Bezdomna [ Trylogia Światłoci...

By aleksandraross

10K 1.6K 4.2K

Nieświadoma istnienia czegoś znacznie większego niż nasz świat, odkryłam, że moje życie było jednym wielkim k... More

⋅∙∘☽ PRZEDMOWA ☾∘⋅⋅
⋅∙∘☽ BOHATEROWIE ☾∘⋅⋅
Prolog
Rozdział 1: Koszmar Nocy Letniej
Rozdział 2: Nieznajomy Podróżnik
Rozdział 3: Sekretne Światy
Rozdział 4: Kolegium Nigelthen
Rozdział 5: Legenda o Trzech Braciach
Rozdział 6: Spotkania z Duchami
Rozdział 7: Nieoczekiwany Zwrot Akcji
Rozdział 8: Ceremonia Prób
Rozdział 9: Siostra Króla Sępicieli
Rozdział 10: Formalna Kolacja w Nigelthen
Rozdział 11: Spotkanie w Melinie
Rozdział 12: Pytania Bez Odpowiedzi
Rozdział 13: Research Światła i Cienia
Rozdział 14: Analizy i Odpowiedzi
Rozdział 15: Stowarzyszenie Paproci
Rozdział 16: Nieistniejące Kolegium
Rozdział 17: Tracąc Grunt Pod Nogami
Rozdział 18: Grobowa Cisza
Rozdział 19: Zaufanie
Rozdział 20: Little Landington
Rozdział 21: Ukryta Biblioteka
Rozdział 22: Tajemnica Ruin
Rozdział 23: Siła Rażenia
Rozdział 24: Konfrontacja
Rozdział 25: Niespodzianki Chodzą Parami
Rozdział 27: Nowe Oblicze
Rozdział 28: Ujawniony Sekret
Rozdział 29: Pod Osłoną Nocy
Rozdział 30: Interpretacje
Rozdział 31: Odpowiedzi
Rozdział 32: Przyjaciel czy Wróg?
Rozdział 33: Zbrodnia i Kara
Rozdział 34: Płomień
Rozdział 35: Żądza Mordu
Rozdział 36: Utrata Kontroli
Rozdział 37: Tajemnica Nieśmiertelności
Rozdział 38: Termoriański Szpieg
Rozdział 39: Tajny Plan
Rozdział 40: Chrzest Kuguarów
Rozdział 41: Akcja w Stowarzyszeniu
Rozdział 42: Scylisa
Rozdział 43: Odkryte Karty
Rozdział 44: Na Właściwym Miejscu
Rozdział 45: Nowy Początek
Rozdział 46: Koniec Semestru
Rozdział 47: Pożegnanie
Epilog
⋅∙∘☽ POSŁOWIE ☾∘⋅⋅
⋅∙∘☽ SŁOWNIK SMACZKÓW ☾∘⋅⋅

Rozdział 26: Prace Społeczne

83 22 46
By aleksandraross


Ash przepadł. Cass podejrzewała, że ocknął się i uciekł, zanim wróciła na parter z pielęgniarką. To co wygadywał było z jednej strony gadką szaleńca, ale z drugiej... mówił śmiertelnie poważnie i to ją przerażało. Niewiele z tego rozumiała, ale czuła, że zwariuje, jeśli z kimś nie porozmawia. Było już po kolacji, więc pobiegła szybko do Balcane, by opowiedzieć o wszystkim Tarze. Gdy wpadła do jej pokoju, przyjaciółka jak zwykle siedziała na parapecie i paliła papierosa.

— Mogę z tobą pogadać?

— Jasne, Cass. O co chodzi?

— O Asha.

Opowiedziała jej wszystko to, co wydarzyło się w składziku. Ze szczegółami zrelacjonowała, co Ash jej powiedział, jego reakcje, gesty. Przez cały czas nie opuszczał Cass niepokój i napięcie.

— Powiedział, że nie chce, żeby mnie znów zniszczyli, skoro wróciłam — powiedziała drżącym głosem.

— Znowu zniszczyli? Skąd wróciłaś?

