Rozdział XXXII

237 30 4
                                    


Adrian



Stałem przed ogromnym obrazkiem przedstawiającym cyrkowy namiot w biało-czerwone pasy. Cyrk przyjeżdżał do miasta.

- Mamo, mamo, patrz! - zawołałem, podekscytowany pokazując jej plakat.

- Pośpiesz się, ojciec niedługo wróci do domu. - westchnęła, odciągając mnie od słupa informacyjnego.

Miałem wówczas pięć lat. Z biegiem czasu moja fascynacja nie malała. Wręcz przeciwnie, coraz bardziej nalegałem na zapisanie mnie na akrobatykę, nie zapominając oczywiście o ciągłym nakłanianiu, aby któryś z rodziców udał się ze mną do cyrku.

- Nie, Adrian. Zajmij się nauką. - odparł ojciec, gdy podsunąłem mu zgodę na zajęcia z akrobatyki.

Dlaczego tak bardzo kochałem miejsce, które widziałem jedynie w filmach i na obrazkach? Cyrk mnie fascynował, nie mogłem nic na to poradzić. Z czasem zaczęło to bardziej irytować moich rodziców, którzy coraz ostrzej reagowali na jakiekolwiek próby nakłonienia ich na odwiedzenie cyrku bądź abym uczęszczał na akrobatykę. Nie rozumieli tego, a ja miałem swój świat, w którym coraz częściej się zamykałem, nie akceptując rzeczywistości.

- Nie wierć się. - mówiła fryzjerka, obcinając włosy, które udało mi się zapuścić do ramion.

Nigdy nie mogłem niczego zrobić po swojemu i tak, jak lubię. Moje życie od początku było podyktowane jako życie upragnionego, długo wyczekiwanego dziecka. Syn interesujący się matematyką, fizyką i geografią, wzorowy uczeń uwielbiający uroczyste spotkania w gronie samych wybitnych osobowości. O takiej latorośli marzyli moi rodzice.
Tymczasem urodziłem się ja. Chorowity chłopak z zamiłowaniem do sztuki, zabaw na świeżym powietrzu i bardziej dziewczęcego wyglądu, który z pewnością nie byłby akceptowany przez ''znaczących'' ludzi. Zamiast piłki nożnej wolałem delikatną akrobatykę, zamiast rozmawiać z kolegami o grach, wolałem z koleżankami przeglądać kolorowe pisemka. Nie byłem tym, czego oczekiwali moi rodzice i odczuwałem to na każdym kroku. Nigdy nie dostałem od nich miłości, mimo że wiele razy łapałem się na myśli, że mimo tak oziębłego podejścia, jakie mi okazywali, ja wciąż kochałem ich nad życie. Tak więc powoli rosłem, przekonując się, jak bardzo okrutny jest świat dla ludzi niestandardowych.

- Oby to był ostatni raz. - warczał ojciec, gdy w wieku dwunastu lat zwichnąłem kostkę.

Jak się miało okazać, nie pierwszy i nie ostatni raz. Kaleczyłem w ten sposób i kostki i nadgarstki, co było ceną za samotne trenowanie ukochanego sportu. Zawziąłem się i uznałem, że skoro cały wszechświat wraz z moimi rodzicami jest przeciwko, wyjdę mu naprzeciw. Samodzielnie o siebie zadbam, skoro nikt inny nie chciał tego zrobić. To była okrutna prawda, którą odkryłem po moich dwunastych urodzinach. Nikt o mnie nie dbał, dopóki byłem sobą. Nikt mnie nie kochał, dopóki robiłem to, co dawało mi szczęście. 

- Co tu robisz, mały? - usłyszałem czyjś głos, gdy ukryłem się za kulisami namiotu, oglądając przedstawienie.

Byłem spłukany, a nie mogłem przegapić kolejnego występu. Miałem wówczas piętnaście lat. Przez całe życie marzyłem o staniu się cyrkowcem, a jeszcze nigdy nie widziałem show. Nie miałem przyjemności znaleźć się w miejscu, które tak uwielbiałem, co tego dnia postanowiłem zmienić.

- Przepraszam, zgubiłem się. Już sobie idę. - powiedziałem niepewnie, tłumacząc się prawdopodobnie najgłupszą możliwą wymówką.

Jakim cudem go nie zauważyłem? Po ubiorze wywnioskowałem, że był to właściciel cyrku. Byłem chyba zbyt zaabsorbowany cudownym występem, aby spostrzec, że stoi tuż za mną.

- Pierwszy raz, kiedy jesteś w cyrku? - zapytał, na co lekko skinąłem głową. - I jak ci się podoba?

- Bardzo! - przyznałem ożywiony. - Jest cudownie.

- Tak? W takim razie bardzo się cieszę. - kąciki jego ust uniosły się ku górze, a mężczyzna objął mnie ramieniem.

- Też chciałbym kiedyś zostać cyrkowcem. Bardzo o tym marzę. - przyznałem, patrząc na uśmiechnięte twarze zarówno artystów, jak i widowni.

- I nigdy wcześniej nie byłeś w cyrku? Niemożliwe. - odparł, również śledząc widowisko.

- Moim rodzicom niezbyt się to podoba. Raczej nie zrobię nic w tym kierunku przed ukończeniem osiemnastu lat. Póki co jednak próbuję trochę sam, na tyle na ile mam możliwość. Już od wielu lat myślę tylko o tym. 

- To późny czas na zaczynanie z akrobatyką, jednak niczego nie definiuje. Mój dziadek podzielił się kiedyś ze mną swoją historią. Zdradził mi, że jego rodzice przez całe życie powtarzali mu, że nic nie osiągnie, idąc za swoimi marzeniami. Chciał być aktorem. I wiesz co? Kiedy tylko miał czas, ćwiczył wchodzenie w nowe role i pamięć, aby umieć w przyszłości bez problemu zapamiętywać scenariusze. Ćwiczył to, co kochał, mimo że nikt nie dawał mu szans na powodzenie. Zgadniesz, co się stało? Gdy zyskał pełnoletność, wyjechał do Stanów. Dzięki wysiłkowi, który wkładał w doskonalenie swoich umiejętności, szybko odniósł sukces i stał się jednym z najpopularniejszych aktorów tamtych czasów. - mężczyzna klęknął przy mnie. - Wierzę, że każdy jest kowalem swojego losu i można osiągnąć wszystko i w każdym wieku. Niektórzy mają tylko trochę pod górkę, ale nic nie jest niemożliwe.

Zdjął ze swojej szyi złoty wisiorek przedstawiający cyrkowy namiot, po czym zapiął mi go na szyi. Spojrzałem to na ozdobę, to na twarz nieznajomego, który był pierwszym człowiekiem w moim życiu, który bezinteresownie okazał mi tyle dobroci.

- Chyba nie mogę tego przyjąć. - powiedziałem, lekko się pesząc. Powinien mnie stąd wyrzuć, skoro wszedłem bez biletu, a on chce mi przekazać tą bez wątpienia drogą biżuterię.

- Zatrzymaj ten wisiorek. Dostałem go kiedyś od dziadka. Twierdził, że podarował mu go pewien akrobata, którego cyrk zbankrutował. Powiedział mojemu dziadkowi, że wszystko jest możliwe i że jeśli kiedykolwiek straci nadzieję, ma spojrzeć na naszyjnik. Mój dziadek podarował go mnie, kiedy szedłem na studia, a teraz ja daję go tobie, przekazując te same słowa. Wszystko jest możliwe. Nie martw się i nie myśl, że na niego nie zasługujesz. Jeszcze nigdy nie spotkałem i chyba nie spotkam kogoś, kto ma równie duże marzenia, za którymi mimo trudów z takim zapałem goni. Jedyne czego chcę, to żebyś dalej był im wierny, a kiedyś przekazał tę pamiątkę dalej razem z tymi trzema ważnymi słowami. Najlepiej daj go komuś, kto ma równie wielkie marzenia i potrzebuje więcej wiary w siebie.

Pokiwałem powoli głową, nawet nie orientując się, kiedy mężczyzna wstał, poczochrał mi włosy i poszedł pożegnać gości po skończonym występie. Wpatrywałem się w wisiorek i myślałem nad jego słowami, które zostały ze mną aż do dorosłości, kiedy to zostałem wykopany z domu bez grosza przy duszy. Mimo to dałem radę i spełniłem marzenie, nie tylko ucząc się akrobatyki, ale i szybko z niej rezygnując na rzecz utworzenia cyrku, który, jak się w dorosłości zorientowałem, był moim jeszcze większym marzeniem. Uratowałem przy tym wiele pokrzywdzonych dusz i zamiast zgorzknięć do reszty z uwagi na ciężkie dzieciństwo, moją nieodwzajemnioną miłość przelałem na ludzi, którym dałem dach nad głową i poczucie bezpieczeństwa, jakiego mnie zawsze brakowało.
Marzenia prowadziły mnie przez całe moje istnienie i dały szczęście. Gdyby nie one, bardzo możliwe, że podporządkowałbym się rodzicom, a potem żył nudnym i niesatysfakcjonującym życiem, które zadowalałoby wszystkich poza mną. Z początku, gdy nie mogłem ich zrealizować, powodowały wiele bólu, lecz w porównaniu z korzyściami, jakie potem zyskałem, był to tylko mały skutek uboczny. Żałować można wielu ludzi, ale nad tymi bez marzeń zawsze płakać chciałem najbardziej. Rozpiera mnie szczęście, że trafiłem do grona osób, które takowe miały, i którym udało się je zrealizować. O więcej nie mógłbym prosić losu.

CIRCUS || SEBACIELWhere stories live. Discover now