Rozdział XIX

334 44 10
                                    


- Przykro mi, ale chyba nie mogę przyjąć tej oferty. Nie jestem zawodowcem, poza tym wielu rzeczy nie pamiętam. Nie chciałbym zepsuć występu. - odparłem, kiedy wstępnie przetworzyłem propozycję mężczyzny, otrząsając się z początkowego szoku.

Pomyślałem racjonalnie i mimo początkowego entuzjazmu uznałem, że muszę odmówić. To już nie zawody. To cyrk, w którym odbywa się prawdziwe show. Musiałbym występować na oczach dziesiątek ludzi, którzy przyszli, aby obejrzeć coś wspaniałego i nieprawdopodobnego. Po to żyje artysta, aby zaspokoić ciekawość ludzi i doprowadzić ich do zachwytu, nieraz zdziwienia. Czymże jest show dla akrobaty, jeśli nie brawami i dziesiątkami uśmiechów, które wywołał na twarzach innych ludzi? To dlatego stąpa po tym świecie!
Niestety, nie byłem pewien czy wciąż się do tego nadaję.

- Nie daj się prosić. Niczego nie zepsujesz, wręcz uratujesz przedstawienie! - jego oczy błysnęły spod nierówno przyciętej grzywki.

- No nie wiem... Nie jestem w formie. - przyznałem, drapiąc się nerwowo po karku.

Już od dawna profesjonalnie nie ćwiczyłem, bałem się następnej kontuzji i wspomnianego wcześniej braku wiedzy oraz umiejętności.

- Proszę. - uśmiechnął się z nadzieją. - Liczę na ciebie. Możesz poćwiczyć z Cielem, jestem pewien, że nie będzie miał problemu, żeby przypomnieć ci trochę rzeczy.

- Może i masz rację. - przygryzłem dolną wargę, usilnie się zastanawiając. Może to jednak szansa, która się nie powtórzy? Może wszechświat tylko raz pozwoli mi spróbować ponownie? - Niech będzie.

***

- Że co? Będziesz występował?! - zapytał Ciel, który dopadł mnie, kiedy tylko przekroczyłem próg przyczepy.

Kiedy wróciłem, chłopak nie spał i od razu chciał wiedzieć, gdzie byłem. Opowiedziałem mu w miarę po kolei bieg zdarzeń i przedstawiłem ofertę, którą przyjąłem, zgadzając się na jednorazowy występ za Ronalda.

- Shh, nie tak głośno, jest późno. - uspokoiłem go. - W związku z całą tą sprawą mógłbyś mi pomóc z przygotowaniami? No wiesz, mam trochę problemów z niektórymi rzeczami.

- Dobrze, będę łaskawy i ci pomogę. - odparł, po czym znów zakopał się pod kołdrę, rzecz jasna w moim łóżku.

Ostatnio często je okupował, szczególnie wtedy kiedy wychodziłem. Nie wiedzieć czemu niezwykle mu się spodobało, mimo że było identyczne jak to stojące po drugiej stronie przyczepy. Nawet nie pytał, czy może zająć moje, tylko jak zawsze wziął to, co chciał. Jak się okazało, tego wieczoru było to nie tylko posłanie.

- Czy to moja koszulka? - zapytałem, kiedy położyłem się obok i zobaczyłem, co nastolatek ma na sobie.

- Mam wszystkie piżamy w praniu. - mruknął nieprzytomnie i wzruszył ramionami, jakby nie wiedział, czego się czepiam. Chociaż czepiam to może nie do końca właściwe słowo.

W tym aspekcie nie przeszkadzał mi jego brak dobrych manier. Łóżko było duże, a ja miałem sporo ubrań. Wychodziłem z założenia, że jeśli spanie ze mną mu odpowiada, tak samo, jak moje ubrania, to nie mam nic przeciwko. Nawet cieszyłem się, że mogę mu w ten sposób nieco ułatwić życie lub trochę go uszczęśliwić. Na pewno wydawał się spać spokojniej, kiedy leżał obok mnie.

- Możesz ją sobie wziąć. - mruknąłem, podkładając ręce pod głowę. Miał obecnie idealny widok na tył jego głowy i przydługie włosy w dość niespotykanym odcieniu.

Nie wiedziałem, czy serio go lubię, czy to może dlatego, że jest trochę młodszy, ale chciałem mu ulżyć. Uszczęśliwić go w choć małym stopniu. Czułem zadowolenie na myśl, że moja obecność lub rzeczy tak małe, jak spanie w jednym łóżku w jakiś sposób ubarwiają jego codzienność. Przyjemne było też poczucie, że jestem jedną z niewielu osób, którą młody Phantomhive w jakiś sposób sobie upodobał. Nie wiedziałem, kim jestem w jego życiu, lecz z pewnością zająłem w nim już jakąś pozycję.

- Dziękuję. - powiedział, odwracając się w moją stronę.

