To ona to zrobiła, to przez nią to wszystko. Z jej powodu Jeff już kolejny raz rzucił się na mnie. Rozumiałam Jeffa jak nikt inny. Przeszłam przez to samo, ale wiedziałam, że Jeff jest nieco inny niż ja. Potrzebował więcej czasu, aby się w tym wszystkim odnaleźć i zaakceptować to, jak bardzo do siebie pasujemy. Potrzebował czasu, aby zrozumieć, że jesteśmy dla siebie stworzeni, a ja, jak przystało na kochającą dziewczynę, czekałam na to wszystko z utęsknieniem. Przy tym zawsze starałam się być przy nim, pomagać mu, spędzać jak najwięcej czasu razem, aby jak najszybciej zrozumiał, że jesteśmy dla siebie stworzeni. 

A teraz pojawiła się ta dziewczyna i zaczęła to wszystko psuć. Jeff czasem pomagał innym. Pomógł Jane, choć ona nie doceniła tego, co dla niej zrobił. Pomógł też mi, za co byłam mu wdzięczna. Ale nie chciałam, żeby teraz pomagał znaleźć szczęście kolejnej dziewczynie. Aby z następną osobą dzielił się TYM uczuciem. Poza tym widać było, że ona tylko wszystko między nami psuje. Jeff już drugi raz rzucił się na mnie. Zupełnie nie byłam na to przygotowana, całe szczęście jednak życie morderczyni przygotowało mnie do takich sytuacji. Zdołałam uwolnić się i uciec, ale nie uniknęłam poważnych ran. 

Jeff, gdy rzucił się na mnie, najpierw ciął mnie dwa razy w twarz. Do tej pory jeszcze krew z jednej z ran zasłaniała mi pole widzenia. Potem wbił mi nóż w ramię, choć jestem pewna, że celował w szyję albo w serce, ale za bardzo się wyrywałam. Potem ciął mnie w brzuch. Musiałam teraz wszystkie te rany obmyć i jakoś opatrzyć, zanim znów mnie odnajdzie. Pochyliłam się ostrożnie i przemyłam twarz wodą. Przynajmniej dzięki temu mogłam już normalnie widzieć. 

Spojrzałam na swoje odbicie. Miałam cięcie na czole, biegnące nad lewym okiem, z którego krew powoli jeszcze wypływała. Druga rana ciągnęła się od prawej skroni aż do brody, też krwawiła, ale również już niewiele. Cięcia były średnio głębokie, podejrzewałam więc, że to nie nimi powinnam się martwić. Potem spojrzałam na ranę na ramieniu. Jeff po prostu wbił mi tam nóż, a potem go wyszarpnął. Krew nadal wypływała z rany, choć ja niemal nie czułam bólu, co było dziwne. Powoli, uważając na wszystkie rany, odwiązałam bluzę i zdjęłam bluzkę. Rana na brzuchu okazała się nie być głęboka, ale za to długa, ciągnęła się po skosie przez cały brzuch. Podczas walki nawet nie zauważyłam, kiedy Jeff zadał mi tą ranę. Obmyłam obie rany. Potem wyjęłam swój nóż i pocięłam bluzkę. Rękawy obwiązałam wokół rany na ramieniu, pozostałą część bluzki wykorzystałam, aby opatrzyć ranę na brzuchu. Potem ubrałam bluzę. Adrenalina powoli zaczęła opuszczać moje ciało, czułam coraz większe zmęczenie i ból. Nie miałam jednak na nie teraz czasu. Jeff nadal był zmanipulowany przez tę podłą osobę, a ja musiałam mu pomóc. Biedny Jeff nie wiedział, co się z nim dzieje i w każdej chwili mógł mnie ponownie zaatakować, a ja nie dałabym już rady mu uciec ani z nim walczyć. Musiałam więc działać szybko.
~*~
Nina od razu zaczęła się wyrywać i wierzgać jak dzikie zwierzę złapane w klatkę, co utrudniało mi zadanie. Zacząłem więc po prostu zadawać jak najwięcej ran, w nadziei, że przebiję jej serce albo inny ważny narząd i zabiję raz na zawsze. Niestety Nina nie była słaba. 

W przeciwieństwie do większości moich ofiar, miała doświadczenie w walce. Zrzuciła mnie z siebie, a zanim zdołałem się podnieść, dźgnęła mnie w nogę, a potem sama uciekła. Syknęłam z bólu i natychmiast podciągnąłem nogawkę. Rana nie była duża ani głęboka. Niewielka dziura w łydce. Natychmiast odciąłem kawałek nogawki i obwiązałem ranę. Z tego, co pamiętałem, zadałem Ninie sporo ran. Istniała szansa, że wykrwawi się na śmierć, ale wolałem być pewien, że nie żyje. Dlatego musiałem ją odnaleźć. 

