Tom 2. Rozdział 27

2.7K 104 1
                                    

Ivy


Wszystko szło zgodnie z planem. Przybyliśmy do Toronto na dwa dni przed Reedem. Rodzice Liama i Reeda przylecieli tydzień po nas. Pomyśleć, że to wszystko przeze mnie. No, może nie konkretnie przez moją osobę, ale przez moją głupią decyzję o poślubieniu kompletnego debila. Przyznaję, moje życiowe decyzje nie zawsze były mądre. Jednak, z całą pewnością uczę się na błędach. Biorąc pod uwagę ile biedny Liam nerwów stracił na uganianie się za mną, mogę śmiało stwierdzić, że nie rozdaję zaufania na prawo i lewo.

Jednego nie przewidzieliśmy. Porodu w 32 tygodniu. Obudziły mnie mocne skurcze. Nie przejęłam się na początku, bo czytałam, że mogą się pojawiać od czasu do czasu. Jednak, gdy zaczęły występować bardzo często, znajomy Franca przywiózł do domu położną i panią ginekolog. Okazało się, że zaczynam rodzić i niestety musiałam jechać do szpitala, bo było zdecydowanie za wcześnie, a oni nie mieli odpowiedniego sprzętu by się nami zająć. Jednak ze względów bezpieczeństwa dostałam osobną salę, a przy mnie czuwali lekarze, którzy byli uprzednio dobrze prześwietleni. Nikt nie mógł przejść nawet korytarzem, na końcu którego leżałam. Czułam się jak jakaś mega ważna osobistość. Nie zdawałam sobie sprawy, w jak poważnym zagrożeniu się znajdujemy.

Spanikowana, nie do końca wiedziałam co się dzieje. Przyszedł anestezjolog, kazał podpisać zgodę na narkozę, by wykonać cesarskie cięcie. Zgodziłabym się na wszystko, byleby uratowali naszego malucha. Nawet nie wiem jak długo wszystko trwało, ale miałam wrażenie, że minęła chwila, a już pokazywali mi malucha. Niestety nie mogłam się nim za długo nacieszyć.

Gdy na świat przyszedł nasz syn, ważył zaledwie 1850g i miał 41 cm wzrostu. Był maleńki. I cudowny. Niestety musiał być w inkubatorze i karmili go przez sondę, ale lekarze byli dobrej myśli. Jeśli wszystko będzie tak jak jest, za kilka tygodni wyjdzie do domu. Mam nadzieję, że nie będzie komplikacji. Życie dało nam wystarczająco w kość.

- Jest cudowny. - Szepcze Liam. 

Obserwujemy Davida przez szybę. Boję się go dotknąć. Wygląda tak krucho. Jest naprawdę maleńki.

- Tak, to prawda. Cudowna istota.

- Nie wiedziałem, że można kochać kogoś aż tak mocno.

- Szczerze mówiąc, ja też nie. Myślałam, że miłość, którą do tej pory znałam, była silna. Okazuje się jednak, że miłość rodzica przerasta wszystko.

Nigdy nie wierzyłam znajomym, gdy to mówiły. Jednak to prawda. Tej miłości nie da się opisać od tak. 

Patrzyliśmy jak go karmią. To dziwne uczucie, bo podają mu moje mleko. Bardzo żałuję, że nie mogę go jeszcze karmić piersią, ale wszystko przed nami. 


Kilka dni później mogę wreszcie wyjść ze szpitala. David rozwija się prawidłowo i wszystko z nim okej, więc lekarz powiedział, że za mniej więcej cztery tygodnie synek dołączy do nas w domu. Co prawda wszystko co dla niego kupiliśmy zostało w Miami, tutaj jednak także kupiliśmy najpotrzebniejsze rzeczy. Nie mieliśmy wyboru.

Póki co zapadło kilka wyroków skazujących, dwie osoby siedzą już we więzieniu. Poszły na układ, zaczęli wymieniać nazwiska, tylko po to, by dostać ochronę. Wiedzą, że w pace nie pozostaną długo żywi. Szczególnie ze swoimi zarzutami. Kto by się przejmował? W końcu krzywdzili dzieci, powinna ich spotkać dużo dotkliwsza kara.

