Wilczy Świat

By Grimmuna

313K 23.4K 1.4K

Adolpha Ciris to 15-letnia wilczyca, która jeszcze nie przeszła przemiany. Jej rodzice to szlachetne wilki, s... More

Rozdział 1 "soczewki"
Rozdział 2 "Nazwa"
Rozdział 3 "Krisa"
Rozdział 4 "Rzeka"
Rozdział 5 " Prawda"
Rozdział 6 "Nienawiść"
Rozdział 7 "W-f"
Rozdział 8 "Niespodziewany gość"
Rozdział 9 "Rozmowa"
Rozdział 10 "Przyjaciele"
Rozdział 11 "Żelek"
Rozdział 12 "Nowy wygląd"
Rozdział 13 "Wiatr we włosach"
Rozdział 14 "Przerażenie"
Rozdział 15 "Zaufać, czy nie zaufać, oto jest pytanie"
Rozdział 16 "Zebranie"
Rozdział 17 "Zamordowani spojrzeniem"
Rozdział 18 "Coś mokrego na twarzy"
Rozdział 19 "Sprawka księżyca, którego nie ma"
Rozdział 20 "Pierwsza przemiana"
Tom 2 zapowiedź
Wilczy Świat - notka
Liebster Award
Rozdział 1 "Medalion"
Rozdział 2 "Gwiazdka z nieba"
Rozdział 3 "Z wilkiem w lesie"
Rozdział 4 "Pegarożec jest najlepszym przyjacielem człowieka"
Rozdział 5 "Problem bez nazwy"
Rozdział 7 "Drzewne zawirowanie"
Rozdział 8 "Kolorowa piana"
Rozdział 9 "Spróchniałe powietrze"
Rozdział 10 "Bystre, brązowe oczy"
Rozdział 11 "Milczący tłum"
Rozdział 12 "Nie wiem gdzie"
Rozdział 13 "Wszechwiedzące spojrzenie"
Rozdział 14 "Worek na uczucia"
Rozdział 15 "Historia lubi się powtarzać"
Rozdział 16 "Ludzie są okrutni"
Rozdział 17 "Aktorskie zagranie"
Rozdział 18 "Wilcze łzy"
Rozdział 19 "Ciemność"
Rozdział 20 "Za późno"
Rozdział 21 "Im więcej będziesz wiedziała, tym bardziej będziesz cierpiała"
Rozdział 22 "Za nasz Wilczy świat"
Zawieszam

Rozdział 6 "Zapach wody"

5.5K 439 60
By Grimmuna

   Szłam za nauczycielką do jej biura. Z wyrazu jej twarzy wywnioskowałam, że to nie będą dobre wieści. Co chwilę po moim ciele przechodziły dreszcze, a stres przejmował kontrolę nad moim ciałem. Droga zajęła zdecydowanie za mało czasu, a profesor Lorin z kamiennym wyrazem twarzy przekręcała klucz w zamku. Weszłam do małego, ale bardzo czystego gabinetu i zajęłam miejsce przy dużym biurku, na którym stał laptop. Nauczycielka usiadła na przeciwko mnie. W tamtym momencie zdjęła z twarzy maskę obojętności, a jej rysy wykrzywił smutek.

- Co się stało? - nie mogłam dłużej wytrzymać, chciałam poznać prawdę, bez względu na to jaka ona będzie. Nauczycielka patrzyła tępo w stół i nawet nie podnosząc wzroku odparła:

- Twój dziadek nie żyje. - Na te słowa wyprostowałam się gwałtownie i prawie zachłysnęłam się powietrzem. Zalała mnie fala wspomnień związanych z Ralphem. To on uczył mnie jak zarządzać watahą, opowiadał historie ze swojego dzieciństwa. Był prawdziwym dziadkiem, a co najważniejsze normalnym dziadkiem. Nie tak jak babcia, która jak reszta mojej rodziny bardziej zajmowała się watahą i rodem. Łzy popłynęły po moich policzkach na myśl, że już nigdy nie wtulę się w ramiona dziadka, że nigdy nie usłyszę pocieszających słów, które zawsze mi tak pomagały.

  Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, że profesor Lorin musiała być siostrą dziadka. Zalała mnie fala jej uczuć. Czułam to jak przypomina sobie po kolei wszystkie szczęśliwe chwile spędzone z bratem, wszystkie smutki, które ten odpędzał i poprawiał jej humor zabierając na spacer. Wzruszenie kiedy bratu udało się coś osiągnąć i kiedy przejął watahę od swojego dziadka. A następnie smutek i rozpacz po stracie tak ważnej osoby. Po jej policzkach także popłynęły łzy. Łzy tak palące. Może powinno mnie dziwić to, że znowu czuję czyjeś emocje, ale w tamtym momencie mało mnie to obchodziło.

