Rozdział XXII

301 45 7
                                    


Stał przed lustrem, przyglądając się swojemu odbiciu. Wydawało mu się obce, jakby oglądał kogoś innego i wpatrywał się w cudze oczy w nietypowym odcieniu czerwonego wina. Odetchnął i ostatni raz spojrzał w lustrzaną taflę, po czym poprawił włosy i zarzucił na ramię sportową torbę ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami. Wychodząc z pokoju, w kuchni dostrzegł ojca, który siedział przy stole, uważnie studiując gęsto zapisane strony codziennej gazety. Od pewnego czasu robił to ciągle. Wchodził w dość zgryźliwy wiek, gdy wieści ze świata stawały się jedyną rozrywką. Widząc go, brunet przez chwilę zastanawiał się, czy nie pożegnać się z ojcem, jednak wiedział, że znów zawiódłby się, licząc na pochwałę bądź zwykłe trzymanie kciuków za jego sukces. Dlatego też, nie mówiąc ani słowa, przemknął obok rodzica, opuszczając mieszkanie. Okazało się że na dworze jest ciepło, co było dość zaskakujące, biorąc pod uwagę że już jakiś czas temu zaczęła się jesień. Odetchnął świeżym, rześkim powietrzem i przez chwilę mógł zaryzykować stwierdzeniem, że czuł spokój. Niezwykle przyjemna była taka beztroska, którą w ostatnim czasie odczuwał coraz rzadziej, martwiąc się o zbyt wiele rzeczy. Miał piętnaście lat, świat stał u jego stóp, a wraz ze światem dorosłość. Niezwykła odpowiedzialność i konieczność określenia drogi, którą chce podążać.

- Dobrze, że już jesteś. W samą porę. - powiedział trener, klepiąc po ramieniu swojego podopiecznego.

Jak zawsze witał ucznia z miłym uśmiechem i z niezwykłym entuzjazmem motywował go do dania z siebie wszystkiego podczas zawodów, które miały odbyć się już dziś. Stres ściskał chłopakowi gardło, jednak wiedział, że to jedyny i niepowtarzalny moment, kiedy może wszystko. Moment, w którym może sprawić, że jego życie będzie niezwykle barwne, po brzegi wypełnione pasją i szczęściem.

- Idź i się przygotuj. - mężczyzna popchnął go lekko w stronę szatni. - Połamania nóg.

Powiedział z uroczym uśmiechem, na co chłopak prychnął rozbawiony i wszedł do szatni, w której z ociąganiem przebrał się w specjalny strój, który miał na sobie zawsze podczas występów. Był cały czarny, lubił go. Dobrze współgrał z jego włosami i miał naprawdę przyjemny, delikatny materiał.
Nastolatek nie umiał się powstrzymać i raz jeszcze przejrzał się w lustrze wiszącym w szatni, chcąc ten ostatni raz spojrzeć na siebie przed występem. Kto wie, być może, gdy znów spojrzy w lustro, na jego szyi będzie pobłyskiwał złoty medal będący bramą do wszystkiego, czego od dawna pragnął?
Opuścił szatnię i udał się na główną salę, chcąc dołączyć do trenera, który był jego opiekunem na tym wydarzeniu. Nastolatek starał się nie myśleć, że tak naprawdę jest tu sam. Miał jedynie trenera, który był mu naprawdę drogi, ale nie tak bliski jak rodzina. Mówiąc wprost, na trybunach chciał zobaczyć ojca. Mimo nienawiści, jaką żywił do jego pasji, młody akrobata nie mógł przestać podświadomie chcieć jego uwagi, zrozumienia i miłości. Chciał poczuć, że jest przez niego kochany, o ile faktycznie tak było. Mimo że już dawno pogodził się z faktem, że nie będzie miał czułego i wspierającego ojca, brakowało mu choć namiastki bliskości.

- Dasz radę, Sebastianie, dobrze ci pójdzie. - zapewnił trener i uśmiechnął się do niego w sposób, w jaki nigdy nie uśmiechnie się do niego ojciec.