Jakoś podniosłem się z ziemi, klnąc przy tym na świat. Cholerny ból był wręcz nie do zniesienia, ale powtarzałem sobie, że muszę się wziąć w garść. W końcu nie z takimi ranami dawałem już sobie radę. Obrażenia skutecznie mnie spowalniały, ale chciałem to zakończyć. Musiałem odszukać Ninę, tak więc jak najszybciej ruszyłem w stronę, w którą uciekła. Tak przynajmniej mi się wydawało. Przez tą jebaną sukę kulałem i poruszałem się z zawrotną prędkością żółwia, co tym bardziej mnie wkurwiało. Miałem więc kolejny powód, aby ją zabić. 

Mijały jednak godziny, słońce zaczęło już chylić się ku zachodowi, a ja przez niemal cały dzień poszukiwań nie natknąłem się nawet na żaden jej znak. Postanowiłem zrobić sobie przerwę, bo czułem, że dłużej już nie wyrobię. Znalazłem jakiś strumień, gdzie zdecydowałem się przemyć ranę, która na szczęście nie była głęboka i przestała już krwawić, po czym odciąłem kolejny skrawek nogawki i ponownie zrobiłem sobie opatrunek. Potem zacząłem myśleć nad tym, jak znaleźć Ninę. Przecież do chuja nie rozpłynęła się w powietrzu! - pomyślałem zirytowany. Fakty były jednak takie, że nie natknąłem się na nią nigdzie. Co prawda przez tą ranę zachowywałem się tak głośno, że obudziłbym umarłego, ale i tak dziwne było dla mnie, że nie znalazłem jej. Znając ją, sama jeszcze dziś powinna spróbować mnie znaleźć. Albo powinienem przynajmniej natknąć się na jakieś jej ślady, tymczasem znalazłem całe nic. Tak jakby ona w ogóle opuściła to miejsce, co było niemożliwe. No bo gdzie miałaby pójść? I po co? Ostatecznie zawsze, niestety, chodziło jej o to, żeby być przy mnie. Zastanawiałem się dalej nad rozwiązaniem tej zagadki. Nadal nie mogłem na nic wpaść, co koszmarnie mnie irytowało. Ze złości chwyciłem jakiś kamień i rzuciłem nim z całych sił. Przeleciał nad strumieniem i trafił w jakieś drzewo.

- Szlag by to wszystko! - krzyknąłem ze złością. Potem odchyliłem się do tyłu i położyłem się na plecach. - Gdzie ta idiotka mogła się podziać?! Nina... Mam jej już serdecznie dość. Tym razem naprawdę ją zajebię. Kurwa, przez nią zacząłem już nawet gadać sam do siebie - dodałem. Następie z powrotem usiadłem i spojrzałem na swoje odbicie. Przynajmniej nadal wyglądałem pięknie. 

Wróciłem jednak myślami do mojego głównego problemu, czyli tego różowego potwora. Nie mogłem pojąć jak to możliwe, że te dwie Niny są od siebie tak bardzo różne... Nagle mnie olśniło. Nina! Nina the Killer wspominała o drugiej Ninie! I chyba niezbyt ją polubiła... - te myśli bardzo mnie zmartwiły. Musiałem koniecznie sprawdzić, czy z moją Niną wszystko w porządku. Znaczy, ona nie jest moja, ale i tak musiałem się upewnić, że wszystko z nią dobrze. 

Nina the killer była nieobliczalna, a druga Nina z kolei była zbyt delikatna i... na pewno nie dałaby rady w starciu z Niną the Killer. Wstałem szybko, czego od razu pożałowałem. Ponownie przeklnąłem, ale nie miałem teraz czasu na użalanie się nad sobą i tym cholernym bólem. Zamiast tego jak najszybciej ruszyłem w stronę miasta. Jeśli miałem rację, to Nina the Killer wyruszyła tam już dawno, musiałem więc się spieszyć. Ona co prawda też była ranna, ale miała nade mną kilka godzin przewagi. Plus jest taki, że jeśli ją tam dorwę, to już na pewno z nią skończę - pomyślałem. Choć nie ukrywam, wolałem wtedy, aby moje najgorsze obawy jednak nie okazały się prawdziwe. Choć Nina była przynajmniej nie najgłupszą osobą... A Nina the Killer nie zawsze wyznaczała się intelektem. Tak naprawdę ich spotkanie miało szansę potoczyć się na wiele różnych sposobów. Wolałem jednak nie zaprzątać sobie tym teraz głowy. Musiałem po prostu jak najszybciej znaleźć się w mieście. Przynajmniej dom Niny był na jego skraju, blisko lasu, co nie zmieniało jednak faktu, że jeśli chciałem upewnić się, że wszystko jest dobrze, musiałem się spieszyć. 

Nie będę Niną the KillerWhere stories live. Discover now