Rozdział 21

18K 594 55
                                    

W pracy mieliśmy urwanie głowy. Przed Bożym narodzeniem mieliśmy kilka ważnych i dużych kontraktów do dopięcia.
Miałam wrażenie, że doba jest coraz krótsza. Siedzieliśmy z Reedem i jego ekipą, do późnych godzin nocnych w firmie. Sala konferencyjna powolu stawała się moim drugim domem.

Na dniach miała się odbyć druga rozprawa rozwodowa Reeda, którą się przejmował. Okazało się, że Diana jest cwana. Walczy, jak może o każdy grosz. On już zgodził się, żeby dostała jakiś procent ich majątku, a mimo, że nie należało jej się nic a nic, ani trochę jej to nie zadowalało. Wiemy już, że rozwód nie zakończy się tak szybko jak się tego spodziewał. Spędzało mu to sen z powiek.

Czułam, że będę chora. Łamało mnie w kościach, byłam też strasznie zmęczona i nerwowa. Do tego bolała mnie masakrycznie głowa. Reed nakazał mi zostać w domu, tak więc zrobiłam. Gdy zabierałam się za porządki, usłyszałam pukanie. Nikogo się nie spodziewałam, ale może Kate wyrwała się na lunch z pracy. Napisałam jej, że się źle czuję. W drzwiach jednak stał Robert, ojciec Reeda.

- Witaj Madison.

- Witaj. Proszę wejdź. - Otworzyłam drzwi i wpuściłam go do mieszkania. Zdziwiła mnie jego wizyta.

- Ładne mieszkanie. - Powiedział rozglądając się. - Pewnie sporo kosztowało. - No i już znam powód jego przyjścia.

- Dziękuję. Pewnie tak, ale nie mam pojęcia. Ja tylko je wynajmuję. Nie stać mnie na takie mieszkanie. - Postanowiłam nie dać mu amunicji. Zresztą, nawet nie kłamałam. Nie powiedziałam mu tylko, że kupił je jego syn i płacę za nie zdecydowanie za mało. - Napijesz się czegoś?

- Nie, dziękuję, ja tylko na chwilę. Nie zajmę ci dużo czasu. Pozwól, że przejdę do rzeczy.

- Jasne. Zamieniam się w słuch. - Nie kłopotałam się z zapraszaniem go dalej.

- Zostaw Reeda w spokoju. Wiem, że macie dziecko, nic na to nie poradzimy, ale nie musicie ze sobą być z tego powodu. - To dowalił. Aż mi oczy z orbit wyszły. - Cieszę się, że rozwodzi się z Dianą, bo ona jest tylko łowczynią posagów. Patrzy, żeby wyjść dobrze na małżeństwie i zarobić na nim jak najwięcej. Dlatego nie pozwolę mu, by wyszedł z deszczu pod rynnę. Ile chcesz? Jaka jest twoja cena? - Teraz to już kurwa przegiął.

- Co ty sobie wyobrażasz? - ciśnienie mi się tak podnosi, że aż mi niedobrze. - Gdybym chciała go dla kasy, to szukałabym go gdy tylko dowiedziałam się o ciąży. Wiedziałam już wtedy, że jest bogaty, w końcu uprawialiśmy seks w jego mieszkaniu. Nie zależy mi na pieniądzach, bo mam dwie ręce i bystry umysł, więc mogę zapracować na siebie i Abigail. Nie wezmę od ciebie ani grosza. Robercie, wybaczę ci tak głupie insynuacje, tylko dlatego, że nie chcę ciebie i Heleny pozbawić kontaktów z wnuczką. Abby was pokochała. Reed pewnie ciężko by przyjął, twoją propozycję. Szczególnie po tym, jak mało go nie zmusiłeś do ślubu z Rose.

- Jestem w szoku, że ci o tym powiedział. Wiesz więcej, niż jego żona. Chociaż, to nie sztuka. Ją od zawsze interesowały bardziej jego karty, niż uczucia, czy życie.

- Skoro tobie tak bardzo zależy na jego uczuciach, dlaczego nie pozwolisz mu być szczęśliwym? Nie mówię, że to musi być koniecznie u mojego boku, ale ogólnie. Nie wiem, co będzie za miesiąc, czy rok, ale dobrze nam ze sobą. Mogę cię uspokoić, że nie Zależy mi na jego pieniądzach, a na nim. Pewnie mi nie wierzysz i nawet cię za to nie winię, bo twoim zadaniem jest go chronić. Ale twoje insynuacje, mu uwłaczają. Przecież jest mądrym człowiekiem i wie co robi. - ta rozmowa mnie tylko wkurza. Rozumiem go, ale proponowanie mi kasy, żebym z nim zerwała kontakt, jest chore. Już nawet nie wspomnę, że nie da się uniknąć kontaktów mając wspólnie dziecko.

