeciwko niego - Jak długo się znacie? - spytał i pociągnął łyk ze szklanki.
- Niedługo stuknie pięć lat - powiedział Deadpool, a Star Lord energicznie pokinął głową i napił się z butelki Wade'a.
- Idę po pizzę chłopaki, dajcie mi chwilkę.
- Ile Peter ma lat? – zapytał Parker, gdy wspomniany chłopak odszedł od stolika. - Wygląda mi na starszego.
- Dwadzieścia osiem, no, prawie dziewięć, choć zachowuje się jak jakiś dzieciak. Mimo to miły gość, nie mogę powiedzieć o nim złego słowa.
I Deadpool rzeczywiście nie mógł, bo naprawdę lubił współpracę ze Star Lordem, choć niezbyt chciał opowiadać o niej Peterowi.
- Serio? Dałbym mu maksymalnie dwadzieścia cztery - przyznał z podziwem. Jak na gościa, który niedługo miał skończyć trzydzieści lat, to całkiem nieźle wyglądał. - Przyjdziemy tu jeszcze? - zmienił temat. - O ile nadal będziesz chciał ze mną wagarować - zażartował, chociaż nie miał na myśli nic śmiesznego. Jak na razie fajnie mu się spędzało czas z Wadem i chciał zostać jego przyjacielem.
- Jasne, że przyjdziemy. Teraz, to Star Lord będzie ciągle o Ciebie pytał - mruknął patrząc koso na nadpitą lemoniadę, kiedy Quill magicznie zmaterializował się obok nich z pizzą - Jesz z nami?
- Zaraz przyjdę, tylko obsłużę resztę klientów - odparł ucieszony Star Lord i ruszył tanecznym krokiem w kierunku lady. Deadpool zaciągnął się apetycznym zapachem i najzwyczajniej w świecie odwiązał bandanę, sięgając po kawałek pizzy. Peter przeniósł dłoń nad pizzę, jakby zastanawiając się, który kawałek wybrać, aż w końcu wziął ten taki średni. Uniósł go do ust, po czym skierował wzrok na Wade'a. I naprawdę próbował nie gapić się na jego pokrytą dziwnymi bliznami twarz; mógłby przysiąc, że nie chciał wyglądać na zaskoczonego, ale... cholera, po raz pierwszy w życiu coś takiego widział. Wbił więc wzrok w pizzę i starał się nie wpatrywać, udając, że jest zbyt zaabsorbowany jedzeniem.
- Dobra - stwierdził, żując z zapałem. - Peter sam ją robi czy ktoś mu pomaga?
- W kuchni królują Rocket i Groot, nasi kumple - Wade bez mrugnięcia okiem pominął fakt, że jest to gadatliwy szop pracz i ruchliwe drzewko - A Star Lord jest czymś pomiędzy kelnerem, barmanem i DJem. No i robi to wszystko albo tańcząc, albo jeżdżąc na wrotkach, w zależności od tego na co ma akurat ochotę. Nie jest typowym dwudziestoparolatkiem.
W głośnikach rozległo się "I love Rock'n'Roll", Star Lord zakręcił kilka piruetów na środku lokalu; tylko cudem nie upuścił właśnie niesionej pizzy.
- Typ ma talent, zdecydowanie - pokręcił głową z niedowierzaniem, przyglądając się ruchom Petera.
- Nadaje się na nowego Jacksona - mruknął Wade uważnie obserwując Petera - I jak? - zapytał wskazując palcem na swoją twarz - Na pewno chcesz iść jeszcze kiedyś razem na pizzę?
- Myślałeś, że coś takiego mnie do ciebie zniechęci, Wade? - spytał z delikatnym uśmiechem. Co prawda nie było to normalne i z pewnością kryła się za tym jakaś historia, ale to później. Na to mógł poczekać.
- Yhym - mruknął zaskoczony, bo akurat w tym momencie miał kawałek pizzy w ustach. Szybko go przełknął i odpowiedział - W sumie wszystkich zniechęca.
"Nie dziwię się", chciał powiedzieć, ale się powstrzymał.
- Cóż, może więc jestem jakiś nie ten teges, skoro wciąż cię lubię - powiedział żartobliwie i mimochodem zerknął na przyciszony telewizor w rogu knajpki. Leciały właśnie tak zwane "wiadomości z ostatniej chwili", w których mówili coś o strzelaninie niedaleko Central Parku, na jednej z głównych ulic. Peter zamarł i momentalnie zaczął zastanawiać się nad wymówką, dzięki której mógłby się wymknąć, nie zwracając na siebie uwagi. Gdy w końcu coś wymyślił, wyciągnął telefon, by udać, że ktoś do niego napisał.
- Wade, wybacz, ale ciocia do mnie napisała i... przepraszam, dokończymy to kiedy indziej, dobrze? Muszę wracać, naprawdę - powiedział z przejęciem, zaciskając telefon w dłoni.
Przekrzywił dziwnie głowę, próbując nie pokazać zawodu.
- Spoko, rozumiem. Wrócisz jeszcze?
- Nie wiem, zależy czy się wyrobię. Jakby co, to dzwoń - odparł i wstał z miejsca. - Do zobaczenia, Peter! - krzyknął jeszcze do Star Lorda, po czym wybiegł z knajpy, żałując, że nie wziął ze sobą stroju, ale skąd mógł wiedzieć, że akurat teraz coś się stanie? Dobrze, że poszedł na te wagary z Wadem, w innym wypadku musiałby wychodzić w środku lekcji, ba - nawet by się nie dowiedział o strzelaninie.
Nie wziął żadnych pieniędzy, a przynajmniej nie tyle, żeby starczyło na taksówkę, dlatego pobiegł najszybciej, jak tylko mógł do internatu. Ta super wytrzymałość była dla niego błogosławieństwem.
- Co jest? - zapytał Star Lord dosiadając się do Wade'a.
- Może już nie mógł na mnie patrzeć, wiesz nie należę do miss piękności.
- A tam, przesadzasz - Quill zdjął mu z głowy kaptur i poczochrał po włosach, które ledwo rosły, przez dużą ilość blizn na głowie, ale i tak wyglądały tysiąc razy lepiej niż zaraz po eksperymencie - Moim zdaniem był do ciebie nastawiony pozytywnie. A tak nawiasem mówiąc - wyjął z kieszeni pilot i podgłośnił telewizor - Może masz ochotę się trochę poruszać?
Deadpool uśmiechnął się szeroko do Star Lorda.
- Myślałem, że już nie zaproponujesz.
Oboje szybko przeszli na zaplecze. Wade przywitał się z Grootem skinieniem głowy i zaczął przebierać się w swój strój. Peter tylko chwycił za długi, czerwony płaszcz leżący za ladą i jednym dotknięciem nałożył maskę na twarz. Chwilę później założył słuchawki, zaczynając tańczyć do aktualnie lecącej piosenki. Wade poprawił maskę i wyjął spod lady parę katan. Zawsze trzymał tu zapasową bron, a tak, na wszelki wypadek.
- Shall we dance? - Star Lord obrócił się kilka razy i ze śmiechem podał mu dłoń.
- With maximum efford - odparł Deadpool otwierając drzwi z bara.