Bezdomna [ Trylogia Światłoci...

By aleksandraross

10.7K 1.7K 4.7K

Nieświadoma istnienia czegoś znacznie większego niż nasz świat, odkryłam, że moje życie było jednym wielkim k... More

⋅∙∘☽ PRZEDMOWA ☾∘⋅⋅
⋅∙∘☽ BOHATEROWIE ☾∘⋅⋅
Prolog
Rozdział 1: Koszmar Nocy Letniej
Rozdział 2: Nieznajomy Podróżnik
Rozdział 3: Sekretne Światy
Rozdział 4: Kolegium Nigelthen
Rozdział 5: Legenda o Trzech Braciach
Rozdział 6: Spotkania z Duchami
Rozdział 7: Nieoczekiwany Zwrot Akcji
Rozdział 8: Ceremonia Prób
Rozdział 9: Siostra Króla Sępicieli
Rozdział 10: Formalna Kolacja w Nigelthen
Rozdział 11: Spotkanie w Melinie
Rozdział 12: Pytania Bez Odpowiedzi
Rozdział 13: Research Światła i Cienia
Rozdział 14: Analizy i Odpowiedzi
Rozdział 15: Stowarzyszenie Paproci
Rozdział 16: Nieistniejące Kolegium
Rozdział 17: Tracąc Grunt Pod Nogami
Rozdział 18: Grobowa Cisza
Rozdział 19: Zaufanie
Rozdział 20: Little Landington
Rozdział 21: Ukryta Biblioteka
Rozdział 22: Tajemnica Ruin
Rozdział 23: Siła Rażenia
Rozdział 24: Konfrontacja
Rozdział 25: Niespodzianki Chodzą Parami
Rozdział 26: Prace Społeczne
Rozdział 27: Nowe Oblicze
Rozdział 28: Ujawniony Sekret
Rozdział 29: Pod Osłoną Nocy
Rozdział 30: Interpretacje
Rozdział 31: Odpowiedzi
Rozdział 33: Zbrodnia i Kara
Rozdział 34: Płomień
Rozdział 35: Żądza Mordu
Rozdział 36: Utrata Kontroli
Rozdział 37: Tajemnica Nieśmiertelności
Rozdział 38: Termoriański Szpieg
Rozdział 39: Tajny Plan
Rozdział 40: Chrzest Kuguarów
Rozdział 41: Akcja w Stowarzyszeniu
Rozdział 42: Scylisa
Rozdział 43: Odkryte Karty
Rozdział 44: Na Właściwym Miejscu
Rozdział 45: Nowy Początek
Rozdział 46: Koniec Semestru
Rozdział 47: Pożegnanie
Epilog
⋅∙∘☽ POSŁOWIE ☾∘⋅⋅
⋅∙∘☽ SŁOWNIK SMACZKÓW ☾∘⋅⋅

Rozdział 32: Przyjaciel czy Wróg?

90 26 59
By aleksandraross


Cass naprawdę starała się skupić na wykładzie z podstaw badań architektonicznych u profesora Cornsby'ego. Ale nie mogła się w ogóle skoncentrować, tak samo zresztą jak wykładowca, który pocił się dzisiaj znacznie bardziej, niż zwykle. Znowu był chory. A Cass miała wrażenie, że też była rzut beretem od zachorowania na utratę zmysłów.

Od rozmowy z ojcem poprzedniego dnia, codzienne czynności zaczęły męczyć ją coraz bardziej. Zauważyła, że od wielu dni wciąż była wycieńczona i głodna, jakby coś wysysało z niej energię. Ataki gniewu pojawiały się coraz częściej, tak samo jak krwotoki z nosa. Zmieniła się też jedna rzecz. Dziwne sceny pojawiały się już nie tylko w snach... Czasem idąc korytarzem, jedząc śniadanie, czy myjąc zęby, pod powieki Cass wpływały obrazy, których nie rozumiała.

