— Masz rację, Marcela. Też nad tym myślałem, bardzo dużo. — powiedział Jan i przetarł twarz dłońmi. — Żyjemy inaczej, trzymamy się w miejscu.
Skinęłam głową. Nie uroniłam ani jednej łzy, wszystkie wypłakałam podczas godzin rozmów z moją przyjaciółką.
— Co z mieszkaniem i wszystkim?
— Współlokatorka Ani musi się wyprowadzić, więc zamieszkam z nią. Spokojnie, masz tyle czasu, ile potrzebujesz. — odpowiedziałam, a jego wzrok był pusty.
Oboje byliśmy puści.
— Co teraz z nami? W sensie mamy być przyjaciółmi czy...
— Nie. — przerwałam mu. — Mówiłam ci, muszę się odciąć.
Iść na odwyk.
Pokiwał głową.
— Czyli to koniec? — zapytał i spojrzał na mnie. Widziałam, że jego oczy są szklane i łamało mi to serce.
— Chyba tak. Dziękuję ci za wszystko. — przytuliłam go.
— Kiedy się wyprowadzasz?
— Jak najszybciej. — westchnęłam. — Co mam zabrać ze wspólnych rzeczy?
— Bierz co chcesz. — wstał z kanapy. — Idę do chłopaków, jeśli będziesz czegoś potrzebować, to dzwoń.
Skinęłam głową, a on ubrał się i chwycił za klamkę.
— Marcelina, to był najlepszy rok w moim życiu.
I wyszedł.
Myliłam się, uważając, że nie miałam już łez. Ja po prostu jeszcze nie rozumiałam.
Wzięłam pudła, które przez ostatnie miesiące walały się w kącie, jeszcze po naszej przeprowadzce i po prostu zaczęłam wrzucać wszystkie swoje rzeczy do kartonów.
Po godzinie przyjechała Ania z Michałem i zaczęli mi pomagać je pakować i znosić do samochodu.
— Jak się trzymasz? — zapytał mnie w końcu Matczak, a blondynka uderzyła go w ramię.
— Nie pytaj o to teraz, idioto.
— Spokojnie. — wysiliłam się na lekki uśmiech. — Jest okej, póki co. Dobra mamy wszystko. Najwyżej przyjadę jeszcze, jak coś zostało.
Gdy obudziłam się pierwszego ranka w swoim nowym mieszkaniu, dotarło do mnie co się stało. Musiałam płakać naprawdę głośno, bo po dosłownie chwili, w pomieszczeniu pojawiła się moja przyjaciółka, która momentalnie przytuliła się do mnie.
— Pójdziesz do apteki po uspokajające? — zwróciłam się do niej łamiącym się głosem.
— Może powinnaś iść do psychologa...
— Obiecuję, pójdę, ale teraz błagam, po prostu kup mi je. Proszę. — pokiwała głową i wyszła z pokoju, a po chwili usłyszałam trzask drzwi wejściowych, a w mieszkaniu znów rozbrzmiało moje wycie.
Za każdym razem, gdy myślałam, że już się uspokoiłam, przed oczami stawał mi jego widok z łzami.
Moje złamane serce rozpadało się coraz bardziej.
Niedługo później, wróciła Ania i podała mi tabletki, błagając żebym wzięła tylko jedną. Nasze dyskusje zakończyły się tym, że zażyłam dwie, a resztę dnia przeleżałam w łożku.
I kolejnego też. I kolejnego.
W środę mój stan przestał się pogarszać, a ból osiągnął już tak wysoki poziom, że wszystko się ustabilizowało i nastała pustka.
आप पढ़ रहे हैं
nie krzyczysz jak palę | Jan-rapowanie
फैनफिक्शन- Przepraszam, Janek. To popieprzone. - powiedziałam, wyjmując papierosa z jego paczki. - Ja tez przepraszam, Marcela. To ostro pokurwione. - odpowiedział, odpalając go swoją zapalniczką. Nie krzyczy jak palę, pali ze mną. pierwsze rozdziały pisałam...