II episode sixteen

3.6K 144 130
                                    

Wszystko szło dobrze, a ja aż zaczynałam być zdziwiona tym, że wszystko się układa. Poniekąd nie miałam czasu, żeby zamartwiać się czymkolwiek.

Studia pochłaniały mnie w dużym stopniu, ale czułam, że naprawdę to lubię.

Zaczęłam kilka większych współprac, dzięki którym mogłam zarabiać w sposób, który sprawiał mi przyjemność. Z Olą świetnie się dogadywałyśmy i naprawdę dobrze wykonywała swoje zadania, a ja chyba też nie byłam złą szefową.

Naprawdę się rozwijałam.

Rozpoczęliśmy proces odstawiania moich leków, przez co musiałam wrócić do regularnych terapii. Na szczęście moja lekarka była naprawdę cudowną kobietą i dzięki niej, nie stresowałam się tym.

Jaś zaczął pomału działać w kierunku stworzenia nowego albumu. Nie mieliśmy dla siebie tak dużo czasu, ale jednocześnie nie zaniedbywaliśmy naszej relacji. Było zdrowo.

Zbliżały się urodziny Janka i to wielkimi krokami. Bardzo chciałam, żebyśmy gdzieś pojechali, ale wiedziałam, że muszę dogadać to z chłopakiem. Mieliśmy naprawdę napięty grafik.

Dwudziestego pierwszego listopada, dokładnie o jedenastej trzydzieści, otworzyłam drzwi swoją dodatkową parą kluczy i wparowałam do mieszkania Pasuli. Blondyn znajdował się w kuchni, więc lekko się wychylił i z zaskoczeniem na mnie spojrzał.

— Pali się? — zapytał, a ja rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam obsypywać go całusami.

— Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! — w pomieszczeniu rozbrzmiał mój śpiew, a następnie śmiech. Podałam mu wino i torbę z jedzeniem. — Mam nadzieję, że jesteś głodny.

Po jego minie widziałam, że był zaspany i chyba nie do końca zdawał sobie sprawę, co się dzieje.

— Aha, boże. Zapomniałam o życzeniach.— parsknęłam i stanęłam znów przed chłopkiem. — Janek, jesteś miłością mojego życia. Kocham cię i życzę ci, żebyś był szczęśliwy i zdrowy. Wiem, że więcej nie potrzebujesz, więc dalej spełniaj marzenia i niech na twojej twarzy zawsze gości najszczerszy uśmiech, bo mam ochotę skakać i płakać z radości, gdy go widzę.

Objęłam go najszczelniej jak dałam radę, a on odwzajemnił uścisk, aby chwilę pózniej mnie pocałować i zacząć dziękować.

— Te wino to tylko część prezentu, żeby nie było. Jedziemy gdzieś na jakiś mały odpoczynek chociaż, ale musimy ustalić gdzie i kiedy.

Wyminęłam go i podeszłam do stołu, gdzie zaczęłam wypakowywać pudełka z żarciem.

— Marcela, nie musiałaś...

— Cicho. Chodź jeść. — uciszyłam go, na co się zaśmiał i z rezygnacją pokręcił głową.

Leżeliśmy na kanapie, a Jan gładził mnie po plecach. I byłam naprawdę najedzona.

— Możemy się stąd dziś nie ruszać? — jęknął blondyn. — Nawet nie chce mi się odpisywać na życzenia. Już rano miałem spam na instagramie.

— To wstaw tylko na story podziękowania. Możemy leżeć, powiedziałam Oli, że dziś tylko pilne sprawy. — podniosłam się lekko. — A mogę wstawić twoje zdjęcie z liceum...

Spojrzałam błagalnym wzrokiem, a on westchnął, ale pokiwał głową.

Jaś, kiedy dostał powiadomienie, wziął do ręki telefon i uśmiechnął się szeroko

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Jaś, kiedy dostał powiadomienie, wziął do ręki telefon i uśmiechnął się szeroko.

A ja niczego więcej w tym momencie nie potrzebowałam.