Pewnego razu szła jakąś ulicą, innego dnia stała na wzgórzu, potem kogoś szukała, czy wsiadała na konia. Cass nie umiała jeździć. Obrazy były tak realistyczne, jak klatki oglądanego w pośpiechu filmu w kinie. W tych momentach miała wrażenie, że ktoś odcinał zasilanie, na moment zastygła w bezruchu... Wszystko to przerażało ją coraz bardziej. Była pewna, że w tym wszystkim maczał palce głos kobiety, który słyszała, a który na moment przejął kontrolę nad jej ciałem podczas kłótni z ojcem. Cass bała się na samą myśl, co kobieta w czerwieni była w stanie jeszcze zrobić. Czy była duchem? A może zupełnie realną osobą?

Zbliżał się koniec semestru i nikt nie wypowiedział się ani w sprawie pożaru, ani otrucia Monette. Bliźniaczka nie wróciła już na zajęcia, nikt też nie wiedział, co się z nią stało. Po prostu zniknęła. Cass myślała o tym, gdy po skończonych wykładach powłóczyła nogami do Balcane. Nie mogła jednak w spokoju odpocząć. Natłok myśli zbyt mocno ją przytłaczał i poczuła potrzebę wyjścia na spacer. Wieczorem miała spotkać się z Trevorem na dziedzińcu. Wciąż układała sobie w głowie wszystkie możliwe scenariusze rozmowy. Starała się zebrać informacje i zaplanować ewentualne riposty na jego zaczepki. Mimo to poczuła, że musi raz jeszcze iść do ruin i na spokojnie zrozumieć, co się tam wydarzyło w noc imprezy. Ostatnia rozmowa z tatą wiele jej wyjaśniła, ale jednak nie każdą kwestię. Nie wspomniał o drzwiach, mimo że Cass wszystko mu dokładnie opowiedziała.

Wyszła na dwór i zagapiła się na posiniaczone niebo. Zbierało się na śnieżycę. Po kilku minutach znalazła ścieżkę, wiodącą w głąb lasu. Zaczerpnęła powietrze do płuc.

— Panno Edevane?

Odwróciła się i zobaczyła, że tuż obok stał Ash Rowley z równie zszokowaną miną.

— Ash? Co ty tutaj robisz?

Odchrząknął.

Profesor Rowley, jeśli łaska.

— Och, przestań chrzanić! — zawołała wrogo. Miała już tego teatrzyku serdecznie dość.

— Nie powinnaś zapuszczać się sama tak daleko od kolegium — powiedział protekcjonalnie, mierząc ją czujnym wzrokiem.

— Guzik cię to obchodzi, profesorze Rowley. — Założyła ręce na pierś, po czym zaczęła się rozglądać. Niedaleko miejsca, gdzie stali, zauważyła gęste chaszcze i fundamenty ruin wieży.

— Lepiej tam nie idź.

Posłała mu kpiące spojrzenie i ostentacyjnie skierowała się właśnie w kierunku budowli. Zanim zdążyła zejść na kamienne schodki, poczuła szarpnięcie. Ash chciał ją zatrzymać. Niechcący złapał za jej dłoń i tym razem na próżno było szukać jego skórzanych rękawiczek. Gdy ich palce się dotknęły, znów zostali od siebie odepchnięci, a pod powieki wlały się obce obrazy.


Cass przeniosła się nagle w całkiem inne miejsce. Tutaj też zapadał wieczór, a powietrze było przepełnione gęstym, ciemnoczerwonym pyłem. W atmosferze unosiły się większe i mniejsze głazy, lewitujące wbrew prawom grawitacji. Cass zapatrzyła się w niebo ubrane w szkarłatną szatę, którego horyzont zdobiła grafitowopurpurowa łuna. Zawiał mroźny wiatr, niosący zapowiedź burzy i odór siarki. Niebo szepnęło, grożąc, jakby opowiadało jakąś historię utraconej miłości. Cass poczuła ciarki na skórze.

