— Oficjalnie zdałam pierwszy rok medycyny! — pochwaliłam się, wsiadając do auta. — Wakacje w końcu.
— Dumny. — powiedział Jaś i mnie pocałował. — W końcu pojedziemy do Chałup z ekipą.
— Jezu, zapomniałam, że jeszcze muszę nas spakować. — jęknęłam. — Jedziemy pociągiem?
— Tak, o siódmej czterdzieści wyjazd.
— Czyli możemy się dziś polenić... — powiedziałam, a chłopak się zaśmiał, ale pokiwał głową.
Nie wiedzieliśmy na ile jedziemy, a ja już się pogubiłam, kto w ogóle jedzie z nami. Wiem, że część dołączy do nas później.
— Janek, przynieś mi swoje ubrania, które chcesz wziąć. — powiedziałam pakując bluzę do dużej walizki, a on wykonał moje polecenie i po chwili przyszedł ze stertą ciuchów. — Weź jeszcze coś cieplejszego.
Pakowanie nie zajęło nam długo, musieliśmy dopakować jeszcze parę rzeczy rano, ale naszą pracę na dziś, zakończyliśmy przed osiemnastą.
— Cieszę się, że w końcu ze mną pojedziesz. Chałupy są zajebiste. — odezwał się Jaś, gdy oglądaliśmy jakiś film.
— Przecież już byłam raz. — odpowiedziałam, upijając łyka wina i biorąc do ręki kawałek pizzy.
— Kiedy to było. — zaśmiał się. — Nareszcie mamy czas dla siebie. Znaczy, no prawie, bo jeszcze z chłopakami będziemy i w ogóle, ale mimo wszystko. Do października mamy trzy miesiące dla siebie.
— Pamiętasz, że ty nadal pracujesz? — skomentowałam ze śmiechem.
— Mam taką pracę, że będziesz ze mną jeździć ciągle.
— Gadałam z Magdą i nie wiem, czy znów się nie zatrudnię w SBM. — blondyn jęknął, a ja wzruszyłam ramionami. — Zawsze trochę zarobię.
— Może chcesz w radiu pogadać w jakiś dzień? Ludzie cię lubią, moglibyśmy razem prowadzić czasami Bolesne. Też byś coś zarobiła. — zaproponował, a ja się zdziwiłam, bo nigdy nie traktowałam tego jako pracę.
— Na radyjko, zawsze chętna. — zaśmiałam się.
Mieliśmy się położyć spać wcześniej, żeby się wyspać, ale wyszło jak zawsze, więc o szóstej rano, ledwo przytomni szykowaliśmy się do podróży.
— Wyłącz wodę! — krzyknęłam, gdy czajnik zaczął gwizdać. Zapięłam walizkę i zaniosłam ją do salonu.
— Nie dźwigaj tego. — odezwał się Jan.
— Bez przesady, nie jestem takim lamusem. — zaśmiałam się i poszłam zrobić kawę w dużym termosie. Wyjęłam później wafle ryżowe z szafki i schowałam je do torebki, bo na pewno będzie marudził, że jest głodny. — Zamów już ubera.
O ósmej siedzieliśmy już w przedziale z Szymanem, Filipem oraz paroma innymi osobami i jechaliśmy do Gdyni, gdzie mieliśmy przesiadkę do Chałup. Wyjęłam słuchawki i włożyłam jedną z nich do ucha, po czym puściłam muzykę.
— Jak mamy domki? — zwróciłam się do swoich towarzyszy.
— Wy zakochańce pewnie we dwójkę. — skomentował Stryjewski, na co wywróciłam oczami.
— Tak, my mamy sami, a chłopcy mają razem tą wielką chatę. — odpowiedział Jan, a ja pokiwałam głową.
— To chyba wiadomo, gdzie będą melanże. — zaśmiał się Szyman, a ja prychnęłam śmiechem i zaczęłam przyglądać się widokom za oknem.
Chłopcy się śmiali z czegoś, a ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
— Nudzi mi się. Zrobimy live na instagramie? — zapytałam Janka, a on westchnął, ale pokiwał głową. — Moim telefonem, to będzie mniej osób.
Włączyłam aplikację i odpaliłam transmisję, a Jaś oparł się o moje ramię.
— Ja też chcę. — skomentował po chwili Kacper i zabrał mi telefon.— Czemu jest aż dwa tysiące osób? Jeszcze nie ma dziesiątej, co wy tu robicie w ogóle? Dobra zadawajcie pytania do Marceliny i Janka.
