Rozdział 15

19.1K 580 20
                                    

Na swojej szyi czułam mokre pocałunki. Ktoś całował moje policzki, szczękę, wrażliwą skórę szyi, tuż pod uchem. Język i usta kierowały się w stronę obojczyka. Otworzyłam oczy i patrzyłam wprost w piękne, niebieskie oczy, które ostatnio stały się moim przekleństwem. Reed schodził pocałunkami coraz niżej, w stronę piersi. Sutki były gotowe na pieszczoty. Gdy tylko musnął, twardy jak skała sutek, moje plecy mimowolnie wygięły się w łuk. Boże, jak mi takich pieszczot brakowało. Szybko przeniósł usta na drugą pierś, a tą pozostawioną chwycił w dłoń. Pasowała idealnie.

- Idealne. Jesteś tak piękna jak zapamiętałem.

Schodził pocałunkami coraz to niżej. Językiem zatoczył kółko wokół mojego pępka. W dłonie chwycił moje piersi, a językiem liznął moją napuchniętą łechtaczkę, tak bardzo spragnioną dotyku. Z moich ust wydarł się jęk. Gdy zatopił język w moim wnętrzu, byłam bliska przepaści. Zaczęłam bezwstydnie jęczeć. Chyba to wyczuł, bo zaczął lizać i ssać, jakbym była jego ostatnim posiłkiem. Gdy possał łechtaczkę i wsadził we mnie dwa palce doszłam, mając mroczki przed oczami.

- Dokładnie tak. Uwielbiam jak dochodzisz na mojej twarzy. Ale następnym razem, chcę czuć jak zaciskasz się na mnie.

Gdy moje ciało przestało drżeć, położył się na mnie, musnął moje usta i wszedł we mnie jednym, precyzyjnym ruchem. Aż krzyknęłam z ekstazy wymieszanej z bólem. Dopiero co miałam orgazm, a już byłam bliska drugiego spełnienia.

Nagle obudziłam się, napalona i zlana potem. Rękę nadal miałam na swojej kobiecości. Ja pierdolę, to był sen. Piękny i tak rzeczywisty, że jeszcze czułam poprzedni orgazm. Jezu, ten człowiek potrafił mnie zaspokoić nawet w moim śnie. To znak, że na prawdę potrzebuję faceta.

Ten sen, w zasadzie uświadomił mi, że nie dam rady być z Liamem. Bo zawsze, mimowolnie będę go porównywać do jego brata. W mojej głowie będzie Reed. Tak nie można. Nie mogę go tak skrzywdzić.

Spojrzałam na zegarek, była szósta rano. Stwierdziłam, że jestem tak pobudzona, że za nic w świecie dalej nie usnę, poszłam więc prosto pod prysznic. Dzisiaj będę musiała wybrać się po sukienkę na galę. Mam dwie ładne sukienki, jedną z wesela kuzynki, a drugą z chrztu Abigail, ale żadna nie była aż tak elegancka, by nadać się na taką uroczystość. Mama zgodziła się zostać po szkole z młodą, a Kate i ja zrobimy sobie babskie popołudnie.

W pracy nie mogłam się na niczym skupić. Liam z Reedem mieli telekonferencję z chińskim klientem. Pan Huang, już od dawna chciał kupić ziemię pod budowę swojej fabryki w stanach, ale do tej pory mu się to nie udawało. Najpierw zginął jego syn, a potem ślub córki i pierwsze wnuki, skutecznie zatrzymały go w kraju. Teraz postanowił spełnić swoje marzenie o poszerzeniu działalności. Jego przyjaciel współpracował kiedyś z Westbrook Estate, więc tak dostał namiar na braci.
Liam prosił bym zjadła z nim lunch. Przez to byłam aż rozdygotana. Dobrze się czułam w jego towarzystwie, więc to nie był problem. Problemem było to, co miałam mu do powiedzenia. Musiałam mu dobitnie powiedzieć, że nic z tego. Definitywny koniec. Tylko kumple. Wiem, że jest zakochany, więc przyjaźń nie zda egzaminu.

O 12:30 zapukał do drzwi mojego gabinetu. Na moje "proszę", wsadził tylko głowę w szparę i powiedział, że jest gotowy i możemy iść.
Wzięłam moje rzeczy i torebkę i wyszłam z biura.

- Cześć. Pięknie wyglądasz. - cmoknął mnie w policzek. - To dokąd idziemy?

- Cześć. Dziękuję. Nie wiem, mi w sumie obojętnie.

- No okej. Przecznicę dalej jest świetna tajska knajpa. Mają świetne żarcie.

- No to prowadź.

Ubrałam płaszcz, a gdy Liam położył dłoń na dole moich pleców, ze swojego gabinetu wyjrzał Reed. Zmrużył oczy na rękę Liama i wykrzywił usta w grymasie. Mój przyjaciel, nawet jeśli to zauważył, to tego nie skomentował. Powiadomił go tylko, że wychodzimy na Lunch i będziemy za jakąś godzinę. Reed kiwnął głową i trzaskając drzwiami, wrócił szybkim krokiem do biura.
Chwilę później siedzieliśmy już przy stoliku. Ja zamówiłam tylko zupę, jakoś nie miałam apetytu.

