Rozdział VII

555 56 26
                                    


- Sebastian? - to jedno słowo kazało mi zwrócić uwagę na Ciela, który siedział obok i przerwał nam w ten sposób oglądanie filmu.

- Hm?

Naszym głównym zajęciem było oglądanie. Filmów, seriali, a nawet anime, jeśli byliśmy naprawdę zdesperowani, aby zobaczyć coś ciekawego. Ciel nie miał już tych bardzo złych dni, przestał tyle spać i wrócił do bycia oziębłym, choć miałem wrażenie, że nieco mniej niż wcześniej. Zły okres dla jego psychiki o którym mówił Alois chyba minął, przynajmniej na razie.

- To wybitnie nudne. - skwitował to, co obecnie oglądaliśmy. Jadł przy tym żelki, robił to praktycznie non stop. W ogóle uwielbiał słodycze i nie żałował ich sobie, co było dość dosyć karygodne jak na zawód, który wykonywał. 

- Co ci poradzę, miało dobre opinie. - wzruszyłem ramionami. Ja również uważałem, że to, co waśnie oglądaliśmy nie było najlepszą produkcją, ale sądziłem, że może jemu się spodobało.

Chłopak spojrzał na okno przyczepy. Było już całkiem ciemno, około północy. Reszta cyrkowców i osób od sprzętu spała, przez co zrobiło się cicho, nieporównywalnie wręcz do gwaru, jaki panował tu w południe, kiedy wszystko było rozstawiane. Jutro miał odbyć się występ, w którym Ciel nie będzie jeszcze uczestniczył.

- Obok mamy las. - powiedział w zamyśleniu, patrząc na drzewa. W mroku widać było jedynie ich zarys.

- Zgadza się. - potwierdziłem, nie wiedząc, do czego dąży.

- Chodźmy do lasu.

- Jest ciemno. Lasy są niebezpieczne nawet wtedy, kiedy nie ma nocy, a co dopiero po zmroku. - odparłem, próbując zgasić jego entuzjazm. Nie żartowałem. Las był w nocy niebezpieczny, łatwo można zabłądzić i nie wiadomo, jakie cholerstwo czai się między drzewami.

- No i co? Gorzej i nudniej niż teraz być nie może. - chłopak był nieugięty, patrząc na mnie z oczekiwaniem i dziwną władczością, przez którą przełknąłem głośno ślinę. Przeklęty gnojek.

- No... - patrzyłem na niego nieszczęśliwie, wiedząc już, że poległem. - Dobrze.

- Powoli się uczysz. -poklepał mnie po ramieniu i podniósł się, z uwagi na uraz nogi dość koślawo.

Poszedłem jego śladem i również wstałem, następnie się przeciągając. Może spacer faktycznie dobrze mi zrobi? Z przyczepy wychodziłem jedynie na próby, chcąc sprawdzić oświetlenie. Poza tym cały wolny czas spędzałem z Cielem, Aloisem lub Nathanielem, którym zajmowała się po części cała cyrkowa ekipa, a ja robiłem to z niespodziewanie dużą przyjemnością. Miałem też jednak rzecz jasna czas dla siebie, aby w ciszy kontemplować, czytać lub obejrzeć coś w pojedynkę, aby naładować społeczne baterie.
Kostka chłopaka wciąż była w nie najlepszym stanie, więc schyliłem się, aby wszedł mi na plecy. W ten sposób przemieszczaliśmy się gdzieś dalej, co było wygodniejsze niż noszenie go na rękach. Okazało się, że w realu jest tak lekki, na jakiego wyglądał podczas akrobacji na linie, więc nie był to dla mnie problem.
Po wyjściu z przyczepy okazało się, że dziś pełnia, dzięki czemu nie było tak ciemno. Kiedy jednak wchodziliśmy do lasu, korony drzew zaczęły blokować przepływ światła. Na szczęście wzięliśmy latarkę i Ciel dostał zaszczytne zadanie oświetlania nam drogi, ponieważ ja obiema rękami go podtrzymywałem.

- Nie boisz się ciemności? - zapytałem, zerkając na niego kątem oka.

Przy noszeniu najlepiej czułem jego zapach. Słodki, trochę jak ciastka, ale połączony z cierpkością czarnej herbaty. Z tego co wiem, nie używał perfum ani nie szlajał się w miejscach, które by tak pachniały, więc pozostawało dla mnie tajemnicą, skąd bierze się ta woń.

- Nie. - odparł i wyglądał przy tym na... Całkiem zadowolonego. Zadowolony Ciel był czymś nowym, na co jednak nie mogłem narzekać. Przez długi czas sądziłem, że nic go w życiu nie satysfakcjonuje.

Kiedy szliśmy, czułem na szyi oddech chłopaka i promieniujące od jego ciała ciepło. Nic nie mówiliśmy, więc dobrze słyszeliśmy szum drzew i pohukiwania sowy. Już dawno nie byłem w lesie, czemu ciężko się dziwić, skoro rzadko wyjeżdżałem poza miasto. Powinienem jednak częściej zapuszczać się na takie tereny. Nie było tak mrocznie, jak się spodziewałem, prędzej tajemniczo i intrygująco.

