Tom 2. Rozdział 23.

3K 128 2
                                    

Ivy

Przez kilka dni Liam był ze mną i pomagał mi się pakować. Umówiliśmy się także na wizytę u lekarza, przy której chciał być obecny. Chciał posłuchać bicia serca i zobaczyć naszego malucha. Zgodziłam się, bo sama bardzo tego chciałam. Dzisiaj pakowaliśmy kuchnię, niewiele było rzeczy, które chciałam zabrać ze sobą, bo Liam miał tam dosłownie wszystko. Nie było sensu brać różnych pierdółek, bo nie było na to miejsca. Ciężarówka z moimi rzeczami była już prawie spakowana. Wszystkie niepotrzebne meble sprzedane, zostało mi tylko opróżnić szafę w przedpokoju. Byłam w połowie, gdy zauważyłam poluzowaną deskę na podłodze.

- Liam, możesz mi pomóc?

- Jasne, kochanie. Co jest?

- Zobacz - wskazałam na deskę. - Tam pod spodem coś leży.

- Faktycznie. Zobaczmy co tam jest.

Miałam dziwne przeczucie co do tego co tam znajdziemy. Myślę, że tego szukali podczas włamania. Pendrive to jedno, ale może to coś, co się łączy? Kto wie co mój były odwalił? Znając jego wdepnął w gówno po pachy.

Po chwili mocowania się, Liamowi udało się podnieść deskę i wyciągnąć spod niej karton na po butach.

- Mam wrażenie, że nie znajdziemy tam butów.

- Ja też. Mam przeczucie, że łączy się to z tym włamaniem do mnie. Może poza pendrivem Greg zwinął coś jeszcze.

- Może oni wcale nie mają o tym pojęcia? Przecież cały czas mówili tylko o nośniku. - Przypominam sobie porwanie. Wtedy gdy się nade mną znęcali, pytali się o przenośny dysk, a nie o jakieś papiery.

- Zaraz się przekonamy.

Poszliśmy do salonu, gdzie stała już tylko sofa, którą kupcy mieli odebrać jutro.
Liam powoli zdjął wieko z pudełka i wyciągnął zawartość na kolana.

- To lista z nazwiskami. Same szychy. Popatrz, każdy z nich ma swoją kopertę. - Liam otworzył kopertę z nazwiskiem senatora. Na zdjęciach senator Collins bzyka jakąś młodą dziewczynę w hotelowym pokoju.

- Kurwa, nieźle. Czy Greg w ten sposób chciał zarobić? Szantażem?

- Ja pierdolę, Ivy, wiesz co to oznacza? To oznacza, że twoje porwanie było planowane. Niekoniecznie chodziło im o twojego byłego. Oni chcieli go nastraszyć, żeby oddał zdjęcia. To oznacza, że oni o tym wiedzą. Kurwa. - Przeczesał palcami swoje włosy. - Jesteś w ogromnym niebezpieczeństwie. Zadzwonię po detektywa. Niech on zdecyduje co z tymi zdjęciami zrobić.

- Ufasz mu? - Zapytałam. Sama nie wiem czemu, ale mało komu zaufała bym w takiej sytuacji. - To są bardzo delikatne dane. To wszystko może się źle skończyć!

- Masz rację. Spakuj to pomiędzy swoje ubrania, przewieziemy to do Miami. Potem pomyślimy co dalej z tym zrobić. Nie sądzę, że możemy z tym pójść na policję, bo tam są koperty kilku z nich. Również komendanta.

- Chyba, że w Miami.

- Nie sądzę. Jeśli jest tam nazwisko senatora, ktoś może zechcieć mu się podlizać i oddać mu te zdjęcia. Myślę, że ci bandyci szukali haków, by z nimi współpracował.

- Myślisz?

To co mówił ma sens. Może oni faktycznie chcieli coś na nich mieć, by móc ich szantażować i wykorzystywać do swoich celów. Mając po swojej stronie senatora, mogłoby im pójść płazem sporo przestępstw. 

Spakowałam resztę swoich rzeczy w kartony, a Liam opisywał je i kazał facetom od przeprowadzki ładować je do ciężarówki. 

Dwa dni później siedziałam z nim u Ginekologa. Nazajutrz mamy lecieć do Miami. Liam strasznie się denerwował wizytą. Nie dziwię mu się, ja przez to już przechodziłam.

- Nie denerwuj się. Wszystko jest w porządku. - Położyłam swoją dłoń na jego podskakującym kolanie. - Zaraz zobaczysz naszego malucha. 

Mój mężczyzna uśmiechnął się promiennie. Już dawno nie widziałam go tak szczęśliwego. Cieszę się, że to ja jestem przyczyną jego radości. Sama miałam wrażenie, że to jest zbyt piękne żeby było prawdziwe. Wiedziałam, że po burzy przychodzi słońce, ale wiem też, że moja bańka szczęścia niedługo pęknie. 


*******


Od tygodnia jesteśmy w Miami. Liam pracuje, a ja szukam sobie zajęcia tutaj. Póki co dostałam bojowe zadanie, urządzenia pokoju dziecięcego w jego domu. To znaczy naszym domu. Ciężko jest mi się do tego wszystkiego przyzwyczaić. Przeglądałam właśnie katalog z meblami, gdy do domu wpadł mój mężczyzna. 

- Cześć skarbie. - Podbiegł i dał mi buziaka. - Przepraszam, że tak szybko, ale mam spotkanie z detektywem.

- W sprawie zdjęć? - Odkładam na bok katalog i podążam za Liamem do sypialni.

- Tak. Postanowiłem zrobić kilka kopii i je pochować. Kilka ze skrytek znam tylko ja. Resztę wszystkich zdjęć dam do przechowania jemu. Nie wiem co mam z tym wszystkim zrobić. - Liam zaczął się przebierać. Uwielbiam przyglądać się jego ciału. - ... jutro. Słuchasz mnie Ivy? - Zaśmiał się.

Cholera tak się na niego zagapiłam i zaczęłam ślinić, że nie koncentrowałam się na tym co mężczyzna do mnie mówi.

- Przepraszam, zagapiłam się.

- Tak, właśnie widzę. - Podchodzi do mnie i wyciera mi usta. - Ślinka ci poleciała. 

Dałam mu kuksańca między żebra.

- Nie śmiej się ze mnie. Cholerne hormony robią ze mnie napaloną i niewyżytą kobietę.

- Coś na to zaradzimy. Później. - Zakłada przez głowę koszulkę. - Gdy wrócę, weźmiemy wspólną kąpiel i cię zaspokoję moja niewyżyta kobieto. - Pocałował mnie w usta. - Ale teraz naprawdę muszę już lecieć. Do potem!

I wyszedł z domu tak szybko jak do niego wpadł. Cholera sama nie wiem, co mam zrobić do wieczora. Jestem naprawdę cholernie napalona. Nie pozostaje mi jednak nic innego jak czekać. Żeby mi się nie nudziło, postanowiłam zrobić dla nas kolację. Wstawiłam zapiekankę do piekarnika, a sama udałam się do salonu, by dokończyć oglądanie katalogu. Wstępnie wybrałam już meble, jednak chciałam, by Liam również je zobaczył. To w końcu również jego dziecko. Chciałabym żebyśmy od tej pory decydowali o wszystkim jako partnerzy, jako rodzina. Już nigdy nie chcę się czuć jak dawnej, samotna i skrzywdzona.

Szansa na miłość (Zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz