episode four

6.6K 191 179
                                    

Do oficjalnej wyprowadzki, każdy dzień wyglądał prawie tak samo. Albo siedzieliśmy u Janka i pakowaliśmy pudła, albo u mnie. Chłopcy wynajęli bus dostawczy, żeby łatwiej było przewieźć nasze rzeczy, ale były tam tylko trzy miejsca, a nas była czwórka.

Filip z Kacprem wynajęli apartament pięć minut z buta od naszego. Pytałam Jana, czy na pewno nie chciałby mieszkać z przyjaciółmi i mówiłam, że mieszkanie samej to nie jest dla mnie problem. Blondyn za każdym razem odpowiadał, że upadłam na głowę oraz że ja też jestem jego przyjaciółką i mnie nie zostawi. Gdy te argumenty przestały mnie przekonywać dodawał, że zwariowałby z nimi pod jednym dachem i to byłby rozpierdol, a nie dom.

Raz, gdy akurat byliśmy u mnie i Jaś pomagał mi się pakować, znalazłam zdjęcia i prezenty od Antka, z czasów naszego związku. Pasula nawet nie dał mi się odezwać, bo od razu je wyrzucił, mówiąc że zaczynamy nowe życie. I naprawdę jestem mu za to wdzięczna, bo sama nie dałabym rady iść na przód.

Klucze do naszego mieszkania otrzymaliśmy wczoraj, a chłopcy parę dni wcześniej, więc zdążyli już zawieźć większość swoich rzeczy, podczas gdy my byliśmy dopiero na samym początku przeprowadzki. Połowa pudeł jest już na miejscu, ale dziś musimy dowieźć resztę z nich.

Umówiliśmy się z Jankiem i Kacprem o siódmej trzydzieści, bo droga do Warszawy zajmowała chwilę.

Przed dwunastą byliśmy już pod naszą kamienicą. Mieliśmy mieszkać niedaleko centrum, więc okolica była przepiękna, a pogoda była dokładnie taka, jaka powinna być na początku czerwca.

Ponad godzinę zajęło nam wnoszenie kartonów. Całe szczęście, że mamy windę, bo wchodzenie z nimi po schodach na samą górę byłoby samobójstwem.

Mieszkanie nie było ogromne. Miało dwa pokoje, więc idealnie dla naszej dwójki. Z kuchni połączonej z salonem, było wyjście na niewielki balkon z czarną balustradą. Wszystko urządzone było w odcieniach bieli, czerni i szarości z elementami złota.

Co prawda nie mieliśmy jeszcze wszystkiego. Musieliśmy dokupić najpotrzebniejsze rzeczy do kuchni i łazienki, dywan do salonu i dekoracje, które kazał mi wybrać Janek, bo stwierdził, że lepiej sobie poradzę z tym zadaniem. No i każde z nas musiało urządzić swój pokój.

Jan i Kacper bardzo marudzili, więc postanowiliśmy pojechać na jakieś żarcie, zanim wyruszymy na zakupy do Ikei.

Padło na pizzę, bo chłopcy stwierdzili, że dawno jej nie jedli.

— Wracamy dziś czy zostajemy na noc? — zapytał Szyman, gdy złożyliśmy już zamówienia.

— Zanim zrobimy zakupy, będzie już późno, więc myślę, że nie opłaca się wracać dziś. Proponuję powrót jutro popołudniu, a do tego czasu zdążymy jak najwiecej ogarnąć w mieszkaniu. — odpowiedziałam, a chłopcy jęknęli na wieść o tym, ile będą mieli roboty, ale zgodzili się.

Około piętnastej trzydzieści, wyszliśmy z pizzerii i pojechaliśmy do Ikei, gdzie spędziliśmy prawie dwie godziny. Jak ktoś jeszcze mi powie, że zakupy z kobietą są ciężkie, to wyślę go do sklepu z tą dwójką.

Koło osiemnastej byliśmy w mieszkaniu. Chłopcy zajęli się podłączaniem wszelkich sprzętów i internetu, a ja zaczęłam rozkładać rzeczy w kuchni i w łazience. Zajęło nam to praktycznie tyle samo czasu, tylko ich kosztowało to więcej nerwów.

Nie mieliśmy nic do jedzenia, ani do picia, więc Kacper poszedł do żabki, żebyśmy nie padli z głodu i pragnienia.

— No, ta część domu jest już praktycznie gotowa. — odezwał się Janek, na co szeroko się uśmiechnęłam.

nie krzyczysz jak palę | Jan-rapowanie Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum