Rozdział XX

358 42 23
                                    


Nie zastanawiałem się długo. Również wziąłem kij, po czym ująłem jego dłoń, godząc się na to niezbyt bezpieczne posunięcie. Wejść na wysoką linę bez żadnego zabezpieczenia? Wariactwo! Nie poświęciłem jednak chwili na roztrząsanie tego. Wpatrzony w jego ciemne oczy podążałem za chłopakiem, trzymając w ciepłym uścisku jego drobną dłoń, która była tak samo blada jak twarz o ładnych rysach. Szedł ze mną po linie i to wystarczyło, abym zapomniał o całym świecie. Wiedział, co robi, prawda? Na to wyglądało po jego pewnych krokach. Szedł tyłem, przodem do mnie, trzymając mnie za rękę niczym mój anioł stróż. Ciel na pewno miał w sobie coś z anioła, mimo że częściej odnosiłem wrażenie, że jest diabłem wcielonym. Idąc tyłem, jego stopy idealnie trafiały na linę, jakby jakieś siły wyższe kierowały nim, aby nie spadł.

- Jesteś pewien, że to bezpieczne? - zapytałem, mimo że znałem już odpowiedź i zapytałem w złym momencie, bo byliśmy w połowie drogi na drugi podest.

- To ani trochę nie jest bezpieczne. - przyznał Ciel, puszczając niespodziewanie moją dłoń. Przez to lekko się zachwiałem, mimo że większość równowagi zawdzięczałem kijowi. - Dalej idziesz sam.

- Chyba jednak wolałem, gdy trzymałeś mnie za rękę. - skrzywiłem się, co chłopak skwitował cichym parsknięciem i się ode mnie odwrócił.

Dzięki temu miałem wgląd na jego plecy i zgrabne nogi, które z gracją stąpały przed siebie. Ciel wydawał się lekki, a w jego ruchach było dużo swobody, jak zawsze z resztą, czym za każdym razem wywoływał u mnie podziw. Naprawdę przyjemnie się na niego patrzyło, co w końcu było w tym zawodzie priorytetem. Mieliśmy cieszyć oczy widzów i wprawić ich w zachwyt, aby, gdy występ się skończy, wstali i nagrodzili artystę gromkimi brawami.

- Ach tak? Cóż, teraz musisz poradzić sobie sam. - odrzekł, a ja mógłbym przysiąc, że uśmiechał się pod nosem w ten przebiegły sposób, który jednocześnie lubiłem i nienawidziłem.

- Więc taki będziesz? No dobra. - złapałem go za rękę i znów odwróciłem w swoją stronę, uważając przy tym, aby miał wystarczająco czasu na reakcję.

W tej swobodnej atmosferze nie mogłem zapomnieć, że znajdujemy się na sporej wysokości. Mimo że chłopak czuł się bardzo pewnie, wolałem nie kusić losu. Kontuzja mogła przekreślić moje przyszłe plany, o ile nie spadnięcie nie oznaczałoby kalectwa, mając oczywiście nadzieję, że nie upadłbym niefortunnie i nie umarł.

- Nieźle pogrywasz. - odparł, delikatnie trzęsąc linią na boki, aby zachwiać moją równowagę.

Ja jednak nie dałem się tak łatwo i mimo kłopotliwych drgań wciąż trzymałem się stabilnie. Czyżby mnie testował? Jeśli tak, to był bardzo bezczelny i bezwzględny w swoich działaniach. To lubiłem.

- Nieładnie. - powiedziałem niby ganiąco, nachylając się nad towarzyszem.

Nasze twarze dzieliły minimetry, niemalże czułem na ustach jego ciepły oddech. Phantomhive wlepił ciemne tęczówki w te moje i na jego ustach zagościł lekki uśmiech niepewności. Cofnął się o krok, a ja znów o tyle do niego zbliżyłem.

- Nie za blisko? - zapytał, znów ukradkiem łapiąc mnie za rękę, nie mam pojęcia czy dając mi w ten sposób znak, abym się oddalił, czy może bardziej przybliżył.

