Rozdział 13

18.8K 598 10
                                    

Usiadłam przy barze i zamówiłam tequilę. Muszę się znieczulić. Ten facet tak mi zaszedł za skórę, że mogłabym mu spokojnie wydrapać oczy. Nigdy do tej pory nigdy tak się nie czułam, nikt mnie tak nie wkurwiał. Balansuję na cienkiej granicy nienawiści. Gdy tylko otwiera usta, mam ochotę od razu strzelić go w twarz, bo wiem, że nic mądrego ani miłego z nich nie wyjdzie. Jest profesjonalny, owszem, ale prywatnie jest straszny. Despota.
Moja burzę myśli przerywa mi znajomy głos za plecami.

- No proszę. W życiu nie spodziewał bym się tak pięknej kobiety tutaj. Mój wieczór właśnie stał się lepszy.

- Pan Tomford. - przełknęłam tequilę i zagryzlam limetką. Gdy oblizywałam usta z soku, jego wzrok powędrował w to miejsce, a źrenice się niebezpiecznie rozszerzyły. - Pana również miło widzieć.

- Może przejdziemy na "ty", skoro już siedzimy obok siebie w barze?

- Jasne, z przyjemnością.

- Więc co sprowadza cię do baru? Jeśli szukasz towarzystwa, zgłaszam się na ochotnika.

Z tego co zauważyłam przez ten czas od kiedy go znam, ten mężczyzna rzadko się uśmiechał, przez co wyglądał cały czas groźnie. Może taki był jego zamysł.

- Szukam raczej odprężenia. Od czasu do czasu trzeba się wyluzować i wyłączyć.

- Widzę, że w wielu kwestiach się zgadzamy. Opowiedz mi coś o sobie. Chcę cię lepiej poznać.

Tak Zaczęliśmy rozmawiać. Nawet nie wiem kiedy minęły trzy godziny. Gość wyglądał groźnie, ale zyskiwał przy lepszym poznaniu. Co prawda nie był typem romantyka i wątpię byśmy mogli być przyjaciółmi, bo facet ewidentnie nie szukał przyjaciół, ale dobrze mi się nim rozmawiało. Nasza rozmowę przerwał mój telefon. Reed. Kurwa, jak zwykle potrafi zepsuć najlepszą chwilę.

- Przepraszam, muszę odebrać. To szef.

- Szef? O tej porze? Jest prawie pierwsza w nocy. - Paul ścisnął usta w wąską linię i zmarszczył brwi. - Tak myślałem, że coś was łączy.

- Nie! Jezu, w życiu! To znaczy, poznaliśmy się dużo wcześniej, a potem wykupił firmę, w której pracowałam i tak nasze drogi się znów przecięły. Ale broń Boże nic mnie z nim nie łączy. Zaraz wracam.

Wyszłam przed bar odebrać.

- Coś z Abby?

- Co? Nie, skąd. Gdzie jesteś? Byłem u ciebie, ale nikt mi nie otworzył.

- Chryste. Skoro nikt ci nie otworzył, to albo nie chcę z tobą gadać, albo mnie nie ma.

- Dlatego dzwonię, do cholery! - chyba skończyła mu się cierpliwość - Gdzie jesteś?!

- Reed, to jest chore. Ta twoja kontrola. Słuchaj, nie ma przy mnie Abby, więc nie musisz się martwić, że coś jej się stanie. A teraz idź spać, popływać, poćwiczyć, cokolwiek i daj mi święty spokój! Już dawno nikt mnie tak nie wyprowadzał z równowagi, jak ty! - Rozłączyłam się zanim zdążył odpowiedzieć. Wróciłam do baru po drodze wyłączając telefon, bo nadal wydzwaniał.

- Już jestem.

Przegadaliśmy następne trzydzieści minut, dopóki do baru nie wparował wkurwiony Westbrook. Gdy patrzył na Paula, widziałam mord w oczach. Chyba czas zaopatrzyć się w popkorn. Czuję, że będzie się działo.

- Kurwa, zamartwiam się o ciebie, odchodzę od zmysłów, a ty siedzisz sobie w najlepsze w barze, pijesz i spoufalasz się z naszym klientem?!