— Nie wiem, co miał na myśli. To brzmi jak szaleństwo.

— Mam wrażenie, że on cię z kimś pomylił — zamyśliła się. — To brzmi, jakby mówił o innej osobie.

— Pamiętasz, jak opowiadałam ci, że słyszę głos w głowie? — Tara od razu pokiwała głową. — Myślę, że należy do tej kobiety z moich snów. Tej samej, która ukazała mi się w lustrze. Od dawna towarzyszy mi uczucie, jakby ona była... wewnątrz mnie.

Tara spojrzała na Cass ze strachem.

— W lesie słyszałam nawoływania... Scylisa. To jej imię.

— Może Ash sądzi, że ty nią jesteś.

— Ale to nie ma najmniejszego sensu! — Załamała ręce.

— Kim jest ta Scylisa? Wiesz coś na jej temat?

Prawda była taka, że nie miała pojęcia, kim była lub czy cokolwiek z tych dywagacji miało sens. Cass spychała tę sprawę na dalszy plan, zajęta myszkowaniem w informacjach o Termorianach i stowarzyszeniu. Co, jeśli Scylisa miała coś wspólnego z Klariuszami i Termorianami? W snach, które miewała, Cass zawsze znajdowała się w dziwacznych miejscach – zupełnie niepodobnych do tych ziemskich. Pewna była jednego – musiała znowu odwiedzić ukrytą bibliotekę.

Może wtedy to, co mówił Ash będzie miało większy sens?


⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅


Weekend minął bardzo szybko. O dziwo, po Lorelai nie było śladu. Zapewne sobotę i niedzielę spędziła poza Nigelthen, jak to miała w zwyczaju duża liczba studentów. Była Cass jednak potrzebna, jak nigdy wcześniej. Bez niej nie zdobędzie klucza do ukrytej części biblioteki. Jako, że Cass nie była w stowarzyszeniu, nie miałaby takiej możliwości.

Gdy wybiła szósta rano w poniedziałek, w pokoju rozbrzmiał dźwięk walenia do drzwi przez Marylę. Cass rzuciła w stronę drzwi smętne spojrzenie. Wtedy zobaczyła, że na drugim łóżku siedziała Lorelai. Jak zwykle obdarzyła współlokatorkę cukierkowym uśmiechem i przeciągnęła się, prezentując różową piżamę.

— W nocy padał śnieg! — zaświergotała. Cass zupełnie tego nie skomentowała.

— Lorelai, muszę się znowu dostać do ukrytej biblioteki.

Blondynka spojrzała na nią tępo.

— To wykluczone.

Cass uniosła brwi.

— Jak to?

— Każdy członek stowarzyszenia może odwiedzić to miejsce tylko raz w semestrze.

— I wykorzystałaś swoją wejściówkę na mnie? — zdziwiła się.

— Potrzebowałaś pomocy.

Cass rozmasowała dłonią czoło. Jej jedyny punkt zaczepienia właśnie wyparował. Kogo jeszcze ze stowarzyszenia mogłaby poprosić o taką przysługę? Luciena? Trevora? Większość kolegium jej nienawidziła, bo nigdzie nie pasowała. Westchnęła ciężko. Musiała coś wymyślić.

Następnego ranka wstała jak robot. Nałożyła sweter i płaszcz, a na nogi wciągnęła kozaki. Do torby wcisnęła też trampki na przebranie, bo zaraz po śniadaniu musiała stawić się na hali sportowej. Miała razem z Lucienem i Trevorem odbyć prace społeczne za karę po bójce w Ceberia Hall. Bała się nawet pomyśleć, co ją czeka tego ranka. Całe śniadanie starała się otrząsnąć z pesymistycznych myśli.

Pierwszy śnieg zdawał się powoli znikać w porannych promieniach słońca. Odetchnęła ciężko i weszła na teren kompleksu sportowego.

— Panno Edevane, świetnie, że pani już z nami jest! — zawołał Doyle, który zaszedł jej drogę w holu. Szybko została poprowadzona na pływalnię, a tam czekał już znudzony Rutherford i skwaszony Crumandames. Stali obok basenu pływackiego.

