Rozdział XXXIII

262 35 20
                                    


Od czasu odejście Adriana minęło piętnaście lat. Zgodnie z obietnicą zaopiekowałem się cyrkiem i wszystkimi jego mieszkańcami, kontynuując ideę pomagania tym, którzy najbardziej tej pomocy potrzebują. Otaczałem opieką i dawałem wsparcie każdemu z osobna, starając się jak najlepiej sprostać zadaniu. Nie była to jednak jedynie misja, którą z wielkim niezadowoleniem musiałem wypełniać. To była czysta przyjemność i radość, która wstępowała we mnie każdego ranka. Budziłem się dumny z faktu, że mam cyrk, którym tak dobrze się zajmuję i który daje radość zarówno odwiedzającym, jak i jego ekipie.
We wszystkim pomagał mi i wspierał mnie Ciel. Mimo upływającego czasu nasza relacja się nie rozpadła, wręcz przeciwnie. Stworzyliśmy mocny związek i nawzajem się wyleczyliśmy. Pozbyłem się żalu, jaki tkwił w moim sercu od czasu nieszczęśliwego wypadku, a mój ukochany nauczył się podchodzić do otaczającej go rzeczywistości inaczej. Był bardziej otwarty, mniej pesymistyczny. Jego charakter się nie zmienił, lecz dzięki otwartości, jakiej go nauczyłem, żyło nam się naprawdę dobrze i bez większych kłótni. Oficjalnie się dotarliśmy i wciąż mieszkaliśmy razem w tej samej przyczepie co na początku. Przyczepy Undertakera używałem głównie w sprawach służbowych i do przechowywania dokumentów, których była cała masa, lecz które po czasie przestały mnie przerażać.
Przez te lata skład trupy trochę się zmienił. Między innymi Alois wyjechał do Hollywod, aby kontynuować karierę magika. Poznał tam jakiegoś cholernie przystojnego i mądrego aktora imieniem Claude, przynajmniej blondyn tak się nim zachwycał w wiadomościach, jakie starałem się z nim regularnie wymieniać. Czasem przesyłał też pocztówki i dobrze było wiedzieć, że jakoś ułożył swoje życie. 
Po piętnastu latach wiedziałem, że ja, tak jak wtedy Adrian, zasłużyłem na odpoczynek. Pałeczkę przekazałem Nathanielowi, synowi Ronalda, który wyrósł na naprawdę mądrego i rozsądnego człowieka. Przekazałem mu cylinder i wisiorek, po czym o wschodzie słońca wraz z Cielem stanąłem przed namiotem.

- Będę tęsknić. - westchnąłem, patrząc na cyrk.

- Ja też. Bardzo. Ale to po prostu nowy etap, prawda? Coś tracimy, aby coś zyskać. - powiedział, łapiąc mnie za rękę.

Ścisnąłem jego dłoń i głęboko odetchnąłem. Miał rację. Nie chciałem patrzeć na to jak na tragedię i ból, bo nasze życie nie zaczęło się ani nie skończyło się w cyrku. Wszyscy mamy swoją długą i krętą historię i to, że w cyrku nasze życie było szczęśliwe, nie oznacza, że przeżyliśmy już ten jedyny dobry etap. Bardzo możliwe, że w miejscu, do którego się udajemy, będzie czekało na nas coś jeszcze lepszego, co pozwoli odkryć nam siebie i nasze życie na nowo. Z takim planem oddałem cyrk w ręce kogoś, kto, według mojej intuicji, która okazała się rozwinięta podobnie jak u Adriana, utrzyma niesamowity charakter tego miejsca. Być może po drodze spotkamy nawet byłego dyrektora? Ciekawiło mnie co porabia, i czy po raz kolejny udało mu się stworzyć coś równie pięknego jak nasz cyrk.

- Tak, masz rację. - uśmiechnąłem się, odwracając plecami do miejsca, które tyle mi dało w ciągu kilkunastu ostatnich lat.

Mimo to nie czułem żalu. Czułem spokój i po raz pierwszy doskonale rozumiałem, dlaczego Adrian, odchodząc, wydawał mi się wolny. Każdy czasem potrzebuje zmian, próbowania, sprawdzania się. To, że teraz odchodzę wraz z Cielem, nie oznacza, że nasze drogi z cyrkiem na zawsze się rozejdą. Być może kiedyś wrócimy do tego lub innego cyrku, staniemy znów na linie, będziemy robić salta. Być może znów ubierzemy stroje i kiedy zabrzmi muzyka, oczarujemy publiczność. Bez względu na to, gdzie wylądujemy i co będziemy robić, byłem niesamowicie wdzięczny za czas, jaki tu spędziłem. Nawet po jego opuszczeniu będę kochał cyrk całym sercem.

     

KONIEC

CIRCUS || SEBACIELWhere stories live. Discover now