- Jesteśmy po pracy, więc nie jestem już waszym klientem. - Paul, albo nie zauważył jak wkurwiony jest Reed, albo miał to w dupie. - nikt się z nikim nie spoufala, rozmawiamy i dobrze się bawimy, myślę że ciebie, jako szefa nie powinno to interesować. - zmrużył oczy, wyraźnie wyzywając na pojedynek Reeda. Sama jestem cholernie ciekawa jak z tego wybrnie. Przecież on nie może być o mnie zazdrosny, prawda? Nie mamy nic do siebie, nic nas nie łączy, poza tym, że mamy dziecko i wzajemnie się nienawidzimy.

- Interesuje mnie to, z kim spędza czas, od kiedy umawia się z moim bratem i wodzi go za nos, no i jest matką mojego dziecka!

O kurwa. Nieźle. Paul spojrzał na mnie z wielkim zdziwieniem na twarzy. Pewnie myśli sobie, że sypiam z tym furiatem. Muszę to sprostować, zanim ten idiota zrobi ze mnie dziwkę.

- Reed - pokazałam na niego palcem wskazującym, ręka mi się trzęsła niemiłosiernie - zagalopowałeś się! Nikt, tym bardziej ty, nie będzie robił ze mnie dziwki! - chyba wyparował ze mnie cały alkohol. To by było na tyle z wyluzowania się. - Paul, zanim weźmiesz mnie za kogoś kim nie jestem, nie sypiam z tym kretynem. Kiedy ci mówiłam, że się poznaliśmy wcześniej, zanim zaczęliśmy razem pracować, to była prawda. Wtedy też zaszłam w ciążę. Nie chcę ci się ze wszystkiego tłumaczyć, bo nie muszę, ale nie chcę też żebys wziął mnie za kobietę, ktora sypia z żonatym facetem, w dodaktu swoim szefem. A teraz pożegnam was obu. Jestem potwornie zmęczona. Dobranoc Paul, dziękuję za miło spędzony czas.

Wyszłam nie oglądając się za siebie. Co za wieczór. Co ten idiota sobie myślał. Nie przemyślał tego co powiedział. Coraz bardziej wkurwia mnie jego zachowanie. Jak pies ogrodnika. Przecież ten fiut ma żonę. Niech się ode mnie odczepi. Nasze stosunki muszą pozostać czysto zawodowe, inaczej prędzej go zabiję. Będzie się spotykał z Abby, ale mnie przy tym nie będzie. Nie jesteśmy rodziną i nie będziemy. Niezależnie, co on sobie wyobraża.

Następnego dnia podczas spotkania byłam profesjonalna, ale czasem nieobecna. Gubiłam się w swoich myślach. Sama się na tym łapałam.
Nasz klient, to starszy pan, który postanowił nawiązać współpracę. Sam ma firmę z materiałami budowlanymi. Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Wyszłam razem z klientem, byleby tylko nie zostać z Reedem w jednym pomieszczeniu sam na sam. Nie, dopóki nie uporządkuję swoich myśli.

Dziś wracamy do domu. Koniec delegacji, dzięki Bogu. W samolocie nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Wiedziałam, że czeka nas powrót z lotniska jednym samochodem, ale postanowiłam go ignorować. Jechaliśmy w bardzo krępującej ciszy. Reed próbował przepraszać, ale ja nadal nie chciałam tego słuchać. Poprosiłam go, by zawiózł mnie do domu, on sam chciał jeszcze pobyć troche z Abby u jego rodziców. Obiecał przywieść ją do domu wieczorem.

Wieczorem Abby nie mogła przestać mówić, o swoim weekendzie i pobycie u dziadków. Bardzo się polubili. Chociaż tyle dobrego. Zastanawiam się jak to teraz będzie. Męczy mnie to wszystko. Nawet po urodzeniu małej, jak byłam z nią sama miesiącami, nie czułam się tak bardzo wyczerpana psychicznie jak teraz, odkąd w naszym życiu pojawili się bracia Westbrook.

Szansa na miłość (Zakończona)Where stories live. Discover now