Miała wrażenie, że ogląda film. Tym razem dostrzegała znacznie więcej szczegółów, a obraz był bardziej wyraźny. Zwróciła wzrok na dwójkę dzieciaków, które siedziały oparte o ścianę na ciasnej od domostw ulicy. Cass miała wrażenie, jakby cofnęła się w czasie o co najmniej kilka stuleci. Wszystko wyglądało jak rodem ze średniowiecznych filmów, które lubiła oglądać z ojcem. Jednak ludzie, którzy umykali gdzieś brudną ulicą, nosili trampki i współczesne elementy garderoby. Inni zaś byli odziani w bardziej średniowieczne ubrania. Wszystkie jednak  niezależnie z której epoki  były brudne i zniszczone.

Cass zmarszczyła czoło zdezorientowana.

Zobaczyła dzieci, które rozmawiały o czymś radośnie. Słyszała słowa, ale nic nie rozumiała. Nie brzmiało to ani jak angielski, ani jak żaden inny język, który mogłaby kojarzyć. Zbliżyła się, by móc dojrzeć więcej szczegółów. Maluchy zupełnie jej nie dostrzegły, mimo że stała tuż nad nimi.

Dziewczynka nie pasowała do tej biednej dzielnicy. Jej długa sukienka była o wiele ładniejsza i czystsza, co dobitnie to potwierdzało. Ciemne włosy miała zebrane w idealny warkocz, co kontrastowało z rozczochraną czupryną towarzyszącego jej chłopca. Ten zaś nosił zniszczone ubrania i najpiękniejszy pod słońcem uśmiech, okraszony uroczymi dołeczkami. Widok sprawił, że Cass o kimś sobie przypomniała i coś zakuło ją wewnątrz.

Mimo bogactw, które nosiła dziewczynka – była smutna i zmęczona. Cass widziała to w jej ziemistej twarzy i podkrążonych oczach. Mimo to, naprawdę szczerze uśmiechała się do przyjaciela. Nie zwracali uwagi na swoje różnice, co było wręcz rozczulające.

Wtedy Cass odskoczyła do tyłu, słysząc pisk opon. Zza rogu wyjechała staroangielska taksówka, na której widok odjęło jej mowę. Auto nijak nie pasowało do klimatu ulicy, na której się znajdowała. Dzieci, jak na zawołanie poderwały się na nogi. Dziewczynka zaczęła szlochać, więc chłopiec złapał ją za rękę. Tymczasem samochód zatrzymał się w bocznej uliczce. Zza niego wybiegła grupa mężczyzn ubrana w karmazynowe stroje. Pojawiła się też niemożliwie wysoka kobieta o trupio szarej cerze i kościstej twarzy. Gdy szła, słychać było szelest wielowarstwowej sukni z czarnej tafty. Cass podejrzewała, że gdyby dowódca Gwiazdy Śmierci – Wilhuff Tarkin był kobietą, mógłby wyglądać podobnie jak ona. Kobieta roztaczała taką aurę, że od razu było jasne, iż to ona tu rządziła.

Każdy poczułby ciarki na całym ciele, widząc surowe spojrzenie utkwione w małej dziewczynce. Kostucha na plecach, pod solidną warstwą tkanin nosiła oszpecający garb. Cass lustrowała ją wzrokiem, gdy w jednej chwili upiorna postać złapała dziewczynkę za ubranie i brutalnie uderzyła ją w twarz. Głowa dziecka odskoczyła w bok, ale mała nie zaczęła rzewnie płakać, czy krzyczeć  jakby spodziewała się takiego losu. Wszystko rozgrywało się w prawie kompletnej ciszy. Nikt nie reagował na tę przemoc.

Kostucha wrzuciła dziecko do auta jak kukłę. Na koniec spojrzała w kierunku chłopca, który najwyraźniej szykował się do ataku. Chciał obronić swoją małą przyjaciółkę. Nie zdążył, bo garbata kobieta od razu wsiadła do samochodu, który potem bardzo szybko odjechał.


