Chapter 7 'Lukey'

4.5K 331 8
                                    

Spojrzałam na niego ze strachem.
Pociągnął mnie mocno, tak, że spowrotem usiadłam na krześle.
Czy Ci wszyscy ludzie nie widzą, że nie chcę z nim tutaj być?
- Nie musisz się mnie bać. - wyszeptał nagle zmienionym głosem.
Zmarszczyłam brwi, rozmasowując obolały nadgarstek.
- Masz rozdwojenie jaźni? - zapytałam, a on się zaśmiał.
- Irytujesz mnie, cukiereczku. - mruknął patrząc na mnie spod wachlarza ciemnych rzęs.
Puściłam jego komentarz mimo uszu.
- Czego ode mnie chcesz? - zadałam pytanie, a on się uśmiechnął.
- Wyrównać tylko pewne rachunki. - wymruczał, a ja się spięłam.
- Harry'ego już nie ma. - szepnęłam. - Więc mnie zostaw w spokoju.
Wybuchnął śmiechem.
Tego palanta jakoś wszystko bawiło.
- Ale jest jeszcze Luke, Camille i Casey prawda? - zapytał. - Twoi przyjaciele. Z drugiej strony rownież jest Archie.
- Zostaw ich w spokoju. - warknęłam nabierając odwagi.
Jego rozbawione spojrzenie uważnie studiowało moją twarz.
- Jest rownież Zayn. - westchnął. - Nigdy go nie lubiłem. Wiesz, że był w tobie zakochany? Kiedyś za czasów podstawówki.
- Wytłumacz mi czego ode mnie chcesz?
- Zemsty. - powiedział krótko.
Podniosłam się z siedzenia biorąc torebkę.
- Daj mi spokój, albo zadzwonię na policję. - syknęłam i jak najszybciej wybiegłam ze Starbucks'a.
Szybko złapałam żółtą taksówkę, która bezpiecznie odwiozła mnie do akademika.

- Już jest dobrze. - Luke uspakajająco głaskał mnie po włosach. - Co się stało, skarbie?
Gdy załkałam, jego ramiona mocniej owinęły się dookoła mojego ciała.
- Nie mogę ci powiedzieć. - szepnęłam.
- Jak to nie możesz?! - warknął. - Ktoś Ci zrobił krzywdę?
- Ashton, on... - nie zdążyłam dokończyć bo Luke wypuścił mnie ze swoich objęć i wstał, chwytając kurtkę.
- Zaraz wracam. - powiedział spokojnie kierując się do drzwi.
Natychmiastowo zerwałam się z łóżka i zabarykadowalam drzwi własnym ciałem.
Próbował mnie przesunąć, ale za mocno się trzymałam.
- Przesuń się, Tess. - polecił spokojnie.
Niestety wiedziałam, jak długo potrwa jego spokój.
- Nie. - odparłam twardo. - Nie zrobisz mu krzywdy, Luke.
Wybuchnął śmiechem.
- Czy ty siebie słyszysz? - zapytał. - On może ciebie krzywdzić ale ja jego nie? Proszę cię...
Wykorzystując chwilę mojej nieuwagi, Hemmings odsunął mnie od drzwi i wyszedł na korytarz, kierując się zapewne do akademika Ashton'a.
- Luke! - krzyknęłam próbując go zatrzymać.
Nie udało się. - Luke! - kolejne niepowodzenie. Spróbowałam wyjątkowej tajnej broni. - Lukey. - powiedziałam to jedno słowo cicho jednak wystarczająco głośno aby to usłyszał i zatrzymał się w miejscu. - Nie zostawiaj mnie, proszę.
Odwrócił się z bólem w oczach.
- Ja po prostu chcę cię chronić. - powiedział cicho.
- Najlepiej ochronisz mnie, będąc przy mnie. - odpowiedziałam. - Wróć proszę do pokoju.
Przez chwilę mierzył się ze mną spojrzeniem, jednak w końcu się poddał i wrócił do swojego pokoju.

Pół godziny pózniej leżałam na łożku Luke'a, który leżał obok.
Hemmings miał to szczęście (albo urok osobisty), że dostał pokój sam.
Nie wiem jak to zrobił, ale jego sypialnia miała tylko jedno dwuosobowe łóżko.
Zazdrościłam mu tego.
- Lukey. - wyszeptałam.
- Hmm? - odpowiedział zamyślony.
- Czy Harry żyje? - zapytałam i już po chwili wiedziałam, że to był błąd.
- Nie. - odpowiedział dopiero po chwili. - Harry nie żyje.
- Mogę Ci coś powiedzieć? - zapytałam.
Kątem oka zauważyłam, że kiwnął głową.
- Wydaje mi się, że wczoraj w nocy był w moim pokoju. - powiedziałam spokojnie.
- Kto? - zapytał po chwili ciszy.
- Harry. - wyszeptałam.
- To niedorzeczne! - parsknął. - Jak ktoś kto przewraca się w grobie, miałby być w twoim pokoju?
Szturchnęłam go łokciem.
- Nie bądź dupkiem, ok? - poprosiłam. - To był on. Dam sobie rękę odciąć.
- Uważaj na co przysięgasz. - mruknął. - Możesz czasami stracić rękę.
- Czy on żyje, Luke? - ponowiłam pytanie.
- Nie. - odparł nieugięty.
Jednak ja wiedziałam swoje.
Harry żył.

#6 w Kategori Romans....
OMG!!!
Dziękuje!!!!
Uwielbiam was ❤️❤️❤️
***

Mój twitter: @HopelessNina

You Make Me Strong » styles ✓Where stories live. Discover now