- Wiesz tak w ogóle gdzie idziemy? - zapytałem Ciela, który rozglądał się wokół, przez co tragicznie operował latarką. Było jednak w porządku, dopóki w miarę widziałem co mam pod nogami.

- Przed siebie. - odparł, wzruszając ramionami, jakby było to oczywiste.

Po jakimś czasie las zaczął się przerzedzać. Drzew było coraz mniej, za to zaczynała się łąka taka sama jak ta, na której stanął cyrkowy namiot. Różnica była w tym, że łąka, którą znaleźliśmy, znajdowała się na wzniesieniu, a w najwyższym punkcie rosło drzewo. Miało gruby pień i rozłożyste gałęzie, tworzące ogromną koronę mieniącą się różnymi odcieniami zieleni. Dodatkowo obok płynął mały strumień, a woda w nim błyszczała w zetknięciu z księżycowym blaskiem i wydawała miły dla ucha szum. Wyglądało to niczym kadr z Disneyowskiej bajki.
Chłopak zszedł ze mnie i zaczął kuśtykać w kierunku drzewa. Zauważyłem, że kiedy czegoś chciał, jakoś potrafił sam przejść kawałek, a absolutnie niezdolny do ruchu robił się wtedy, kiedy byłem gotów na spełnienie każdej jego zachcianki.

- Chodź. - powiedział, stając w miejscu i odwracając się, aby obdarzyć mnie ponaglającym spojrzeniem.

Przez chwilę tkwiłem tam gdzie wcześniej, jednak nie trwało to dłużej niż kilka sekund. Po tym czasie ruszyłem za nim i obserwowałem jego powiewające na wietrze włosy. Kroczył pewnie i wciąż widać było dostojność w jego chodzie, mimo że lekko kulał. Może miał jakieś szlacheckie korzenie, przez które przyległa do niego gracja i elegancja?
Oparł się o pień drzewa i zjechał po nim na dół, siadając na trawie. Następnie poklepał miejsce obok, dając znak, że mam tam usiąść, co też zrobiłem. Spojrzałem następnie na mojego współlokatora, który zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu. Jego usta uformowały się w lekki uśmiech, potem cicho odetchnął. Miał na sobie jedynie białą koszulkę na krótki rękaw, więc zdjąłem z siebie bluzę i narzuciłem mu ją na ramiona. Nie potrzebuję, aby oprócz chorej nogi miał jeszcze chore zatoki, płuca, czy cholera wie, co tam jeszcze szwankuje przy przeziębieniu. Wtedy będzie mnie już całkiem wyzyskiwał.

- Żebyś się nie przeziębił. - wyjaśniłem, kiedy otworzył oczy i posłał mi pytające spojrzenie.

- Dzięki. - mruknął krótko, zakładając ją na siebie, przez co rękawy w całości zakryły jego dłonie.

Była za duża, więc otulił się nią cały, zakrywając materiałem również nogi podciągnięte do klatki piersiowej. Następnie zrobił coś szokującego, ponieważ oparł głowę na moim ramieniu. Zrobił to naturalnie i z takim spokojem, jakby nie wiedział, że wraz z tym ruchem zawalił się cały mój osąd na temat jego osoby. Z drugiej strony wydawał się trochę nieobecny, więc to może jedynie senność? Może nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, że leży na ramieniu człowieka, którego każdego ranka prowokuje do zrobienia mu krzywdy?

- Miło tak czasem wyjść z przyczepy. - skwitował całą tę sytuację, a ja miałem szczerą ochotę ukręcić mu w tym momencie łeb. Jak możesz mówić podobne rzeczy w chwili, kiedy zachowujesz się tak niezrozumiale?!

- Racja. - potwierdziłem, chowając swoje prawdziwe uczucia i pytania, które kłębiły się w mojej głowie.

- Obejrzymy coś jutro?

- Możemy, jeśli chcesz. - odparłem, potem pozwalając, aby ciszę między nami wypełnił wiatr oraz jego spokojny oddech.

Gdy spojrzałem na niego po dłuższej chwili, okazało się, że przysypia. Nie zerwałem się jednak do tego, aby go budzić i wracać do przyczepy. Zamiast tego odczekałem dłuższy czas, po czym znów spojrzałem na jego twarz, tym razem pogrążoną we śnie. Rzadko miałem okazję oglądać go w takim stanie, ponieważ zazwyczaj układał się tyłem do mnie, do tego w zaciemnionej przyczepie. Teraz z najwyższą dokładnością widziałem jego spokojne oblicze o rysach, które automatycznie złagodniały, nienękane wiecznym niezadowoleniem i frustracją. Śpiąc, bardziej przypominał anioła niż diabła, którego poznałem pierwsze dnia mojej nowej pracy.
Westchnąłem ciężko i przetarłem twarz dłonią. Co ja mam myśleć o tym miejscu i ludziach?

CIRCUS || SEBACIELDonde viven las historias. Descúbrelo ahora