- Przemyśl to. Masz więcej do stracenia niż on. Nie chcę ci grozić, ale jeśli chociaż raz usłyszę, że chcesz jego pieniędzy, albo, że go nawet nieświadomie zraniłaś, to z całą pewnością tego pożałujesz. Chciałem cię ostrzec zanim to zajdzie za daleko. Nie pozwolę na wasz ślub.

- Nawet gdybyśmy planowali jakiś, nie mógłbyś z tym nic zrobić. Na razie jednak, on jest jeszcze żonaty, a my nie jesteśmy nawet parą. Tak więc Robercie, następne kilka tygodni możesz spać spokojnie. Co będzie potem, się okaże. A teraz nie chcę być niemiła, ale źle się czuję, coś mnie łapie, więc będe wdzięczna jak opuścisz moje mieszkanie. Do widzenia.

- Do widzenia.

Gdy tylko poszedł dopadły mnie mdłości. Ledwo zdążyłam do toalety. Potwornie mnie zdenerwował. Rozumiem, że się martwi, że Reed znów trafi na materialistkę, ale proponowanie mi pieniędzy w zamian za brak kontaktów, jest co najmniej podłe.

Wieczorem opowiadam Reedowi co się stało. Oczywiście, że to ze mnie wycisnął, niemal siłą.

- Ja pierdole, zabiję go normalnie. - Reed krążył po pokoju w tę i z powrotem. Wyglądał jak tygrys zamknięty w klatce. - Kurwa, ależ jestem wściekły. Próbowanie mnie przymusić do małżeństwa w wieku dwudziestu paru lat, to co innego niż układanie mi życia po trzydziestce.

- W sumie nawet go trochę rozumiem. Postaw się na jego miejscu. Twoje małżeństwo to jakaś porażka. Dianie od zawsze zależało tylko na twojej karcie kredytowej i limicie na niej. I słyszałam to nie tylko od ciebie czy twojego ojca. Sporo osób tak twierdzi. A to, że skończyła bzykając się z trenerem personalnym, tylko to potwierdza.

- Cóż. My nie sypialismy ze sobą od miesięcy.

- No okej, ale czy ty w tym czasie ją zdradziłeś?

- W sumie to tak. Z tobą, na gali.

- Jejku, mówię wcześniej. Ona to robiła od dawna. Żądze można powstrzymać. Ja nie uprawiałam seksu przez lata i dałam radę. Żyję i mam się świetnie. Nadal mam wyrzuty sumienia, że jesteś oficjalnie ożeniony, a lądujemy w łóżku prawie codziennie.

- Ale przyznaj chociaż, że seks jest świetny. - Podszedł do mnie i mnie pocałował. Wiem, że jak zaczniemy to skończymy w łóżku. Ja jednak nie mam na to kompletnie siły. Przerwałam pocałunek i się do niego przytuliłam.

- Reed, nie mam siły. Strasznie źle się czuję. Położę się. Kolację masz w piekarniku.

- Umówię cię jutro do mojego lekarza. Niech cię zbada. Może to nic poważnego, ale lepiej zacząć działać, zanim choroba się na dobre rozwinie.

- Zgoda. Odbierzesz Abby od swojej mamy? Przywieziesz ją tutaj czy do siebie?

- Dam ci wypocząć, wezmę ją do siebie.

- Okej. To do jutra. Dobranoc - pocałowałam go na odchodne i poszłam spać. Usnęłam od razu.

Następnego dnia było jeszcze gorzej. Miałam zawroty głowy i wszystko mnie bolało. Reed umówił mnie na 14 do lekarza.

Punkt o 14 weszłam do gabinetu. Za biurkiem siedział starszy lekarz, był sporo po pięćdziesiątce, miał na nosie czarne, kwadratowe okulary. Włosy kiedyś były w kolorze ciemnego brązu, teraz wyglądają jak sól z pieprzem. Jest raczej niski i ma mały brzuszek, który widzę gdy wstaje się przywitać i przestawić.

Po jakimś czasie mam zrobione standardowe badania, pobranie krwi i moczu do badań. Na wyniki muszę godzinkę lub dwie poczekać. Postanawiam iść do kawiarni obok na latte macchiato i sernik.

Półtora godziny później wchodzę do gabinetu odebrać wyniki. Widzę, że zapowiada się pogawędka.

- Więc dostałem pani wyniki. Wszystko jest w porządku, ma pani dobre wyniki krwi, w moczu też nic nie wykryliśmy. Nie jest pani też przeziębiona.

- W takim razie dlaczego czuję się jakby walec po mnie przejechał? Do tej pory czułam się dobrze.

- Bo jest pani w ciąży. Proszę się skontaktować z pani ginekologiem, on pokieruje panią dalej. Oceni tez wiek płodu i zrobi wszystkie potrzebne badania. Gratuluję.

Wstałam będąc nadal w szoku, a potem zastała mnie ciemność.

Szansa na miłość (Zakończona)Où les histoires vivent. Découvrez maintenant