- Musisz jechać do babci. Tam nauczysz się jak panować nad watahą i zostaniesz alfą, tak jak niegdyś Ralph - nauczycielka uśmiechnęła się blado przez łzy. Szkoda tylko, że to nie mój dziadek osobiście mnie tego nauczy. Zrobi to babcia, która bardziej przykładała się do władzy nad sforą. Przełknęłam łzy i podniosłam się spokojnie z krzesła. Przez tę chwilę uleciał ze mnie cały strach i smutek. Znaczy jasne,  byłam zrozpaczona śmiercią mojego dziadka, ale zamknęłam tę sprawę w swoim sercu. Wiedziałam, że on zostanie tam na zawsze.... razem z moją siostrą.

                                  ***

      Siedziałam w pokoju i pakowałam do walizki potrzebne rzeczy. Na łóżku leżała Marina i wspierała mnie, a przynajmniej się starała. Mówiłam jej co chwilę, że już wszystko w porządku, ale ona nie słuchała i dalej zasypywała mnie swoimi emocjami, teraz rozumiałam, że odczuwam emocje innych i zaczyna się to coraz bardziej nasilać. Następną złą rzeczą było to, że Chris i cała jego wataha (no może nie cała, ponieważ całej to on nie zna) dowiedziała się, że jestem alfą. Trean się nie wygadał co było dziwne, ponieważ Chris mógł mu kazać powiedzieć o wszystkim o czym kiedykolwiek rozmawialiśmy. Najwyraźniej Chris szanuje prywatność swojej watahy, niestety aktualnie jest na mnie zły. Posprzeczaliśmy się o to dzisiaj rano. Może niekoniecznie  posprzeczaliśmy, ponieważ chłopak nie chciał mnie urazić po stracie dziadka, ale wiedziałam, że jest na mnie zły, i że tak łatwo nie wybaczy mi mojego kłamstwa.

- Właśnie, miałam ci przekazać, że Trean chce się z tobą spotkać - powiedziała ponuro Marina. Pierwszy raz widziałam ją w takim nastroju. Pewnie coś było na rzeczy. Postanowiłam, że po moim przyjeździe wypytam ją dokładnie o wszystko.

- Gdzie? - spytałam i spróbowałam się uśmiechnąć, aby poprawić humor przyjaciółce.

- Powiedział, że będziesz wiedzieć. Lepiej już idź - mruknęła. Skinęłam tylko głową i zamykając walizkę opuściłam swój pokój. Tak się składało, że akurat wiedziałam o jakie miejsce chodziło przyjacielowi.

   Już przed polanką z rzeczką, na której odbyła się nasza pierwsza rozmowa, poczułam zapach blondyna. Kiedy przekroczyłam linię lasu zobaczyłam chłopaka siedzącego przed strumieniem i przyglądającego się błękitnej wodzie, która zachaczała o gałęzie lekko tylko zanurzone. Siadłam koło niego cicho i przyglądałam się pięknemu widokowi. 

- Czym dla ciebie pachnie woda? - spytałam nie wiele myśląc. Chłopak spojrzał się na mnie dziwnie. -  Moja mama zawsze mi mówiła, że dla każdego woda pachnie inaczej i najczęściej jest to nasz ulubiony zapach. Dla mnie pachnie kwiatami, ponieważ ten zapach kojarzy mi się z dzieciństwem. - Trean wciągnął powietrze i po chwili namysłu odpowiedział:

- Sądzę, że dla mnie pachnie ona słodyczami, bardzo je lubię. - roześmiałam się szczerze pierwszy raz od kilku godzin. 

- Czemu chciałeś się spotkać? - spytałam uśmiechniętego chłopaka. 

- Przyjaciele się przecież żegnają - odpowiedział, a jego uśmiech się poszerzył. Wyciągnął rękę i poczochrał moje włosy.

- Ejjj!!! - krzyknęłam odskakując - Nie rób tak, to mi się kojarzy z Zefirem. 

- Kim jest Zefir?

- Członkiem watahy mojego ojca - skrzywiłam się na jego wspomnienie.

- Hmmm skoro jego tu nie ma, to ja będę to robił za niego - blondyn uśmiechnął się dumny ze swojego pomysłu. Zmrużyłam oczy i mruknęłam:

- Nie lubię go.

- Ale mnie lubisz - odparł i uśmiechnięty spojrzał znów na wodę, a mnie zalała fala jego uczuć. Czemu akurat teraz? Myślałam, że już mi to przeszło. Poczułam, że chłopak jest szczęśliwy i nie martwi się kompletnie niczym. Zastanawiałam się czy zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji. Przecież czekała nas wojna! Chwilę później zdecydowaliśmy się na powrót do akademii, ponieważ niedługo miałam wyjechać do babci, czyli na drugi koniec Polski. Gdzieś niedaleko granicy z Niemcami. Na pożegnanie przytuliłam chłopaka na co ten zesztywniał, ale po chwili ostrożnie oddał uścisk. Sama nie wiem czemu zebrało mi się na takie czułości. 

