Rozdział 7

20.4K 670 41
                                    

W niedzielę byłyśmy umówione z mamą na lunch, w naszej ulubionej tajskiej knajpce, niedaleko mieszkania mamy. Usiadłyśmy z Abby przy naszym ulubionym stoliku, przy oknie z widokiem na ulicę.

- Mamo, a kiedy mogę iść do Lucy spać?

- Nie wiem skarbie. Jeanette, jeszcze do mnie nie dzwoniła. Ale w tym tygodniu na pewno nie, bo Lucy jest jeszcze u dziadków.

- Wiem, jej mama wyszła ze szpitala. Czy to coś strasznego?

- Nie, kochanie. - zaśmiałam się. - Jej mama urodziła Lucy braciszka.

- A kiedy ja będę mieć braciszka? - mała spojrzała na mnie z nadzieją w jej niebieskich oczkach.

O kurde. Tego pytania to się nie spodziewałam. I weź tu wytłumacz sześciolatce, że nie masz partnera, ani nawet kandydata na partnera.

- Nie wiem kochanie. Może nigdy. A może pewnego dnia mama pozna i będzie miała kochanego mężczyznę u swojego boku.

- Tatę? - jej oczy się zaświeciły z podekscytowania. Szkoda, że musiałam zabić jej dziecięce marzenia.

- Kogoś, kto cię pokocha jak własną córkę. Ale nie, to nie będzie twój tata.

Na całe szczęście, tę dziwną rozmowę przerwało przyjście mojej mamy.

- Cześć dziewczynki! - ucałowała nas w policzki. A Abby dodatkowo wyściskała.

Mama jest wulkanem energii. Nie wiem skąd ona czerpie siłę, ale jest zawsze uśmiechnięta, nigdy się na nic nie skarży. To oraz przyjazne usposobienie mam po niej. Wygląd odziedziczyłam po trochu z każdego. Czarne włosy, nos i podbródek mam po mamie, a brązowe oczy, uszy i wzrost po tacie.

- Co tam u Was słychać kochane? Tak dawno się nie widziałyśmy. Jak tam w firmie?

- Oj mamo, dużo by opowiadać. Co już wiesz to to, że przecuje dla tego Reeda. A jego brat chyba się we mnie zakochał. Tak się przynajmniej zachowuje. Więc jest raczej kiepsko.

Mama wciągnęła powietrze i spojrzała na Abigail. Ona od początku prosiła żebym powiedziała mu prawdę o dziecku. Ja jednak nie chciałam o tym słyszeć. Myślę, że to karma się teraz ze mnie śmieje. Możliwe, że popełniłam błąd. W tamtym czasie uważałam, że to dobra decyzja.

- No wiem. Chryste, ale się porobiło. - zaczęła kręcić głową. - Jak przyjdzie co do czego i poznają prawdę, to mam nadzieję, że nikt na tym bardzo nie ucierpi. Boję się sobie nawet wyobrazić, jak on się poczuje.

- Mamo, to skończony dup.. - Spojrzałam na Abby i od razu się skarcilam w duchu. - Głupek. Zachował się w stosunku do mnie potwornie. Zasugerował, że jestem chciwą su.. Kobietą. Wiem, że nigdy do nikogo nie chowałam urazy i zawsze wszystko i wszystkich usprawiedliwiałam, ale tym razem nie mogę. Nic mu nie zrobiłam. To znaczy nic o czym by wiedział, a mimo to, tak mnie nienawidzi. Ponoć szukał mnie wtedy, tak powiedział jego brat, ale ile w tym prawdy...

- A o co dokładnie chodzi z tym bratem? Przez telefon mówiłaś, że to nic takiego, ale widzę, że oczy ci błyszczą jak o nim mówisz. Żeby nie było z tego jeszcze większych kłopotów.

- On myśli, że się we mnie zakochuje. Tak mi powiedział. Powiedział też, że się nie podda i będzie walczył. On nie rozumie, że to nigdy nie wypali.

- No ładnie. Sama sobie skomplikowałaś życie kochanie. - mama spojrzala na Abby- A co u ciebie Abby? Jak w szkole?

Abby zaczęła opowiadać babci o jej przyjaciołach i zadaniach domowych. Ja odrobinę się wyłączyłam i powędrowałam myślami do Reeda. Coraz częściej zastanawiałam się, czy powinnam mu powiedzieć. I co tak na prawdę, by to zmieniło w naszym życiu.