Szymański obrócił kamerkę w naszą stronę, a ja pomachałam.
— Gdzie jedziecie? — przeczytał z czatu.
— Do Chałup. — powiedzieliśmy praktycznie w tym samym czasie, po czym ze śmiechem schyliłam się i wyjęłam z torebki termos.
— Kiedy nowy numer?
— Na razie same gościnki, ale nie znam jeszcze żadnych dokładnych dat. Musicie się uzbroić w cierpliwość. — wypowiedział się Pasula, a ja upiłam łyka kawy, a następnie podałam ją Jasiowi.
— Boże, ale gówniane pytania zadajecie. — jęknął Kacper. — Pytają, czy będzie patościeżka w tym tygodniu.
— Raczej nie wrócimy do Warszawy do środy, ale jak ekipa z radia przyjedzie, to może coś ogarniemy, ale to raczej do nich piszcie. — pokiwałam głową, na słowa Janka.
— Ile mamy czasu na dworcu do przesiadki? — spytałam chłopaków, po czym zabrałam Szymańskiemu telefon.
— Nie wiem, z pół godziny, więc na spokojnie.
— Szczepan chce dołączyć do live. — powiedziałam, po czym zaakceptowałam jego prośbę i już po chwili na ekranie pojawił się uśmiechnięty brunet. — Hej, Krzysiek. Co tam?
— Siema wszystkim. Dobrze, przyjeżdżamy jutro z Gombao do was. — powiedział, a ja uśmiechnęłam się szeroko. — Koło szesnastej powinnismy być.
— Czekamy! — krzyknęli chłopcy w tle.
Niedługo później zakończyliśmy transmisję, a reszta podróży minęła nam na śmianiu się i planowaniu co będziemy robić.
Przed czternastą byliśmy na miejscu i udaliśmy się na recepcję, aby odebrać klucze do domków.
Jaś rzucił mi naszą parę, a sam został, żeby ogarnąć jakieś formalności, więc wzięłam walizkę i zaczęłam kierować się w stronę drewnianych chatek, wypatrując tej z numerem osiem.
— Puść. — dogonił mnie Jan i chwycił za rączkę bagażu.
— Ładnie tu. — powiedziałam rozglądając się. — Naprawdę dużo czasu minęło, odkąd byłam ostatnio.
— Najpiękniej jest.
Otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka, a moim oczom ukazał się przytulny salon połączony z kuchnią i drzwi, prawdopodobnie do łazienki. Po prawej znajdowały się schody, które, z tego co się domyśliłam, prowadziły do sypialni. Weszłam na drewniane stopnie, które lekko zaskrzypiały i zaczęłam wchodzić wyżej.
W pokoju stało wielkie łóżko, całkiem spora szafa i komoda, a na ścianach wisiały średnich rozmiarów obrazy.Janek wdrapał się z walizką i postawił ją na środku, a ja od razu zabrałam się za wypakowanie ubrań.
— Chłopaki mają domek dwunasty. — powiedział, gdy nasze rzeczy były już w szafie. — Napisali na grupie, że idziemy na plażę, więc możemy zajść do nich i iść razem.
Pokiwałam głową i podniosłam się z łóżka. Na nogi zarzuciłam klapki i wyjęłam okulary przeciwsłoneczne z torebki.
Jaś czekał już przed domkiem, więc chwyciłam klucze i zamknęłam domek, po czym złapałam blondyna za rękę i ruszyliśmy do reszty.
— Jaka willa! — krzyknęłam, widząc ich dom. Był z trzy razy większy niż nasz.
Około dziesięć minut później byliśmy już na plaży i podziwialiśmy Bałtyk, którego fale uderzały w brzeg. Wtuliłam się w bok Janka, który opierał się o barierkę mola.
— Kocham morze, ono mi się kojarzy z wolnością. — zacytował swoją piosenkę, a ja się uśmiechnęłam i dałam mu buziaka.
— Nie używam słowa starość, dla mnie to będzie dorosłość. — dokończyłam tekst i zaciągnęłam się powietrzem, czując morską bryzę.
Czułam się wolna.
CZYTASZ
nie krzyczysz jak palę | Jan-rapowanie
Fanfiction- Przepraszam, Janek. To popieprzone. - powiedziałam, wyjmując papierosa z jego paczki. - Ja tez przepraszam, Marcela. To ostro pokurwione. - odpowiedział, odpalając go swoją zapalniczką. Nie krzyczy jak palę, pali ze mną. pierwsze rozdziały pisałam...