- Jestem na tyle blisko, na ile mi pozwalasz, piękny. Powiedz, żebym się cofnął, a to zrobię.

Chwilowo zapomniałem o wszystkim. O jutrzejszym występie, o wykańczających ćwiczeniach i wszystkich problemach, które od dłuższego czasu spoczywały na moich barkach. Zapatrzyłem się w jego oczy i cieszyłem z takiej bliskości, nawet jeśli w dość niewygodnych warunkach. Jak cudownie było stąpać z nim po linie. Nigdy tego z nikim nie robiłem i przez to poczułem teraz, jakby pierwszy raz w życiu ktoś mnie rozumiał. Jesteśmy zupełnie inni, mamy za sobą własne doświadczenia i nasze charaktery bardzo się różnią, ale w tej inności jest jakiś wspólny pierwiastek, kilka momentów, które nas łączą. Odniosłem wrażenie, że nikt nigdy nie zwrócił na mnie uwagi tak bardzo, jak Ciel w tym swoim niby olewaniu mojej osoby.

- Brawo, Sebastianie, przeszliśmy to. - powiedział, gdy niespodziewanie razem znaleźliśmy się na podeście.

Spojrzałem na drugą platformę i lekko zmarszczyłem brwi. Naprawdę tak szybko? Ten to ma szczęście! Finalnie nie musiał rozstrzygać dylematu czy mam się odsunąć, czy też nie. Najwyraźniej nie był pewien, skoro nie udzielił odpowiedzi od razu.

- Czemu wciągnąłeś mnie na linę bez żadnego zabezpieczenia? Dodatkowo tak ryzykując, chociażby trzęsąc liną? Życie ci niemiłe? - zapytałem, kiedy Ciel zaczął schodzić po drabince, a ja zaraz za nim.

- Sam nie wiem. Bardziej ciebie mógłbym spytać, co pokusiło cię, aby wchodzić ze mną, skoro wiedziałeś, że nie mam żadnego asa w rękawie. W moim przypadku odpowiedź jest prosta, czemu wszedłem tam z tobą. - mruknął, wzruszając lekko ramionami, jakby to, co powiedział chwilę później, nie miało żadnego znaczenia. - Wiedziałem, że nie pozwoliłbyś mi spaść.

Spojrzałem na jego twarz, która miała obojętny wyraz. Taki był też ton, którym to powiedział. Jakim cudem rzuca takimi wyznaniami i jest przy tym stoicko spokojny? Nie zdaje sobie sprawy z ich wagi, czy może przeżywa je w środku? Nigdy nie spotkałem ciekawszego człowieka.

***

Wszedł na podest i spojrzał na linę, która ciągnęła się do następnej platformy, która wydawała się tkwić naprawdę daleko. Mimo to nie zląkł się, wręcz przeciwnie. Jak zawsze poczuł ekscytację i radość na myśl, że znów będzie balansował nad ziemią.
Przypiął się do specjalnej uprzęży, o której zawsze przypominał mu trener, po czym ostrożnie postawił pierwszą stopę na linie. W momencie, gdy dołączy też druga, zacznie się magiczna chwila, podczas której będzie tylko on i ona. Stalowa lina, która w tamtym momencie wydała mu się niezwykle stabilna.
Dołożył drugą stopę i odetchnął, biorąc kij. Wyobraził sobie wiatr muskający każdy skrawek jego skóry i świergot ptaków. Tak jak wtedy, gdy nie tak dawno temu rozwieszał kawałek liny między drzewami w ogrodzie, ćwicząc równowagę. Wiele czasu minęło od tamtych lat. Jak dużo umiejętności zdobył umiejętności?
Zaczął iść przed siebie, czując, że jego młode ciało po brzegi wypełnia wolność. Uśmiechnął się, oddychając miarowo i głęboko. Kiedy znalazł się na drugim podeście? Nie wiedział, ale czuł jeszcze większą radość. Od rana ćwiczył w bardziej profesjonalnej sali, przygotowując się do jutrzejszego konkursu. To była jego życiowa szansa, na pewno ją wykorzysta!

CIRCUS || SEBACIELWhere stories live. Discover now