Cały następny tydzień unikałam Liama jak ognia. Starałam się zakopywać w papierach i przychodzić wcześniej, a wychodzić później.
W drugim tygodniu unikania zauważył, że schodzę mu z drogi i to uszanował, bo nie starał się ze mną rozmawiać ani się komunikować prywatnie. Rozmawialiśmy z kontrahentami i wykonywaliśmy nasze obowiązki razem, ale bez prywatnych rozmów, jak do tej pory.
Następny tydzień niestety musiałam wziąć wolny, bo Abby się rozchorowała.
Biedna dostała gorączki i kaszlała, więc zostałam z nią w domu. W poniedziałek pół dnia przesiedzialysmy u lekarza.

W środę, późnym popołudniem zadzwonił domofon. Byłam pewna, że to Kate, więc otworzyłam drzwi i wróciłam do Abby na kanapę. Młoda położyła głowę na moich kolanach, a ja głaskałam ją po włosach. Oglądałyśmy bajkę. Usłyszałam pukanie.

- Otwarte. Wejdź.

- Cześć, nie wiedziałem co się dzieje. Dostałem informację z kadr, że jesteś chora, więc przyszedłem sprawdzić co jest.

Wtedy przed nami, przy kanapie stanął nie kto inny jak Liam. Serce mi stanęło. Spojrzał najpierw na mnie, a potem wzrok utkwił w Abby.

- O kurwa. - nogi chyba mu odmówiły posłuszeństwa, bo aż usiadł na fotelu. Przejechał dłonią po swoich włosach kilkukrotnie. Schował twarz w swoich dłoniach, które się strasznie trzęsły. Abby zapatrzyła się w niego jak w obrazek. Był dla niej kimś nowym, nieznajomym.
Wiedziałam, że szykuje się długa pogawędka, więc poprosiłam Abby, żeby dalej leżała i oglądała bajkę, a ja przeszłam z Liamem do kuchni. Zrobiłam kawę i usiedliśmy przy wyspie.

- Chyba wiem, co było głównym powodem, dla którego nie chciałaś ze mną być. Mam rację? Czy on wie?

- Zgadza się. Ona jest głównym powodem, ale nie jedynym. Odpowiedź na drugie pytanie brzmi nie.

- Jezu Chryste. - wstał ze stołka barowego i przeczesał włosy. Zaczął chodzić po kuchni w tę i z powrotem. - Jak możesz to utrzymywać w tajemnicy. On ma prawo wiedzieć! - krzyknął.

- Nie krzycz na mnie! Jezu, to miał być jednorazowy seks! Używaliśmy prezerwatyw, nie uwierzył by mi gdybym przyszła do niego z brzuchem! Powiedział by, że to dziecko kogoś innego. Znasz go doskonale!

- Tego nie wiesz. Nie wiesz jak by się zachował! Poza tym, są testy na ojcostwo, gdyby naszły go wątpliwości.

- Tak, są. Co by to dało? Płacił by na nią, jednoczesnie nie będąc z nami. Ona czuła by się odrzucona. Nie chcę tego dla mojego dziecka.

- Ja pierdolę. Nie wierzę. Po prostu, kurwa, nie wierzę. Przecież młoda to skóra zdjęta z Reeda! Kurwa, no nie mogę pojąć, że to ukrywałaś i go oszukiwałaś. Tyle lat.. Tyle lat zmarnowali. Okłamywałaś również i mnie.
Cholera, to oznacza, że on wcale nie jest bezpłodny. Albo kłamał, żeby Diana nie naciskała i go nie usidliła do końca, albo w klinice się pomylili.. A może po prostu mieliście szczęście w nieszczęściu. Zdajesz sobie sprawę, że on musi się dowiedzieć. Muszę do niego zadzwonić. Przepraszam, ale muszę, to zrobić. On musi wiedzieć. Wystarczajsco dużo czasu im zabrałaś.

- Myślisz że to planowałam? Wtedy wydawało mi się to dobrą decyzją. Miałam dwadzieścia trzy lata i miałam zostać samotną matką. Na dodatek z przypadku po jednej nocy z nieznajomym. Boże.. - zawiesiłam głowę, a po policzku popłynęły mi łzy. Teraz to będzie piekło.

- Idę zadzwonić, a ty przygotuj się na rozmowę. Nie bój się. Jeśli zechcesz zostanę.

Liam poszedł zadzwonić. Słyszałam podniesiony głos, ale nie rozumiałam słów. Byłam otępiała. Teraz dopiero będzie się działo. Nasze życie się całkowicie zmieni.

Szansa na miłość (Zakończona)Where stories live. Discover now