Nagle Cass dotknęło dziwne uczucia, jakby ktoś chciał wessać jej ciało do odkurzacza. Otworzyła gwałtownie oczy i zobaczyła, że leżała na ziemi. Podniosła głowę i spojrzała na dłonie.

Za pierwszym razem wizja trwała zaledwie kilka sekund i widziała w niej jedynie strzępki obrazów, z których nic nie można było wyciągnąć. Tym razem ujrzała całą scenę ze wszystkim szczegółami. Ale skąd się wzięła i o co w niej chodziło?! Odnalazła spojrzeniem Asha. Tym razem odrobinę dłużej zajęło mu, by się ocknąć. Omiótł zdezorientowanym spojrzeniem otoczenie i zawołał ze strachem:

— Cassily?! — Podbiegł do niej z przerażeniem wymalowanym na twarzy. — Nic ci nie jest? Wszystko w porządku?

— Wszystko okej, profesorze — powiedziała zgryźliwie, otrzepując kolana z grud ziemi. Ash wytrzeszczył onyksowe oczy. Zlustrował najpierw twarz Cass, potem okolicę ruin. Złapał się za głowę i zasyczał z bólu.

— Co ci jest?

— Już w porządku — odparł, znów patrząc na nią z ulgą. — Proszę cię, zapomnij o wszystkim. O profesorze i o tym, co mówiłem wcześniej. Nie chciałem tak się zachowywać! — zawołał zrozpaczony.

Spojrzała na jego twarz, którą wykrzywiał grymas żalu i nieopisanego bólu, a może nawet strachu?

— Nie rozumiem. — Zmarszczyła czoło.

— Nie byłem sobą, Cassily. Ktoś... Ktoś sprawił, że zachowywałem się jak obcy i przez to mówiłem te wszystkie rzeczy i zacząłem... Och, na litość! — zawołał i jednym ruchem zerwał okulary z nosa i cisnął je w trawę. — Nie cierpię ich!

— Poczekaj. Powoli, Ash. O co chodzi?

Przysiadła na murku, bo poczuła, że robi jej się słabo i nawet mroźny wiatr, zbliżającego się wieczoru nie pomagał. Ash także zajął miejsce obok i odetchnął kilka razy. Wyciągnął rękę, by dotknąć dłoni Cass, ale w ostatniej chwili zrezygnował.

— Wierzysz w pranie mózgu?

— Nie wiem...

Nic już nie wiem.

— To jest strasznie skomplikowane. — Potarł czoło.

— Mam dosyć wszystkich komplikacji, Ash! — Chciała zerwać się z miejsca, ale spojrzał na nią jak zbity pies.

— Ktoś mi to zrobił, bym zachowywał się właśnie tak, jak przez ten ostatni czas. Bym nie zwracał na ciebie uwagi. Ostatnim razem, gdy byłem sobą, spotkałem się z tobą w składziku. Pamiętasz?

— Ciężko zapomnieć. Potem zniknąłeś.

— Mam luki w pamięci... Pamiętam swoje zachowania i myśli, gdy byłem tym... — spojrzał po swoim ubraniu — zapchlonym profesorkiem.

— Teraz jesteś sobą? Na pewno? — zapytała z nadzieją. Czuła, że jakiś kamień spadł jej z serca. Że ktoś dawno utracony, wrócił w końcu na swoje miejsce. Chociaż on.

Pokiwał głową. Cass nie wytrzymała i w przypływie dziwnych emocje wczepiła się w jego klatkę piersiową, ściskając go ramionami. Przez chwilę się zawahał, ale w końcu odwzajemnił delikatnie uścisk.

— Nie zmienisz się z powrotem w pana Hyde'a? — zaśmiała się pod nosem, gdy się od siebie odsunęli.

— Znasz twórczość Stevensona?

