episode fifteen

5.1K 178 27
                                    

Sylwester mieliśmy spędzić z ekipą SBM, aby wynagrodzić im naszą nieobecność na wigilii wytwórni.

Miałam problem ze znalezieniem jakiejś ciekawej sukienki, więc zdecydowałam się na czarny komplet, składający się z przylegających materiałowych spodni i koronkowego topu. Na wierzch zarzuciłam jeszcze marynarkę w tym samym kolorze. Jan też ubrał czarny outfit, a do tego jeansową kurtkę.

— Nie podoba mi się. — jęknęłam, stając przed lustrem, po czym otworzyłam szafę w poszukiwaniu czegoś innego.

— Spokojnie, Marcela... — zaczął Janek, a ja zmroziłam go wzrokiem. Wyciągnęłam satynową, ołówkową spódnicę. — Będzie za zimno.

Koniec końców wybrałam czarną, przylegająca sukienkę z delikatnymi drobinkami brokatu, do połowy uda, z długim rękawem i półgolfem. Może nie będzie oryginalnie, ale ważne żebym się dobrze czuła.

Impreza zaczynała się o dwudziestej pierwszej. Punktualnie zjawiliśmy się na miejscu, gdzie przywitała nas Magda z Karolem, którzy jak zwykle byli wcześniej, żeby dopracować wszystko.

Niedługo później, było już naprawdę dużo ludzi. Każdy się śmiał, bawił i pił. Niektórzy trochę przesadzali.

— Janek, idziemy zapalić? — zwróciłam się do swojego chłopaka, a on pokiwał głową i ze śmiechem wstał. — Możesz trochę przystopować?

— Marcelina, jest sylwester, bawimy się. — skrzywiłam się na jego pijany ton.

— Nie ma jeszcze dwudziestej trzeciej, a ty zaraz będziesz ledwo stał na nogach. Proszę cię, Jasiu, chcę spędzić północ z tobą, oglądając fajerwerki. — rzuciłam szluga na ziemię, pocałowałam go w policzek i wróciłam na salę.

Siedziałam z Borysem i paroma innymi chłopakami i gadaliśmy o jakichś głupotach, a ja popijałam drinka, zerkając ciągle na Jana i sprawdzając czy dobrze się trzyma.

— Marcelina, to duży chłopak, nie musisz go pilnować. Wyluzuj trochę, masz. — Bedoes dolał wódki do mojej szklanki, a ja spiorunowałam go wzrokiem. — No już, pij. Ty też masz się dobrze bawić.

Upiłam łyka, po czym od razu się skrzywiłam. To było mocne. Mimo wszystko, przyznałam mu rację i wróciłam do rozmowy. Gdy skończyłam swojego drinka, zaczęło delikatnie szumieć mi w głowię.

Nagle obok mnie pojawił się Michał, z kolejnym. Spojrzałam na niego i zmarszczyłam czoło.

— Widziałem, że skończyłaś. No chyba, że wolisz się zjarać. — spojrzałam na niego. Chciałam. — Ok, nie musisz nic mówić, chodź na zewnątrz.

Paliliśmy skręta, siedząc na jakiejś ławce i gadając o wszystkim o czym tylko się dało. Nie chciałam przesadzać, wzięłam tylko parę niewielkich buchów, ale wystarczyło, żeby zaczęło na mnie działać.

— Marcelina, szukałem cię. Czemu ty nie masz żadnej kurtki? — przed nami stanął Jan i zjechał nas wzrokiem. Spojrzałam na niego. Wyglądał dużo bardziej trzeźwo, niż ostatnio, gdy rozmawialiśmy.

— To ja nie będę przeszkadzać. — Michał podniósł się z miejsca.

— Ja pierdole, czekaj tu. — rozkazał mi Jaś i po chwili wrócił z moim płaszczem, a ja posłusznie go założyłam. — Co ty robisz?

— Ja? — zaśmiałam się. — A co miałam robić?

— Siedzieć ze mną?

— Nie mogłam patrzeć, jak wlewasz w siebie tyle alkoholu, Janek. Cieszę się, że dzięki chłopakom, mogłam chociaż trochę dobrze się bawić. — blondyn otworzył szerzej oczy.

nie krzyczysz jak palę | Jan-rapowanie Where stories live. Discover now