Tom 2. Rozdział 28

3.2K 104 2
                                    

Liam


Nawet nie wiem kiedy ten czas minął. Przez dwa tygodnie byliśmy zmuszeni odwiedzać naszego synka w szpitalu. W między czasie przygotowaliśmy wszystko co potrzebne w domu. Musieliśmy dokupić kilka rzeczy, które nie były na naszej liście co potrzebne, bo nie spodziewaliśmy się, że urodzi się wcześniej. Potrzebne było nam dodatkowo kilka rzeczy, takich jak kamerki z czujnikiem oddechu, fotelik samochodowy czy łóżeczko. Na szczęście wszystko możemy zabrać ze sobą, więc jak tylko wszystko się w Miami wyjaśni, to będziemy od razu mogli wrócić do domu. 

- Witaj w tymczasowym domu, David. - Wita nas Maddy z uśmiechem.

- Mogę go zobaczyć? Proszę, mamo!

- Daj się im rozebrać, Abby. 

- Jestem niecierpliwa. Przecież ciągle mi to z tatą powtarzacie. - Chichocze Abigail. 

- Bo to czysta prawda - Krzyknął ze śmiechem gabinetu Reed. - Liam, przyjdź proszę do mnie jak będziesz gotowy. 

- Dasz sobie radę, skarbie? - Pytam Ivy. Musi wiedzieć, że jeśli mnie któreś z nich potrzebuje, to wszystko inne może zaczekać.

- Jasne. Mam Maddy, która ma zdecydowanie większe doświadczenie niż ja. 

- To, że mam trójkę dzieci zupełnie nic nie znaczy, każde jest inne. Abby była bardzo grzeczna jako niemowlak, a patrz teraz. - Uśmiecha się w stronę swojej córki. Mała diablica.

Całuję Ivy i małego w czoło i idę w stronę gabinetu.

- Co się dzieje?

- Zamknij drzwi. Mam kilka informacji.

- Martwisz mnie.

- Nie potrzebnie. Nie nakręcaj się. Złapali kilku gości odpowiedzialnych za porwanie Ivy. Okazuje się, że wszyscy pracowali razem. Greg wdepnął w naprawdę wielkie gówno. Całe szczęście, że zgromadził też sporo dowodów, dzięki którym można było im wszystkim postawić zarzuty. Okazuje się też, że kilku z nich, ma więcej przestępstw na swoim koncie. Niektórych szukali dość długo, ale ze względu na znikające dowody, albo na zbyt małą ich ilość policjanci mieli związane ręce. Jak się okazuje można wszystkim przypisać więcej niż się początkowo wydawało. Nie mówię tu o drobnych rozbojach. Małe szanse, że którykolwiek z nich wyjdzie wcześniej niż za kilkadziesiąt lat. Biorąc pod uwagę ile się tego zebrało, będzie spokój.

- No to na pewno dobre wiadomości. A co z Granao?

- Złapali go.

- Naprawdę?

- Tak. Postawili mu zarzut kierowania grupą przestępczą. Zbierali na niego dowody od kilku lat. Jak się dowiedział Franco, mieli nawet w jego szeregach tajniaka.

- O kurde. To naprawdę gruba akcja.

- Tak, w każdym razie na wolności pozostaje tylko kilka osób, które nie stanowią dla nas zagrożenia. Senator podał się do dymisji, zanim zdjęcia z prostytutkami wyszły na jaw. Nie sądzę by był na tyle głupi, by komukolwiek grozić. Franco oddał mu zdjęcia, a ten podał się do dymisji i podpisał porozumienie stron. Nie będzie zagrożeniem. Reszta to raczej płotki. Nikt o zdrowych zmysłach nie zrobi nam krzywdy za zdjęcia z kochanką czy kochankiem. Każdy woli zamknąć oczy i udawać, że nic takiego nie miało miejsca.

- Czyli to koniec?

- To koniec. Za 9 dni macie lot powrotny do Miami. My wracamy do siebie pojutrze.

- Świetnie. W takim razie pożegnalna kolacja jutro?

- Oczywiście.


***


- Jak spałeś?

- Mimo ciągłego wstawania świetnie, a Ty? 

- Nie wiedziałam, że można być niewyspanym, a zarazem tak bardzo szczęśliwym.

- Tak, ale myślę, że zmęczenie przyjdzie z czasem. To dopiero nasza pierwsza wspólna noc. Pogadamy za pół roku. - Zaśmiałem się.