                                                                                     ***

   Kiedy pożegnałam się ze wszystkimi, powędrowałam kamienistą dróżką, typową dla tej akademii, wprost do bramy, gdzie czekał już na mnie Zefir. Włożyłam walizkę do bagażnika po czym weszłam do auta. Zefir nie miał chyba humoru do żartów, ponieważ przez całą drogę się nie odzywał. Ja też nic nie mówiłam, słuchałam tylko muzyki, która spokojnie, jak gdyby nigdy nic leciała z moich czarnych słuchawek. Prawie zawsze tak wyglądała nasza razem spędzona droga. Przykro było mi opuszczać akademię, która stała się moim domem, ale wiedziałam, że niedługo tam wrócę. Co jak co, ale wykształcenie było ważne. Zastanawiało mnie tylko to co się stanie z moją sforą kiedy już wrócę od babci, przecież ktoś musi nimi zarządzać. Może babcia się nimi zajmie. Wataha mojego ojca mieszkała w miastach w pobliżu niego, a nie na drugim końcu kraju. Poza tym bardzo stresowałam się tym wszystkim, przejęciem sfory i zarządzaniem nią, a przede wszystkim ceremonią, na której będzie cała moja rodzina. Mało alf w tak młodym wieku jak ja uczestniczy w ceremonii przejęcia watahy. Jedynym wypadkiem jest przedwczesna śmierć swojego dziadka. 

 Kiedy po wielu godzinach w końcu dojechaliśmy do domu babci, było już kompletnie ciemno. Ja jako wilkołak nie miałam problemów z widzeniem po zmroku. Dokładnie przyjrzałam się małemu domkowi z czerwoną, odrapaną farbą, który przecież tak dobrze znałam. Przyjeżdżałam do dziadków w każde wakacje. W oknie w kuchni paliła się żółtawa lampka, która oświetlała mały ogródek pokryty śniegiem, w którym niegdyś rosły dorodne róże, będące ulubionymi kwiatami babci Marietty. 

   Ostrożnie i po cichu podeszłam do ciężkich, drewnianych drzwi po czym zapukałam w nie trzy razy. Otworzyła mi niska, brązowowłosa kobieta, ubrana w brunatne leginsy i czarną bluzkę z długim rękawem. Ze skórzanej pochwy wystawał jej miecz, była to właśnie Marietta - moja zawsze przygotowana na najgorsze babcia. Gdyby nie jej twarz poznaczona wieloma zmarszczkami, można by było ją uznać za kobietę przed czterdziestką. Z charakteru właśnie taka była - żywa, energiczna, ale też waleczna i nieustępliwa. Wszystkich traktowała oschło i stanowczo, nawet własną wnuczkę. Jednak wiedziałam,  że pomimo jej twardego charakteru bardzo nas kocha i oddałaby za nas życie.

- W końcu jesteś! Już myślałam, że nie przyjedziesz - westchnęła wymownie po czym wpuściła mnie do środka i zatrzasnęła głośno drzwi - Rozbierz się, a później się rozpakuj. Pierwsze drzwi po prawej - nakazała po czym zniknęła w kuchni. 

    Podreptałam na palcach, aby nie zakłócać babci spokoju, do wskazanego przez nią pokoju. Tak jak się spodziewałam był to pokój gościnny, w którym zawsze spałam podczas wakacji. Przeważał w nim kolor beżowy i ciemnobrązowy. Jedynie pudło, które stało z boku było różowe. W dzieciństwie bawiłam się zabawkami, które się w nim znajdowały. Zdziwiło mnie, że babcia jeszcze go nie wyrzuciła, może jednak była bardziej miękka niż by się mogło wydawać. Moje rozmyślania przerwał Zefir, który przyniósł moją walizkę. Wychodząc mruknął tylko: trzymaj się. To było trochę dziwne, nie wiedziałam, że aż tak przeżywał śmierć mojego dziadka. Jednak słowa, które wypowiedział były w tym wypadku bardzo trafne. Niebawem, a właściwie jutro miałam zacząć naukę przemiany. Przecież to podstawa. Czas, który tu spędzę będzie naprawdę ciężkim okresem.

------------

 Cześć! Wiecie ostatnio naszła mnie wena. Mam prośbę, jeśli ktoś pisze lub zna fajne opowiadanie na wattpadzie to piszcie w komentarzach. Możecie tylko nazwę, po prostu nie mam co czytać. 



Continue Reading

You'll Also Like

356K 18.3K 59
Miała pięć lat kiedy zgubiła się w lesie i wpadła w zasadzkę wampirów, odnalazł ją i uratował najlepszy tropiciel jej watahy. Wówczas wymarzyła sobie...
151K 4.4K 44
Ona jest zwykłą dziewczyną, która przeprowadziła się z rodzicami do nowego domu. On jest najmocniejszym alfą na świecie, którego każdy się boi. Oboję...
1.5M 64.2K 61
Siedemnastoletnia Kate ukrywa swoje wilcze wcielenie. Czy można uciec przeznaczeniu? A może znajdzie się ktoś, kto przebije się przez jej uczuciową...
124K 5K 54
Sasza nie zna obrazu szczęśliwej rodziny. Ona i jej ojciec są znani w miasteczku, a zwłaszcza w jednym szemranym barze. Sasza, jako córka alkoholika...