- Chyba musimy poważnie pogadać. - westchnął i przeczesał włosy dłonią. Ten gest wykonywał, gdy bardzo się denerwował. - Wiesz, że się w Tobie zakochałem. Wiesz też, że to wszystko jest skomplikowane, bo masz dziecko z moim bratem. Na swoją obronę powiem, że nie wiedziałem o Abby gdy Cię poznałem, a Ty potem już nie mogłaś zmienić moich uczuć. Chciałbym o Was walczyć, ale chciałbym też wiedzieć, czy mam chociaż cień szansy. Ostatnio świetnie się dogadywaliśmy, ale teraz w twoim i Abby życiu jest też Reed. Wiem, co was łączyło, a nawet łączy. Nie chcę cię stracić, a wiem, że nie dam rady być tylko twoim przyjacielem. Nie chcę też wcinać się Reedowi.

Wcinać Reedowi? Co to w ogóle....

- Liam.. - kurde, sama nie wiem co mam mu powiedzieć, chyba pozostaje tylko prawda. - Dużo o tym myślałam. Masz rację, zbliżyliśmy się do siebie, ale nie potrafiła bym być z tobą. Nie chodzi o ciebie. Jesteś cudownym facetem i twoja przyszła dziewczyna czy żona będzie miała z tobą cudowne życie. Chodzi o to, że moje życie jest zbyt pogmatwane. Wszystko się zmieniło przez to, że poznałam Reeda. Zaszłam w ciążę, mam Abby. Cały czas to ona była, jest i będzie moim priorytetem, nie myślałam o związkach. Teraz też o nich nie myślę. Tym bardziej nie mogłabym jej komplikować życia, będąc w związku z jej wujkiem. Chciałam ci powiedzieć, że mogę ci zaproponować przyjaźń, ale jednocześnie domyślam się, że będzie ci potwornie ciężko. Nie chcę cię do niczego zmuszać. Jeśli powiesz, że tego nie chcesz, zrozumiem. Będziesz chciał się zobaczyć z Abby, jak najbardziej, nie będę ci tego bronić. W końcu jesteś jej wujkiem.

Zapadła cisza. Rozumiem go, musi to przetrawić. Ja sama jestem zarazem smutna, bo chciałabym potrafić dać mu coś więcej, ale także lżejsza. Ciężar tego wszystkiego spadł z moich ramion.
Myślę, że w innym życiu byłby dla mnie idealnym partnerem. Czuły, miły, kochający, ale ma też w sobie ogień.

- Rozumiem. Nie winię cię, Maddy. Rozumiem, że wszystko co robisz, robisz dla swojej córki. Szkoda tylko, że nie mogę zmienić swoich uczuć. Gdybym wiedział wcześniej, może nie wpadłbym po same uszy.

- Tak mi przykro, że cię zraniłam.. Nigdy tego nie chciałam. - Wstałam i go przytuliłam. To nasze pożegnanie, więc mogłam to zrobić. Musiałam. Gdy go puściłam, oboje mieliśmy łzy w oczach. Więc to koniec.

Z lunchu wróciłam do firmy sama.
Po skończonej pracy do mojego biura wpadł Reed. Wyglądał na wkurwionego.

- Coś się stało na waszym lunchu? Czemu Liam chce się przenieść do naszego oddziału w Miami? Co. Mu. Zrobiłaś?

- Uhmmm. Sądzę, że jego powinieneś o to zapytać, to on jest twoim bratem, nie ja. - zaczęłam zbierać swoje rzeczy i wyłączyłam laptopa. Reed w dwóch krokach był przy mnie i chwycił mnie za łokieć.

- Nie chciał mi powiedzieć. Domyślam się, że chodzi o ciebie, tylko nie wiem co się dokładnie stało!

Ten dzień mnie wykończy! Jeszcze on, dolewa oliwy do ognia. Nie da mi spokoju, będzie wiercił aż się dowie. Przeklęty, apodyktyczny dupek! W głowie zaczynają pojawiać się same epitety.

- Ja ci nic nie powiem. - musiałam wziąć oddech, żeby się uspokoić i go tu i teraz nie zabić. - Nie muszę się z niczego spowiadać. Porozmawiaj z nim. Jeśli ci nie powie, znaczy, że nie powinieneś wiedzieć!

- Nie drażnij mnie! Jeszcze mnie nie znasz z tej najgorszej strony. Wcale nie chcesz poznać! - szarpnął mnie, bym na niego spojrzała.

Czy on mi właśnie grozi? No jeszcze tego mi brakuje.

- Nie, nie znam. Ale mogę ci powiedzieć, że każdy potrafi być wredny, nawet ja. Więc jeśli chcesz rzucać groźbami, no to śmiało! - wyrwałam mu swoją rękę z uścisku. - Nie będę dłużna. Mam dość twojego wpierdalania się we wszystko co dotyczy mojego życia prywatnego! Jestem już po pracy, więc idę do domu. Radzę ci się zastanowić nad tym, co ty wyprawiasz i czego na prawdę chcesz! Do zobaczenia.

Wybiegłam z firmy jakby się paliło.  W sumie i tak byłam już spóźniona na spotkanie z Kate. Teraz jak nigdy bardzo potrzebuję mojej przyjaciółki.

Szansa na miłość (Zakończona)Where stories live. Discover now