— Przecież wiesz, że przeczytałam masę książek. Ash, co to właściwie było? Ta wizja. Wtedy było podobnie... Teraz widziałam więcej szczegółów.

Zamilkł i zapatrzył się w dal w zamyśleniu.

— Nie mam pojęcia, czym są te wizje.

W jego oczach dostrzegła niepokój.

— Gdy nas od siebie odepchnęło, to w jakiś sposób wyłączyła się nałożona na mnie hipnoza. Dlatego wrócił dawny ja — zamyślił się, pocierając zarost, do którego widoku Cass już zdążyła się przyzwyczaić.

— Tym razem je widziałeś? Dzieci?

— Tak...

— Przenieśliśmy się w jakieś miejsce. Wydawało mi się, że to średniowiecze, ale widziałam współczesne ubrania i potem pojawiło się auto i ta upiorna kobieta, która zabrała dziewczynkę do samochodu, a biednego chłopca zostawiła na pastwę losu.

Nie wiedziała dlaczego, ale scena wzbudziła w niej ogromne emocje. Czuła, jakby to wszystko dotyczyło po części jej samej, a przecież nie miała z tym kompletnie nic wspólnego. W pewnym momencie usłyszała Asha, który powiedział śmiertelnie poważnym głosem:

— Cassily, nie możemy nikomu dać znać, że wrócił prawdziwy Ash. Nawet twojemu ojcu.

Spojrzała na niego niepewnie.

— Przypuszczam, że ktoś z Nigelthen maczał w tym palce. Nie wiem, komu mogę ufać. Lepiej będzie, jeśli tylko my będziemy o tym wiedzieć, dobrze?

— Oczywiście.

— Traktuj mnie, jak profesora i wszystko powinno być, jak należy.

— Postaram się — powiedziała z lekkim uśmiechem. — Miałam już trochę wprawy z panem profesorem — powiedziała żartobliwie, a Ash tylko się skrzywił. Odczuwał poczucie winy za swoje zachowanie.

Zaczęli wracać w kierunku kolegium w ciszy.

— Dobrego wieczoru — powiedział z lekkim ukłonem, gdy zarys budynków pojawił się w oddali. Cass żałowała, że musiał już odejść.

Samotnie skierowała się do Ceberia Hall, by zjeść kolację i pomyśleć o tym w spokoju. Mimo wszystko, cieszyła się, że odzyskała Asha, którego uważała za swojego przyjaciela lub... kogoś w tym rodzaju.


⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅


O umówionej godzinie oparła się o jeden z filarów i czekała na Trevora. Tarła ramiona, bo mimo ciepłego płaszcza było bardzo zimno. Crumandames spóźniał się już dziesięć minut, a na dworze robiło się coraz ciemniej. Nic jednak nie mogło powstrzymać Cass, by poznać kolejną część układanki.

W końcu zobaczyła, że blondyn wyszedł zza rogu korytarza przy krużgankach. Skwaszona mina jak zwykle majaczyła na jego twarzy. Przez myśl przeszło Cass, że gdyby nie był takim dupkiem o skutej lodem duszy, mógłby uchodzić nawet za przystojnego faceta.

— W końcu jesteś... — warknęła zirytowana, gdy był już bliżej. — Chyba nie bardzo szanujesz czyjś czas, co?

Zignorował te słowa i szybko ją minął.

Cóż za dżentelmen...

Trevor rozejrzał się po okolicy i stanął w dużej wnęce przy jednej ze ścian.

— Dlaczego tak ci zależało na tych drzwiach? Dokąd miały mnie zaprowadzić? Gadaj.

— Nie przyjmuję rozkazów od ciebie.

— Uwierz, nie chcesz zobaczyć, jak tracę kontrolę — warknęła, by go nastraszyć, ale jej plan nie zadziałał.

On tylko parsknął i sprzedał jej wredny uśmieszek.

