Rozdział 2

24.5K 673 85
                                    

Teraźniejszość.


- Abby, kochanie, pośpiesz się proszę. Mam zaraz rozmowę o pracę. Ciocia Kate nie będzie zadowolona ze spóźnienia.

- Idę mamo. Nie wiedziałam, którą zabawkę chcę ze sobą zabrać.

Abigail, to rezolutna sześciolatka. Moja mała córeczka. Ma piękne, gęste, kręcone, brązowe włosy i cudne lazurowe oczy. Nie jest podobna do mnie, nawet odrobinkę. Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, myślałam, że oszaleję. W dodatku z nieznajomym, po jednonocnej przygodzie. Znałam tylko jego imię i nic więcej. Nawet nie do końca pamiętałam gdzie mieszkał. Nie żebym chciała mu powiedzieć o ciąży. Pomyślałam, że tak nie można. Pewnie i tak by mi nie uwierzył, bo przecież używaliśmy prezerwatywy, a gdyby zrobił testy, zapewne tylko by na nią płacił. Już wolałam, żeby go w ogóle nie znała, niż borykała się z tego typu odrzuceniem. Wiem, że to był mój błąd, a ona płaciła za niego największą cenę. Niestety nie mogłam tego zmienić, nawet gdybym bardzo chciała. Szanse, że byłabym w związku z jej tatą były zerowe. Poza tym było nam dobrze we dwie. Starałam się jak mogłam, by nie odczuwała braku mężczyzny w domu. Co prawda musiałam znaleźć lepszą pracę z elastycznymi godzinami pracy i wynająć sama mieszkanie, ale dałam radę.
Od tamtej pory też, jestem sama. Próbowałam randkowania, ale nic z tego nie wyszło. Macierzyństwo raczej nie sprzyja randkowaniu, a po dwudziestym ósmym roku życia, ciężko było znaleźć fajnego, wolnego faceta, ktory chciałby się związać z samotna matką. Większość, to były randkowe porażki. Po jakimś czasie się po prostu poddałam i zostawiłam poszukiwania odpowiedniego partnera. Od Kate dostałam chyba z pięć różnych wibratorów, po to bym nie była sfrustrowana seksualnie, bo jak to mawiała: "oszaleję z tobą, jak nie spuścisz pary". Szkoda, że to nie to samo, co przytulenie się do męskiego, ciepłego, twardego ciała, ale nie narzekam. Jestem zdrowa, moje dziecko jest zdrowe, mam dach nad głową i stałą pracę. Mogłoby być znacznie gorzej.

Przez ponad 6 lat pracowałam w firmie zajmującej się handlem nieruchomościami. Niestety, szef podjął kilka złych decyzji i zaczęła plajtować, więc przejęła ja inna wielka firma. Westbrook Estate. W tym tygodniu wszyscy pracownicy poprzedniej firmy, mieli rozmowy kwalifikacyjne z nowym prezesem. Po tym nowy zarząd miał zadecydować, czy dany pracownik zostanie przejęty czy zwolniony. Nawet nie miałam czasu na research nowej firmy. Słyszałam tylko, że prezes to jakiś bogaty dupek, którego dziadek założył firmę, potem przejął ją jego ojciec i tak wędruje dalej, z pokolenia na pokolenie.

Do siedziby firmy dotarłam na kilka minut przed czasem, cała zdyszana i zdenerwowana. Zaczęłam się konkretnie pocić, gdy przechodziłam przez lobby. Jak dotarłam do biura, gdzie wcześniej siedział pan Grayson, zaczęłam lekko drżeć.
Z gabinetu wyszła wysoka, elegancko ubrana kobieta. Miała blond włosy, spięte na czubku w koka, przeszywające szare oczy, piękną, smukłą twarz i figurę, do tego posyłała mi krzywy, arogancki uśmiech.

- Pani Madison Scott? Proszę za mną. Prezes Reed Westbrook, na panią czeka.

Chwyciłam mocniej pasek mojej torebki i z gulą w gardle przeszłam przez drzwi.
Gdy zobaczyłam kto siedzi za biurkiem, nogi się pode mną ugięły. Teraz moje zdenerwowanie sięgnęło zenitu. Po drugiej stronie siedział nie kto inny jak ojciec mojego dziecka. Ja pierdolę, ale młyn. Być może wkrótce, zostanie moim szefem. Mam tylko nadzieję, że nie dowie się o Abby. Nigdy.

- Dzień dobry, pani Scott. Proszę zająć miejsce. To jest Diana Westbrook, moja żona. Razem zadecydujemy o tym czy będzie pani dalej pracować w naszej firmie.
Wtedy spojrzał na mnie znad laptopa i mogę przysiąc, że mnie poznał. Widziałam to po jego minie. W jego oczach błysnęło zdumienie i wkurwienie. Ale o co on się zdenerwował? Przypatrywał mi się dłuższą chwilę, po czym przerwał kontakt wzrokowy.

Szansa na miłość (Zakończona)Where stories live. Discover now