Tom 2. Rozdział 14

6.8K 208 8
                                    

Liam

Ivy musi skorzystać z pomocy psychologa. Koniecznie. Tylko tej nocy obudziła się z koszmarów kilka razy. Wiem, że dzień to zbyt mało czasu, by wykaraskać się z takiej traumy, ale boje się, że to ją jeszcze bardziej zniszczy. Jak to będzie dłużej trwało, to kompletnie wysiądzie psychicznie. Pierdolony Granao jest na wolności. Każdy wie, że tacy jak on nie odpuszczają. Mam nadzieję, że tym wpadnie w sidła policji. Franco zebrał kilku zaufanych policjantów, którzy pracują nad tą sprawą. Skurwiel zapadł się pod ziemię. Jednak wierzę w to, że kiedyś wyściubi nos z nory, w której się zabunkrował.

Z rozmyślania wyrwał mnie cichy głos Ivy:

- A co będzie, jeśli psycholog mi nie pomoże? Co jeśli już do końca życia będę popieprzona?

- Nawet tak nie mów. Minął zaledwie jeden dzień i jedna noc odkąd cię znaleźliśmy. Daj sobie i swojemu umysłowi czas.

- Nadal się boję. Jestem zmęczona, ale za każdym razem, kiedy zamykam oczy, wracam do tej piwnicy. Mój umysł nie tylko wraca do pobicia, ale także tworzy nowe historie. One są tak realne, Liam...

- Czas, skarbie. Potrzebujesz czasu, by umysł zrozumiał, że jesteś bezpieczna.

- Nie tak do końca bezpieczna. Nadal go nie złapali.

- Zgadza się, ale go szukają. Poza tym, nie mam zamiaru spuścić cię z oczu. Mamy tez przecież ochronę.

- Obyś miał rację.

No właśnie. Obym się nie mylił. Boję się, że Ivy się zmieni. Stanie się strachliwa i płochliwa. Odkąd ją znam, jest przebojowa i zabawna. Nawet po tym, jak ten palant, jej były mąż, ją skrzywdził, w środku tliła się cząstka tej zabawowej i wiecznie uśmiechniętej Ivy.

Dni mijały. Mnie, na siedzeniu w firmie, z Ivy u boku, która na laptopie pracowała zdalnie. Szefostwo pozwoliło jej brać manuskrypty do domu, tam je czytać i oceniać. Poprawione, przywoziliśmy do jej szefa dwa razy w tygodniu. Cieszę się, że się na to zgodzili, mimo, że polityka firmy zabrania wynoszenia ich poza siedzibę.

Ivy była już na dwóch spotkaniach u pani psycholog, która specjalizuje się w traumatycznych przeżyciach i powrocie po nich do normalności. Nie przynosiło to jednak żadnych rezultatów. Ivy nadal mieszkała u mnie, co noc się budziła z koszmarów, a resztę nocy spędzała w moim łóżku, wtulona we mnie, jak w ostatnią deskę ratunku.

Przerażało mnie to. Po pierwsze ze względu na jej zdrowie fizyczne i psychiczne. Mało jadła, niewiele spała, to wszystko odbiło się na jej zdrowiu. Już drugi raz chorowała. Nic dziwnego, skoro organizm jest aż tak osłabiony. Po drugie, zaczynałem się do niej coraz bardziej przyzwyczajać. Do jej obecności w moim mieszkaniu. Do spania z nią w jednym łóżku. Moje ciało nie do końca rozumiało się z rozumem, więc gdy Ivy w nocy wtulała się we mnie, moje męskie części ciała reagowały bardzo ochoczo. Chodziłem przy niej z wieczną erekcją. To tak cholernie niestosowne, ale nic nie mogłem na to poradzić! Mój fiut zupełnie nie rozumiał, że ta kobieta jest złamana. Na skraju szaleństwa.

Dziś jest dzień, w którym musimy zawieźć manuskrypty do Ivy, do pracy, a potem mam ważne spotkanie. Reed nie może się na nim pojawić, bo Madison niestety nadal jest przykuta do łóżka, chyba, że chce urodzić wcześniej. Jeszcze co prawda 3 tygodnie, ale wolą zaczekać do terminu. Rozumiem ich, nie mam im tego za złe. Sam zrobiłbym to samo dla swojej żony. Znając Reeda, który totalnie ześwirował na ich punkcie, nie pozwala Maddy nawet wstać do toalety. Potem planowałem do nich pojechać i ich odwiedzić. Stęskniłem się za dzieciakami.