Cass przełknęła gulę w gardle i poczuła automatycznie, że ręce jej się spociły. Naprawdę nie miała ochoty mieć dzisiaj styczności z wodą...

— Panno Edevane? Cassily? — odezwał się Doyle zaniepokojony. Odchrząknęła i zamrugała szybko.

— Tak, wszystko w porządku — wyszeptała, starając się zapanować nad piskliwym głosem.

Nic nie mogła poradzić na to, że gdy znajdowała się blisko wody, jej organizm zaczynał szaleć ze strachu. Nie rozwodziła się długo nad kpiącym spojrzeniem Trevora i zastanowieniem na twarzy Luciena. Ani jeden, ani drugi nie podejrzewał, że poznała w pełni tajemnicę Nigelthen. Co prawda, czuła się niepewnie, ale nie było w tym strachu.

— Wasza praca będzie polegała na wyczyszczeniu basenu ręcznie — postawił nacisk na ostatnie słowo.

— To nam zajmie cały dzień — warknął Lucien zirytowany.

— Może, gdy będziecie musieli ze sobą współpracować, to nauczycie się pokory — powiedział Doyle twardo. — Poza tym, na pewno zdążycie. Wykłady zaczynają się dopiero po dwunastej. — Puścił oczko. — Szczotki i środki czystości znajdziecie w kącie. Do roboty i pamiętajcie, że może mnie tu nie być, ale wszystko widzę.

Cass westchnęła ciężko, wciąż wpatrując się w zbiornik, z którego szybko spuszczano wodę.

— Boisz się basenów? — zagadnął Lucien, podchodząc bliżej. Cass otrząsnęła się z myśli i zaczęła zdejmować płaszcz.

— Wody. Aż tak to widać? — skrzywiła się.

— Spokojnie. Po to ją spuszczają, żebyśmy mogli bezpiecznie wejść i zrobić to, co kazali.

— Tobie też się to nie uśmiecha.

— Nienawidzę takich akcji — warknął, zerkając ukradkiem na Trevora, który oglądał szczotki, jakby chciał wybrać najlepszą.

Bałwan.

— Chcesz komuś pomóc, opanować sytuację, a potem jeszcze dostajesz za to po dupie. Wiesz, o co chodzi.

Cass pokiwała głową.

W duchu była wdzięczna, że Lucien przyszedł jej wtedy z pomocą. Nie wiedziała, jak zakończyłaby się sytuacja, gdyby się nie pojawił. Czy byłaby zdolna wyrządzić Trevorowi krzywdę? Czy on zrobiły jej coś gorszego przy wszystkich? Przecież z jakichś wyimaginowanych przyczyn jej nienawidził. Poza tym rzucał świetlnymi pociskami i nie wiadomo czym jeszcze.

— Dlaczego się boisz? — zagadnął Lucien, chwytając za wiadro ze środkami czystości..

— Co? Nie boję się go — prychnęła, wciąż patrząc na zajętego Crumandamesa. Lucien szybko podążył za jej wzrokiem.

— Nie mówię o tym idiocie — zaśmiał się przyjaźnie. — Chodzi mi o wodę. — Lustrował ją czekoladowymi oczami. Westchnęła ciężko.

— Gdy byłam mała, wpadłam do rzeki niedaleko mojego domu. Prąd był zbyt silny i rodzice nawet się nie zorientowali. Czułam, że zaraz umrę, a powietrza było coraz mniej... — głos jej zadrżał. — Wtedy, dosłownie znikąd pojawił się jakiś nastolatek i wyciągnął mnie na brzeg. Pamiętam tylko... — zamyśliła się. — Pamiętam, że wypłynął tuż koło mnie i mocno mnie złapał. Od tamtej pory unikam zbiorników wodnych.

— Współczuję. Taka trauma może odcisnąć niezłe piętno na psychice. Popaprana sprawa.

— Żebyś wiedział...