Pamiętam jak to było z Reedem, gdy urodził się Matt. Najpierw czysta radość, z tego że urodził się szczęśliwy. Nawet dyskomfort związany z niewyspaniem jakoś się ulatniał. W każdym razie przez pierwsze dwa tygodnie. Potem było tylko gorzej. Reed stał się nerwowy, a Maddy wiecznie zmęczona. Snuli się jak dwa cienie. Jak tylko dzieci usypiały, oni szczęśliwi siadali na sofie by coś obejrzeć. Dopóki po pięciu minutach nie usypiali. Ciągle się z nich naśmiewałem, jak ich od czasu do czasu odwiedzałem, ale wiedziałem, że jeśli kiedykolwiek się ustatkuję to mnie też to czeka. Wtedy jednak, bardziej zależało mi na tym, by się odkochać w bratowej.

Jak to wszystko się zmieniło. Nie sądziłem, że kiedyś pokocham kogoś mocniej niż Madison, a tymczasem się okazuje, że byłem w błędzie. Z pewnością byłem zafiksowany, ale dziś nie sądzę że to była miłość. No, może była, w każdym razie nie największa, tak jak mi się wtedy wydawało. Było coraz gorzej, bo nie mogłem jej mieć. Fiksacja ciągle rosła. Teraz wiem, że to było cholernie głupie i trochę pozbawione sensu, a jednak wtedy czułem jakby mi się świat walił. Byłem męczennikiem z własnej woli. 

Całe szczęście Ivy mnie wyleczyła i pokazała jak wygląda prawdziwa, wielka miłość. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej.

Cały dzień spędziliśmy z dziećmi w salonie. David spał prawie cały czas, za to dzieci Reeda roznosiła energia. Madison zaciągnęła je do kuchni, by pomogły jej z kolacją.

- Zostaniesz z Davidem? Pomogę Maddy przy kolacji.

- Jasne. 

Gdy zasiedliśmy do stołu zacząłem się denerwować, co Reed skwitował krzywym uśmiechem.

- Nie smakuje ci? - Naśmiewała się Maddy. - Prawie nic nie zjadłeś. 

Zmrużyłem oczy. Śmieszki. Nawet tego nie komentuję. Po prostu wstaję.

- Co się dzieje? - pyta zaniepokojona Ivy.

Chrząkam i podchodzę do niej. Jestem mokry od potu, ale biorę się w garść i padam na kolano przed nią.

- Ivy, skarbie. - Musiałem zrobić pauzę, bo głos mi drżał. - Gdy cię poznałem, byłem w dość ponurym miejscu. Nie spodziewałem się, że skończymy tu gdzie jesteśmy. Nasze uczucie rodziło się powoli, a jednak dopadło nas jak grom z jasnego nieba. Gdy sobie uświadomiłem, że cię kocham, że nie pozwolę ci odjeść, bo nie chcę wyobrażać sobie życia bez ciebie, życie zaczęło nam rzucać kłody pod nogi. Jednak mimo to, przetrwaliśmy. Urodziłaś mi cudownego syna, za którego do końca życia będę ci dziękować. Jesteś najwspanialszą kobietą na świecie, kocham cię ponad wszystko i chciałbym się zapytać, czy uczynisz mi zaszczyt i zostaniesz moją żoną? Zechcesz być moja na zawsze?

Ivy patrzyła na mnie cała zapłakana. Nigdy się nie oświadczałem, więc nie do końca wiedziałem, czy to jest odpowiednia reakcja. Po wydawało by się godzinach, usłyszałem ciche tak. Po chwili z całą mocą odpowiedziała głośno

- Tak. Kocham cię tak bardzo. Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa.

- Ja też. Uczyniłaś mnie szczęśliwym.

Pocałowałem ją i dotarł do mnie zgiełk wszystkich w pokoju. Gdy się podnieśliśmy wszyscy zaczęli nas ściskać i nam gratulować. Miałem nadzieję, że już zawsze będziemy tak szczęśliwi jak tamtego dnia.


************************************


INFO

Jutro, najpóźniej pojutrze dodam epilog i na tym zakończymy historię braci Westbrook. 

Jeszcze w tym tygodniu dodam prolog nowej historii "Zaginione szczęście", w których poznacie Lucę i Mię. 

Szansa na miłość (Zakończona)Where stories live. Discover now