Ostatnimi czasy już nawet nie myślę o Madison. Czuję, jakby ten rozdział był już zamknięty. Do tej pory, za każdym razem, gdy byłem u nich, albo oni u mnie, bolało mnie serce, na ich widok. Gdy patrzyli na siebie takim rozmarzonym wzrokiem. Zazdrościłem Reedowi jak mało kto. Jednak ostatnia wizyta, uświadomiła mi, że już wcale tego nie odczuwam. Nie czuję już tego ukłucia w sercu, ani nie mam przyspieszonego pulsu, gdy tylko spojrzę na szwagierkę. Jezu, to chore. Nawet w mojej głowie cholernie źle to brzmi.

- Liam! Do diabła, ale się zamyśliłeś! Wołam cię od dobrych trzech minut. - W progu gabinetu stoi Ivy. - Jestem gotowa. Możemy jechać. Gdy będziesz miał spotkanie, Herman zawiezie mnie do psychologa. Rozmawiałam już z nim. Pojedziemy we trójkę.

Jakoś nie podoba mi się wizja, że będzie sama z ochroniarzami. Nie była nigdzie sama od czasu porwania. Może i jestem przewrażliwiony, ale wolę mieć pełną kontrolę. Chcę być pewny, że zrobiłem wszystko co w mojej mocy by ją ochronić.

- Jesteś pewna..

- Liam, nie możesz mnie niańczyć już do końca życia. Robisz i tak zbyt wiele dla mnie.

- Bzdura. Nic nie robię.

- Kto płaci ochronie? U kogo mieszkam? W kim mam trzystu procentowe wsparcie?

- To jest nic, Ivy. Po prostu chce byś była bezpieczna.

- Chcesz mieć kontrolę, znam cię aż za dobrze. - Tak. Tu mnie ma. - Nawet będąc z tobą coś może mi się przytrafić. Nie możesz owinąć mnie w folię bąbelkową i trzymać zamkniętą w domu.

- Gdybym mógł, tak bym zrobił. - wyszczerzyłem się w uśmiechu. Na ustach Ivy zagościł mały uśmiech. To sukces, bo od dawna go nie widziałem.

- Wiem i doceniam to. Ale muszę iść dalej. Muszę wrócić do mojego życia. Nie mogę się zamknąć w sobie, bo mnie to doprowadzi do szaleństwa. Znasz mnie, zawsze byłam przebojowa i uśmiechnięta. Znów chcę taką być. Chce znów poczuć się beztrosko. Wiem, że to nie możliwe, nie dopóki jesteśmy w niebezpieczeństwiez ale chcę namiastki naszego starego życia. - zarumieniła się. Zastanawiam się o czym pomyślała.

- Co chcesz w takim razie robić?

Zarumieniła się jeszcze bardziej. Spuściła wzrok i cicho powiedziała:

- Nadal chcesz naszego układu?

Zupełnie zbiła mnie z pantałyku.

- W sensie, przyjacielski seks bez uczuć?

- Tak. - podniosła wzrok i spojrzała mi w oczy. - tego chcę.

Cholera, czy ona nie rozumie, że to wszystko już wyszło poza ramy przyjaźni, a gdy dodamy do tego seks, to całkowicie przepadnę? Mam wrazenie, że dopiero pozbierałem się po złamanym sercu po Maddy. Nie wiem czy pozbieram się po drugim. Mam wrażenie, że to co zaczynam czuć do Ivy, jest sto razy silniejsze od tego, co poczułem wcześniej do Madison. Myślę, że przy Maddy po prostu wpadałem w obsesję na jej punkcie. Im bardziej mnie odtrącała, tym bardziej chciałem z nią być. To nie było ani zdrowe, ale też mam wrażenie, że nie było prawdziwe. Jednak z Ivy jest inaczej. Wiem, że to skończy się moim załamaniem, ale mimo to zaskakuje sam siebie i  odpowiadam

- Zgoda. Możemy wrócić do układu.

Wtedy też wiem, że to jedna z gorszych decyzji jakie podjąłem w swoim życiu.

_____________________________

Więc oto jest kolejny rozdział. Nie obiecuję, że będę na bieżąco codziennie coś dodawać, bo jak już wcześniej pisałam, poprawiam pierwszą część o Reedzie i Madison, przez to mam mniej czasu. Postaram się jednak wracać do was regularnie z następnym rozdziałem.

Miłego dnia!

Szansa na miłość (Zakończona)Where stories live. Discover now