Dzięki temu, zamiast na granatowe włosy, miałem dobry widok na piękne, niebieskie oczy. Niespodziewanie dołączył do nich delikatny uśmiech, który upewnił mnie w tym, że faktycznie trochę go dziś uszczęśliwiłem.

***

- Dajesz, próbuj jeszcze raz. - polecił chłopak, uważnie obserwując moje próby zrobienia podwójnego salta.

Przy jednym w miarę wychodziło, przy dwóch zawsze lądowałem na plecach, sycząc z bólu. Wiedziałem, że będę musiał dużo pracować, jednak z każdym kolejnym upadkiem bardziej się zniechęcałem. Po kolejnej porażce Phantomhive zaskoczył mnie pewnym pytaniem.

- Umiesz tańczyć?

- Taniec klasyczny tak, a co? - zapytałem, podnosząc się z ziemi, podczas gdy chłopak zwlekł się z ławki, na której się dotychczas wylegiwał.

- W takim razie zatańczmy, może trochę cię to rozluźni. Nic z tego nie wyjdzie, jeśli będziesz taki spięty. - stanął przede mną, łapiąc mnie za dłoń, a moją drugą rękę kładąc na swojej talii. - Jesteś wyższy, więc będziesz robił za partnera. Nie czuj się z tego powodu lepszy ani nie podepcz mi butów.

Uśmiechnąłem się rozbawiony, przyciągając go bliżej siebie. Rozbawiły mnie zarówno jego słowa, jak i poważny wyraz twarzy. Raczej nie chodziło mu o marną imitację tańca, a coś bardziej wyszukanego. Miałem nadzieję, że podołam.

- Musisz być taki niski? - zapytałem, bo mimo że nie był najniższą osobą, jaką spotkałem, definitywnie było mi obecnie przez jego wzrost trochę niewygodnie.

- Nie wiem, a ty musisz być taki wybredny? Masz bardzo ładnego i umiejętnego partnera do tańca, nie powinieneś narzekać. - zrobił krok w tył, zmuszając mnie do rozpoczęcia.

- Do tego niezwykle skromnego. - przejąłem od niego prowadzenie, zaczynając niezbyt skomplikowany układ kroków łączących się w spójną całość.

- No ba. - chłopak spojrzał w dół na nasze stopy. - Wow, idzie ci lepiej, niż podejrzewałem.

- No ba. Zazdroszczę ci, że masz tak świetnego partnera.

- Jesteś okropny. - prychnął, przewracając oczami. - Ale ciekawi mnie, co jeszcze potrafisz.

***

- Chodź, potem od razu wrócimy do przyczepy. - nalegał mój współlokator, pnąc się po drabince ku podestowi znajdującemu się kilka metrów nad ziemią.

Naprzeciw niego znajdował się drugi podest, oba połączone zostały liną. To było to, co wywołało we mnie masę emocji i skłoniło do powrotu do ćwiczeń. Stąpanie po linie miało swój urok i lubiłem to, mimo że niosło ze sobą ryzyko, a jeden moment zachwiania sprawiał, że serce podchodziło człowiekowi do gardła.
Widząc, jak pewnie Ciel wchodzi po drabince, wszedłem zaraz za nim, ucieszony perspektywą powrotu do przyczepy. Po całym dniu byłem już zmęczony i marzyłem jedynie o znalezieniu się w łóżku i wysłuchaniu następnej czarującej historii, jakie Ciel często snuł przez sen. Były to słowa wyrwane z kontekstu i ucięte zdania, jednak czasami można było wyciągnąć z nich głębszy sens i ułożyć w spójną całość.

- Tak bez zabezpieczeń? - zapytałem, kiedy ten bez wahania wszedł na linę, nie przejmując się czymś tak ''amatorskim'' jak uprząż.

Przy zachwianiu się, a co za tym idzie zleceniu, prawdopodobieństwo chwycenia się liny to był malutki procent, szczególnie w przypływie silnej adrenaliny, jaką w takim momencie produkował organizm.

- A czemu nie? To nie aż tak wysoko. - zrobił dwa kroki przed siebie, łapiąc balans dzięki długiemu kijowi, który zabrał wcześniej z podestu.

- No nie wiem. - odparłem dość niepewnie.

Mnie wcześniej opieprzał, że chodziłem bez zabezpieczenia i mogłem zginąć, a teraz sam wchodził na linę, ignorując swoje wcześniejsze słowa. Ten chłopak jest naprawdę niemożliwy.
W pewnym momencie odwrócił się do mnie przodem i uśmiechnął, a ja ujrzałem w jego oczach niemalże dziecięcą radość.

- Przejdź po tej linie ze mną, Sebastianie. - powiedział, wyciągając do mnie swoją delikatną dłoń, która czekała tylko na to, aż za nią złapię. 

CIRCUS || SEBACIELWhere stories live. Discover now