Czuła, że źle oceniła Luciena. Na pierwszy rzut oka wydawał się być równie nieprzyjemny w obejściu, co Crumandames. Jednak przy bliższym poznaniu zyskiwał i Cass zaczynała się czuć przy nim bardziej swobodnie.

— Ej, wy tam! Nie będę tego odwalał sam! — wrzasnął Trevor, potrząsając białą grzywką. Sam już schodził na dno basenu. Lucien i Cass spojrzeli w jego kierunku ze skwaszonymi minami.

— A powinieneś — warknął przez zaciśnięte zęby ciemnoskóry.

Przed wejściem do basenu Cass musiała pozbyć się butów, więc trampki na nic mi się nie przydały. Zrezygnowała też ze sportowego ubrania, pozostając w plisowanej spódniczce. W ten sposób nie zmoczyła spodni, bo na dnie basenu wciąż pozostała woda do kostek. Skrzywiła się, gdy tylko stopy dotknęły tafli. Stanęła z długą szczotką w dłoni, zastanawiając się, od czego zacząć.

— Co, utopisz się w brodziku, bezdomniaro? — rzucił przez ramię Trevor, szorując już jedną ze ścian.

Cass tylko czekała, aż rzuci kąśliwą uwagą. Przewróciła oczami na to, jak bardzo był nudny i przewidywalny. Spojrzała na niego wrogo, ale postanowiła, że tym razem nie da się sprowokować. Skupiła się na myślach, wnętrzu, na swoim zadaniu. O dziwo, zauważyła, że to wszystko zaczynało działać. Spokój był tym, co mnie uratuje, pomyślała. Nalała płynu na szczotkę tak, jak zademonstrował wcześniej Lucien i zaczęła szorować ścianę przed sobą.

— Patrzcie wszyscy! Pomywaczka w swoim żywiole! — zawołał Trevor, nie kryjąc radości.

— Nie chcę ci przypominać Crumandames, ale ty też właśnie szorujesz basen, debilu! I to tylko na swoje własne życzenie! — warknął Lucien z drugiego końca zbiornika. Cass od razu posłała mu przychylne spojrzenie. Dużo dla niej znaczyło, że stał w tym wszystkim po jej stronie.

Trevor nie odzywał się już potem przez dłuższy czas. Choć Cass miała wrażenie, że jedynie szukał kolejnego punktu, w który mógłby uderzyć.

Wyszorowanie ścian zajęło im ponad godzinę. Gdy skończyli z jednym, zajęli się również szorowaniem dna. Trevor – a kto by inny – podzielił basen na trzy sektory, z czego każdy miał wyszorować swój. Cass i Lucien niechętnie się z nim zgodzili. Nie mogli cieszyć się błogą ciszą, bo przerwał ją blondyn:

— Wiesz co, bezdomna? — przeciągnął. — Nie wiedziałem, że dziwolągi potrafią być tak opanowane przy sprzątaniu — zakpił, zerkając na dziewczynę kątem oka. — Nie drażni cię to? Nie wyprowadza z równowagi? — pytał ze sztuczną ciekawością. — Nie masz chęci puścić to wszystko w trzy diabły i przestać być tym, kim nie jesteś?

Zmarszczyła czoło, bo to chyba najdłuższe zdanie, jakie do niej wypowiedział. Było całkiem pozbawione sensu, więc kontynuowała pracę, niewzruszona. Nawet się na niego nie obejrzała, choć bardziej ścisnęła rączkę szczotki, a szczęka wyostrzyła jej się znacznie.

— Może zamiast chrztów, dziekan powinien cię wysłać na roboty społeczne. Co ty na to, Rutherford? Bezdomna, chciałabyś wyszorować wszystko, by opanować swój gniew? — zaśmiał się lodowatym głosem, lustrując jej reakcję zza białej grzywki. Gdy ta zaczepka nic nie dała, naciskał dalej: — Chociaż, wiesz co? Jednak bardziej przydałaby mi się osobista gosposia. W skąpym stroju najlepiej. — Popukał się w brodę w zastanowieniu. Uniósł brew. — Taka... Podaj, wynieś, przynieś, pozamiataj. Taka Cassily.