Milczał, a Cass czuła się coraz mniej pewnie. Miała wrażenie, że mijały całe godziny, a on tylko wodził wzrokiem po otoczeniu, jakby obawiał się, że zaraz ktoś ich nakryje.

— Te drzwi... — odezwał się nagle. — Mówią, że to portal. Musisz przez niego przejść dla dobra nas wszystkich. Musisz wrócić tam, skąd przyszłaś.

— Co?

— To, co słyszysz.

Jeśli ich rozmowa miała zawsze tak wyglądać, to Cass nie wiedziała, czy był sens w ogóle ją prowadzić.

— Słuchaj... — Nachylił się w stronę dziewczyny i jasna grzywka wysypała się spod kaptura jego bluzy. — To nie jest dobre miejsce na taką rozmowę.

Pobiegła za nim, bo zbyt szybko się od niej oddalał. Kierował się do bocznej furtki i chwilę później znaleźli się pod drzewami. Śnieżyca rozpętała się już na dobre.

— Dlaczego tam nie było dobrego miejsca? Zaraz nas tu zasypie! Trevor! — wołała za nim, ale ten wciąż zwiększał dystans.

Szedł szybko na długich nogach i Cass musiała się postarać, by dotrzymać mu kroku. Cała okolica tonęła w ciemnościach i śnieżnej burzy, która utrudniała widoczność. Crumandames stanął w końcu pod jednym z drzew blisko krańców terenu kolegium. Cass potarła zmarznięte ramiona. Była pewna, że po tych ekscesach nabawi się zapalenia płuc. Trevor rozejrzał się czujnie na boki. Milczał całe wieki i Cass zrozumiała, że musiała znów zacząć pierwsza.

— A więc, czy to jest według ciebie lepsze miejsce?

Ledwie widziała jego twarz i miała wrażenie, że zamarza – nie czuła już palców u stóp. Przemoczone włosy przykleiły jej się do twarzy. Żałowała, że nie wzięła ze sobą czapki, a Trevor wciąż jej nie odpowiadał!

— Czy w końcu powiesz cokolwiek, czego jeszcze nie wiem?! — czuła rozdrażnienie. Już miała ochotę się poddać i po prostu pobiec do pokoju, wtedy on się w końcu odezwał:

— Drzwi prowadzą tam, gdzie powinnaś gnić na zawsze — wysyczał z nienawiścią, aż poczuła ciarki na plecach.

— To coś nowego... — szepnęła do siebie. Miała serdecznie dość jego zachowania! — Nie mam pojęcia, za kogo mnie uważasz, bałwanie! Zachowujesz się, jakbym zabiła ci kogoś z rodziny. Nie wiem, o co w tym chodzi i naprawdę, mam dosyć tych tajemnic!

Trevor podniósł na nią poruszony wzrok.

Czyżby w końcu przekonał się, że naprawdę żyłam w wielkiej zagadce?

— Kim jesteś? Klariuszem, władcą Lodolandii? A może wszystkim po trochu? No, gadaj! — zawołała wyczekująco. Znała prawdę, ale chciała to usłyszeć od niego samego. — A może powiesz mi, kim jest Scylisa i kto wywołał pożar, w którym straciłam matkę?! Buntownicy? Termorianie? No już, odpowiadaj! — Nie miała już siły na trzymanie języka za zębami. — I dlaczego to wszystko ma jakiś związek ze mną?!

Spodziewała się, że napomknięcie tych wszystkich rzeczy naraz może go zainteresować. Liczyła, że coś mu się wymsknie. Nie miała już nic do stracenia... Trevor zaś patrzył na nią, jakby miała nagle dwie głowy.

— Czy ty naprawdę nic nie rozumiesz? — zapytał zupełnie innym głosem, niż ten warkot, który zazwyczaj okazywał.

— Przecież to właśnie próbuję ci powiedzieć przez cały czas!