Franco twierdzi, że jeszcze tylko kilka tygodni i powinno być po sprawie. Zebrali już sporą kartotekę. Mam taką nadzieję, bo bardzo chcemy by nasze dziecko było w swoim domu. By mogło czuć się bezpieczne. Tak jak nasze rodziny.  Mam już powoli dosyć tych kłód, które życie od jakiegoś czasu rzuca nam pod nogi.

Greg także ma postawione zarzuty. Groźby, napaść. Bóg wie co jeszcze na niego znaleźli. Wiemy także, że on zaczął dużo mówić, by złagodzić sobie wyrok. Mimo to, wszystko co przechodzimy jest jego winą, ani trochę mu nie współczuję. 


***


- Zatrzymano prawie wszystkich powiązanych z pornografią dziecięcą. Największe grube ryby staną w tym tygodniu przed sądem. 

- Tobie też cześć, Franco. - Przedrzeźnia go Reed.

- Zostaw go, zobacz jaki jest podekscytowany. Brał udział w wielkiej akcji, daj mu się nacieszyć. - Liam szczerzy się.

- No tak, w końcu dostał prawdziwą sprawę, a nie sprawdzanie czy kolejna żona, kolejnego milionera go zdradza.

- Pierdol się. - Pokazał środkowy palec Reedowi. - Ty też się pierdol, Liam.

- No weź. Sam przyznaj, że gdy zacząłeś dla nas pracę nie spodziewałeś się takiej akcji.

- Liamie, po was to ja się wszystkiego spodziewałem. Jesteście nieobliczalni.

- Oj tam, dawne czasy. My już się ustatkowaliśmy.

- Jasne. Nie będę wam przypominać jak długą drogę musieliście przejść. Ja przynajmniej nie utrudniam sobie życia na siłę. Jest wystarczająco skomplikowane bez kobiety.

- Ty i tak poślubiłeś swoją pracę.

- Trudno się nie zgodzić! No nic, lecę, trzymajcie się, pa.

Jego twarz zniknęła z ekranu laptopa tak szybko jak się pojawiła.

- Jezu, że też jeszcze nie miał zawału. - Mówię rozbawiona.

- No cóż. Jeszcze nie, ale jak dalej będzie prowadził taki tryb życia, to nie wróżę mu, że dożyje do sześćdziesiątki. 

- Gdzie Maddy?

- Bawi się z dzieciakami.

- Przepraszam Was. To wszystko moja wina.

- O czym ty mówisz? - Reed patrzy na mnie z wielkim zaskoczeniem

- No ta cała sytuacja, to wszystko jest przeze mnie.

- Bzdura. Nie zrobiłaś tego celowo.

- Celowo czy nie, jesteście w niebezpieczeństwie przeze mnie.

- Skarbie, gadasz głupoty. Jeśli chcesz już kogoś obwiniać, to możesz swojego byłego. Poza tym, zobacz, przyczyniliśmy się do złapania wielu przestępców.

- Do czego niestety także przyczynił się mój były. 

- Widzisz, wyrządził zło, ale wyszło z tego także coś dobrego.

- To prawda. - Przytakuje Liamowi Reed. - Ivy, po prostu przestań się zadręczać. To jego wina. Tobie też groziło przez niego niebezpieczeństwo. Nikomu z nas nic się nie stało. Dzieciaki są całe i zdrowie, ale również bezpieczne. A dzięki całej tej akcji więcej dzieciaków będzie bezpiecznych. Odpuść sobie i zacznij myśleć o przyszłości. Masz rodzinę i to nią się zajmij, bo gdy będziesz ciągle rozpamiętywać przeszłość, nawet nie wiesz kiedy minie cię życie i najlepsze chwile, które już nie wrócą i nie pozostanie ci nic, tylko żal. - Po tym ruszył w stronę schodów by dołączyć do rodziny.

- Cholera, kiedy on się zrobił taki mądry? - Zaśmiał się Liam. - Ale w jednym ma rację. Musisz myśleć o przyszłości, a przeszłość zostawić. Za dwa tygodnie David będzie tu z nami, a już niedługo będziemy wszyscy razem, bezpieczni w naszym domu.

- Masz rację. Pora zacząć patrzeć w przyszłość. 

Liam pocałował mnie namiętnie, po czym zaprowadził mnie do sypialni i przytulał tak długo, aż odpłynęłam w głęboki sen.

Szansa na miłość (Zakończona)Where stories live. Discover now