Pierwszy raz użył jej pełnego imienia, ale zabrzmiało ono jak najbardziej obraźliwe określenie, jakie istniało w słowniku. Poczuła napływającą falę gniewu, którą starała się stłumić, wbijając paznokcie w dłoń. Pod opuszkami palców poczuła gorące wibracje. Tymczasem król lodolandii kontynuował:

— Kto wie, może do innych aktywności też bym cię wykorzystał. Ale tylko po ciemku. Nikt raczej nie chciałby patrzeć na taką deskę jak ty — powiedział z udawanym żalem, patrząc Cass prosto w oczy.

No dalej. Przywal mu. Zrób coś! — Znajomy głos w jej głowie szeptał podpowiedzi.

W jednej sekundzie Cass odrzuciła szczotkę, która upadła do wody z pluskiem. Zmrużyła groźnie powieki. Nie wiedziała, dlaczego te słowa aż tak bardzo ją zabolały. Przecież to był dupek Crumandames, którego nie powinna w ogóle słuchać. Poza tym, miała świadomość swojego wyglądu i nigdy jej to nie przeszkadzało. Nie dała jednak po sobie poznać prawdziwych uczuć i odparła równie pewnie:

— Wiesz Crumandames, znaleźli się już tacy, którzy chcieli. Z tego, co wiem, czuli się jak w niebie, więc z łaski swojej, stul pysk — powiedziała beztrosko, choć jadowicie i posłała mu sztuczny uśmiech.

Rutherford zaśmiał się i wymienił z Cass triumfalne spojrzenia.

— Dobra robota — szepnął z dumą.

Cass i Trevor mierzyli się spojrzeniami przez chwilę. Wiedziała, że jeśli teraz da się ponieść emocjom – ten idiota wygra. To była rozgrywka i doskonale o tym wiedziała. Nie miała zamiaru dać mu tej satysfakcji. Bardzo powoli odwróciła się i kontynuowała pracę. W myślach policzyła najpierw do dziesięciu, by uspokoić oddech. Potem zaczęła wymieniać wszystkie fakty, jakie mogła dostrzec.

Trevor to dupek. Lucien jest całkiem w porządku. Odbywam karę za coś, czego nie zrobiłam. Basen jest wyłożony niebieskimi płytkami. Szczotka ma brązową szczecinę.

To ją uspokoiło. Kątem oka zobaczyła, że Trevor wściekłymi ruchami wycierał podłogę basenu. Myślał, że miał ją na widelcu? Mylił się.

Cass też zaczęła szorować prawie całkiem suche dno. Była pochłonięta własnymi myślami, gdy zawór przed nią wybuchł znienacka. Strumień wody pod ciśnieniem wystrzelił jej prosto w twarz. Nie zdążyła odskoczyć i uderzył z ogromną siłą, zmiatając ją z powierzchni. Z jej gardła wydobył się jakiś spanikowany dźwięk, ale został stłumiony przez wodę, która wdarła się do przełyku. Czuła, że się dusi. Zaczęła machać rękami i nogami, próbując wypchnąć się na powierzchnię wody, jednak jej ubranie sprawiały, że wszystkie ruchy szły na darmo.

Jakim cudem prawie cały basen tak szybko wypełnił się wodą?!

Szamotała się w ubraniu i w przebłysku racjonalnego myślenia, zaczęła się rozbierać. Jakimś cudem udało jej się w kilku ruchach ściągnąć wszystko oprócz bielizny i rajstop. Niewiele to jednak dało i panika powróciła. Woda wciąż napierała, a Cass miała wrażenie, że ważyła tonę. Ogarnęło ją to samo uczucie, które pamiętała z wypadku w dzieciństwie. Zdrętwiały jej nogi i nie czuła rąk. Zapadała się w otchłań wody, mimo że wcale nie było tak głęboko. Zdawało jej się, że słyszy wrzaski i nawoływania z powierzchni... Nie wiedziała już, czy to wyobraźnia, czy rzeczywistość. Tlenu było coraz mniej.

