II episode eleven

3.3K 113 33
                                    

— Zapomniałam powiedzieć, że mama zaprasza nas na obiad urodzinowy. — powiedziałam, leżąc na klatce piersiowej Jana.

— Kto będzie? — zapytał odkładając telefon na bok. Wzruszyłam ramionami.

— Albo wszyscy albo tylko my, ale znając moją mamę raczej te pierwsze.

Westchnął ciężko i spojrzał na mnie, błagając o litość.

— Możesz nie jechać, ale będzie jej przykro... — zaczęłam, a on prychnął.

— Ok, pojadę. Kiedy?

— Pojutrze.

Wytrzeszczył oczy.

— Musimy kupić prezent. — powiedział przejęty, a ja uśmiechnęłam się.

— Spokojnie, Janek.

— Wstawaj, chodź. Jedziemy. — podniósł się natychmiast z łóżka, a ja ze śmiechem pokręciłam głową.

— Już kupiłam.

Zatrzymał się i zmarszczył czoło.

— Jezu, no to czemu mówisz, że nie?

— Nie powiedziałam tak.

— Powiedziałaś.

— Nie. — pokręciłam głową, a on walnął się z powrotem obok mnie i wsadził twarz w poduszkę. Przekręciłam się i wtuliłam w jego plecy. — Pojedziemy od razu do twoich rodziców, co? Filip się ucieszy.

— Mhm. Napiszę do nich później.

Siedzieliśmy przy stole, a Jaś trzymał rękę na oparciu mojego krzesła. Wujek ciągle mu polewał, co zaczynało mnie lekko denerwować.

— Ja już dziękuję, naprawdę wystarczy. — zapierał się blondyn, ale bezskutecznie. — Okej, ostatni.

Wywróciłam oczami. To był już czwarty ostatni.

— Idę do dzieciaków. — poinformowałam i wstałam z impetem.

Wyszłam z jadalni i ruszyłam do salonu, gdzie było moje rodzeństwo cioteczne.

— W końcu przyszłaś! — krzyknęła jedna z dziewczynek, a ja uśmiechnęłam się i usiadłam obok nich na podłodze. — Grasz z nami?

Pokiwałam głową, a dzieci zaczęły tłumaczyć mi reguły gry.

— Ograliście mnie. — jęknęłam, na co się roześmiali. Nagle w pomieszczeniu pojawił się Jan i zaczął gadać coś podpitym głosem. — Janek...

Zaczęłam, ale zrezygnowałam. Wstałam i chwyciłam go za rękę.

— Zaraz wrócę, muszę mu pokazać mój pokój. — powiedziałam i zaciągnęłam go do pomieszczenia. — Janek, proszę cię. Uspokój się.

— Co?

— Nie w takim stanie do młodych, błagam cię.

— Okej, już nie będę pić. Tylko proszę, chodź ze mną, bo nie mogę już. — odpowiedział, a ja zaśmiałam się i cmoknęłam go w usta.

Chwilę później, siedzieliśmy znów z moją rodziną.

— I co, skończyłeś z tą muzyką? — do Jana zwrócił się mój wujek, a ja już zaczynałam się irytować.

— Nie, na pewno nie. To tylko przerwa. — zaprzeczył od razu. — I taka średnia wyszła, prawdę mówiąc, bo wydaliśmy płytę ze znajomymi.

— Słuchałam tej twojej ostatniej. — wtrąciła się ciocia. — Uśmiech, tak? Bardzo fajna, naprawdę.

— Bardzo dziękuję. — powiedział i skinął lekko głową.

nie krzyczysz jak palę | Jan-rapowanie Where stories live. Discover now