Ustaliliśmy, że nie ma sensu jechać za granicę, bo sytuacja z pandemią zaostrzała się, więc wybraliśmy parę dni w Zakopanem. Mieliśmy jechać po moich piątkowych zajęciach i wrócić, po wykładach we wtorek. I to był największy plus trybu zdalnego.

Przed czternastą byliśmy już w pociągu w góry, a ja byłam okropnie podekscytowana. Już zapomniałam, jak wyglądają Tatry.

Wieczorem zakwaterowaliśmy się w apartamencie i mieliśmy cudowny widok na górski krajobraz. Podróż nas zmęczyła, więc nie mieliśmy siły na wychodzenie nigdzie, a był już późny wieczór, dlatego stwierdziliśmy, że idziemy spać.

Rano, wstaliśmy koło dziewiątej i od razu udaliśmy się na śniadanie. To był naprawdę luźny wyjazd i nic nie mieliśmy zaplanowanego.

— Idziemy połazić po Zakopanem dziś, co? — zapytał Jan, a ja wzruszyłam ramionami i pokiwałam głową.

O piętnastej byliśmy już na Krupówkach i szukaliśmy restauracji na obiad, aby po posiłku udać się w dalszy spacer.

Było już ciemno, a oświetlały nas latarnie. Jak na koniec listopada, było całkiem ciepło, mimo że znajdowaliśmy się w górach.

— Wiesz, że musimy zjeść oscypka? — zwróciłam się do blondyna.

— To obowiązek. — skomentował, a ja się zaśmiałam.

Siedzieliśmy na ławce i kończyliśmy nasz ser, popijając to grzanym winem, a ja wpatrywałam się w Jana. Spojrzał na mnie i zmarszczył czoło.

— Co jest? — zapytał, a ja wzruszyłam ramionami, a następnie przekręciłam się i oparłam głowę i jego ramię.

— Cieszę się, że jesteś.

— To będzie najbardziej spontaniczna rzecz, jaką zrobię. — powiedział i wstał z miejsca, każąc mi poczekać chwilę.

Zaczął się oddalać, a ja z konsternacją wypisaną na twarzy, wpatrywałam się w jego plecy.

On mnie tu zostawi na pastwę losu, dobry spontan.

Niedługo później, wrócił i pociągnął mnie za rękę do siebie, więc ociężale wstałam i stanęłam przed blondynem.

— Też się cieszę, że tu jesteś. — zaczął po chwili, a ja uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego, jak na debila. — Dziękuję ci bardzo za ten wyjazd. W ogóle, dziękuję za wszystko. Nie jesteśmy razem długo, ale pół życia spędziłem przy tobie i nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Nie wiem, Marcelina. Nie sądziłem, że da się tak kogoś pokochać, jak ja kocham ciebie.

— Janek, ja też cię kocham, ale to nic takiego, to tylko prezent urodzinowy. Poza tym, ja też korzystam na tym wyjeździe... — zaczęłam ze śmiechem, a Jan nagle wyjął kulkę z automatu i otwierając ją, zaczął klękać. Zamilkłam i spojrzałam na niego z szokiem. — Co ty...

— Marcelina, nigdy nie pokocham nikogo innego i chcę się z tobą zestarzeć. Wiem, że może to nie jest pierścionek twoich marzeń, obiecuję, dostaniesz lepszy, ale czuję, że to odpowiedni moment. Wyjdziesz za mnie?

Przyłożyłam rękę do ust, żeby trochę ukryć zdziwienie. Ja naprawdę nie wiedziałam co się dzieje.

Ale wiedziałam jedno. Ja też, nie pokochałabym nikogo innego i byłam tego pewna bardziej, niż tego jak się nazywam.

— Boże, tak. Wstawaj. — przyciągnęłam go do siebie i złączyłam nasze usta. — Kocham cię.

— Kocham cię. — odpowiedział z szerokim uśmiechem.




// koniec roku, wiec kończymy tez przygodę naszą....... niedługo epilog, a teraz chciałabym wam życzyć jak najlepszego nowego roku, oby przyniósł nam mniej złego niż obecny
badzcie szczęśliwi, buziaki

nie krzyczysz jak palę | Jan-rapowanie Where stories live. Discover now