Spojrzał na Cass zmrużonymi oczami, jakby sprawdzał, czy na pewno mówiła prawdę. Milczał, a ona w tym czasie mogła policzyć wszystkie rzęsy, tworzące biały wachlarz nad jego oczami. Zaczynała na dobre trząść się z zimna – była cała mokra. Jej dolna warga zaczynała drgać do nieznanego rytmu. Mijały kolejne minuty...

— Skąd mam wiedzieć, czy nie łżesz?

— Czy tak wygląda ktoś, kto knuje jakieś intrygi? — prychnęła, trąc dłońmi swoje ramiona.

— Zdziwiłabyś się...

Ponownie zmierzył ją wzrokiem. Cass miała wrażenie, że patrzył na nią po raz pierwszy w życiu. Coś zmieniło się w jednej sekundzie; w sposobie mówienia, patrzenia, a nawet w sposobie, w jaki stał przed nią.

— Nie jestem w stanie przetrawić tych informacji — powiedział w końcu i odwrócił wzrok. Wydał się być wręcz... speszony.

— Niby dlaczego?

— Przez ten cały czas... Byłem pewny, że tylko kłamiesz i grasz na zwłokę. Myślałem, że to dla twojej zabawy. Że próbujesz nas wszystkich omamić. To nie ma sensu. Nie chciałem zaufać Lorelai... — bełkotał. — Próbowałem zniechęcić cię do tego całego teatrzyku złudzeń, ale nie dajesz za wygraną bezdomniaro.

— Nie rozumiem.

— Istniała kiedyś księga, która była pełnym kompendium wiedzy o nas. Jaka szkoda, że od wieków nikt nie wie, gdzie można ją znaleźć — wykrzywił usta ironicznie.

— Jaka księga?

— „Sekretne Światy".

Cass zaczerpnęła powietrza do płuc, ale zaraz przypomniała sobie słowa Asha, który przestrzegał, że to bardzo cenny wolumin oraz, by nikomu o nim nie wspominać.

Oboje milczeli dłuższą chwilę. Cass dostrzegła na twarzy Trevora jakiś dziwny cień i zapytała nagle:

— Co ja ci zrobiłam? — Spojrzała mu spokojnie w oczy. Był gdzieś daleko myślami. Przeżywał coś na nowo i chwilę mu zajęło, by zwrócić wzrok na Cass.

— Zapomnij — warknął. Odwrócił się z zamiarem odejścia, ale Cass złapała go za przedramię.

— Poczekaj!

— Muszę ich zawiadomić. — Wyrwał się brutalnie.

— Jakich ich?

Jego twarz znów się zmieniła; z powrotem stała się kamienna i odległa. Cass nie widziała już smutku, ani szczerości, którą przypadkowo w nim odkryła. Teraz znów naciągnął maskę obojętności.

Nagle gdzieś w zaroślach usłyszała niepokojący szelest i szybko odwróciła się na moment. Miała wrażenie, że ledwo widoczny cień przemknął jej przed oczami.

— Widziałeś to?

Odwróciła się, ale Trevora już nie było. Zniknął, jakby roztopił się na trawie jak jeden z płatków śniegu. Dziewczyna została sama.

Continue Reading

You'll Also Like

1.6K 121 7
Piękno kryje się w tym co niespodziewane. W nagłym przypływie adrenaliny. W tym, co choć ulotne, niczym płonący krzemień wypala ślad na umyśle. Piękn...
18.8M 564K 41
Co, jak dwoje nastolatków o buntowniczym i łamiącym wszelkie prawa zachowaniu - zamieszkają razem? Chciałabym ZAZNACZYĆ, że w tym opowiadaniu znajdu...
18.6K 1.1K 42
Minusculetale opiera się na AU o insektach. Głowną postacią jest Ink, który jest motylem. W dzieciństwie poznaje pewnego pająka i zaczynają się przy...
3M 91.8K 49
Lindy Smith ma osiemnaście lat i pochodzi ze słonecznego Miami na Florydzie. Los jednak nie jest dla niej zbyt łaskawy, ponieważ zmuszona jest przepr...