- Dziękuję, musi. - odparł, po czym uniósł słabo kąciki ust i z resztą uczestników poszedł zrobić rozgrzewkę przed właściwą częścią zawodów.

Trener wraz z innymi opiekunami udał się za to na trybuny, skąd miał obserwować występy. Byli tam uczestnicy różnych narodowości, jacy specjalnie przyjechali na konkurs, który był jednym z lepszych i bardziej rozpoznawalnych. Brunet miał szczęście, że odbywał się akurat w Londynie. Nie wiedział, czy ojciec pozwoliłby mu pojechać gdzieś dalej, biorąc pod uwagę fakt, że ostatnio trochę gorzej radził sobie w szkole. Dla jego ojca oceny były bardzo ważne, poświęcał im niezwykle dużo uwagi i uparcie pilnował, aby były więcej niż dobre.

- Poprosimy numer trzynaście, Sebastian Michaelis. - odezwał się członek jury, które siedział przy długim stole nakrytym ładnym, czerwonym obrusem.

Każdy z członków komisji miał długopis i notes, w którym zawzięcie notował wszystkie uwagi dotyczące uczestników, aby w końcowym rozrachunku wyłonić zwycięzcę. Sebastian, słysząc swoje imię, nazwisko oraz numer, który przydzielono mu przy kwalifikacji, wyszedł na środek. Oglądał wcześniejsze występy i widział, że układy innych osób były bardziej skomplikowane, jednak wiedział również, że ten jego mimo prostoty jest niezwykle dopracowany. Ćwiczył go, kiedy tylko mógł, chcąc mieć pewność, że nie pozwoli sobie na błędy.
Czując przypływ pewności siebie, zaczął show, w głowie odtwarzając każdy kolejny ruch. To była chwila, w której wszystko mogło wejść na dobrą drogę. Dostałby medal, dyplom i otwartą furtkę do cudownego świata akrobatyki oraz cyrkowców. Czy nie o tym marzył przez dziesięć ostatnich lat? Niczym dziecko gnał za marzeniami i widział oczami wyobraźni, jak się spełniają. To ostatnia prosta, potem tylko poczeka trzy lata na dorosłość, wyprowadzi się i podejmie pracę jako cyrkowiec, niczym się już nie martwiąc. Będzie jeździł po świecie, pozna cudowną ekipę, która zawsze będzie przy nim i będzie przeżywał najróżniejsze przygody. Jednak teraz... Teraz będzie musiał się skupić.
Bez problemu wykonywał następne części układu, płynnie przechodząc od podstaw do bardziej skomplikowanych elementów. Bezbłędnie, bez ani jednego potknięcia, z gracją i zwinnością godną profesjonalisty. Słyszał szepty ludzi na trybunach, niektóre będące szeptami uznania, a inne uwag, którym wolał teraz nie poświęcać uwagi. W zamian skupił się na układzie, który dobiegał końca. Jeszcze tylko trochę, tylko chwilka, a będzie mógł pójść na trybuny i przypatrywać się pozostałym uczestnikom, czekając na werdykt.
W pewnym momencie coś jednak poszło nie tak. Niefortunnie wylądował na jednej z nóg, która od razu się pod nim ugięła. Przed oczami pojawiły mu się mroczki i łzy spowodowane okropnym bólem. Skulił się, czując, że nogawka stroju robi się mokra od krwi. Jednocześnie zacisnął zęby, nie mogąc się ruszyć, a rwący ból przeszywał każdy nerw, uniemożliwiając skupienie się na czymkolwiek poza tym okropnym uczuciem. Nie zauważył, że podbiegł do niego trener i dwaj medycy obowiązkowo obecni na zawodach. Nie widział, że kręcą oni głowami, bez dotykania go domyślając się, co się stało. Nie wiedział jeszcze, że zawody te sprowadzą na niego więcej bólu i smutku, niż doświadczył w całym swoim dotychczasowym życiu.

CIRCUS || SEBACIELWhere stories live. Discover now