Wtedy poczuła, że jej ciało rozgrzało się od środka, jakby ktoś uruchomił w niej jakiś mechanizm. Czuła, że napełnia ją niezrozumiała siła – energia, która zbudziła się dopiero w tej właśnie chwili. Dostrzegła wokół siebie bąbelki, pnące się w górę ku powierzchni. Basen zaczął zmieniać się w jacuzzi. Przestała się miotać i półprzytomna spojrzała na swoje dłonie pod wodą. Miała wrażenie, że świecą się jasnym światłem.

Wtedy czyjeś ramiona oplotły jej talię i została wypchnięta do góry. Przez myśl przeszło jej, że znów była w rzece i to ten sam nastolatek ją uratuje. Oddychała głęboko, unosząc się na powierzchni wody. Obok siebie zauważyła Luciena, który podtrzymał jej talię i posadził na brzegu basenu, który był już wypełniony wodą prawie po brzegi.

Cass kaszlała przez chwilę, nie mogąc dojść do siebie. Czuła ból w zatokach i płucach. Łapczywie chciała zaczerpnąć oddech, przez co wydawała z siebie dziwne dźwięki.

— Niezły striptiz — zakpił Trevor, stając nad nią. Był całkiem suchy. — Jesteś większą łajzą, niż myślałem.

Spojrzała na niego nienawistnie. Jednak nic nie powiedziała, bo Lucien ją ubiegł:

— Jeszcze jedno słowo padnie z twojej padalczej mordy, Crumandames i rozwiążemy to wszystko inaczej!

— Jasne. — Prychnął, machając lekceważąco ręką. — Doskonale wiesz, że nie masz żadnych szans.

— Przekonajmy się, pojebie?!

Cass złapała Luciena za umięśnione przedramię.

— Daj spokój. Nie zniżaj się do jego poziomu — szepnęła pewnie, wciąż mierząc Trevora śmiertelnym spojrzeniem.

Rutherford brutalnie wyrwał rękę z uścisku dziewczyny i tylko pokręcił głową z dezaprobatą względem całej sytuacji. Cass miała rację i on także to wiedział. Nie patrząc ani na nią, ani na Trevora, obrócił się na pięcie i wyszedł z hali sportowej.

Wtedy wpadła na genialny pomysł. Może to właśnie Lucien mógłby jej pomóc, aby dostać się do ukrytej biblioteki? Po tym, jak ją uratował stała się jego dłużniczką. Czy mogła go jeszcze o cokolwiek prosić? Wydawał się porywczy i nie wiedziała, czego się po nim spodziewać. Skoro Sępiciele byli potomkami Klariuszy, była pewna, że Kuguarzy mieli w sobie moc Termorian. To znaczyło, że Lucien był jednym z nich. Na samą myśl o tym, że najprawdopodobniej umiał przeistaczać się w cień, Cass miała ciarki na całym ciele. Mimo wszystko, musiała porozmawiać z nim we właściwym momencie. Formalny Bal miał odbyć się już niedługo i był idealną okazją. Warto było spróbować.


⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅

Jak Wam się podobało? Jakieś teorie? ^^

Continue Reading

You'll Also Like

2.2K 163 25
Historia pięciorga polskich nastolatków zamieszkałych w małej zapomnianej wiosce. Po morderstwie jednej z koleżanek postanawiają rozwiązać zagadkę kr...
5.6K 311 18
ZAWIESZONE Czuje straszną pustkę w sercu po zakończeniu gry więc chcąc trochę ją zapchać robię to opowiadanie na podstawie moich wyobrażeń co się dz...
11.7K 1.3K 34
Drugi tom. Lily wciąż zmaga się z nową, nieznaną rzeczywistością, w jakiej przyszło jej żyć. Stara się dostosować do surowych warunków Krainy Gniewu...
183K 11.3K 109
Chłopak kulił się w swojej celi, nie miał imienia, przynajmniej już nie. Kiedyś jego ojciec wołał go nim, jednak minęły lata od kiedy ostatni raz je...