Rozdział XXVIII

267 38 8
                                    


- Chodź, szybciej. - Ciel poganiał mnie, kiedy szliśmy razem przez park w stronę rynku.

Znów zmieniliśmy miejsce pobytu, przygotowując się do ostatniego występu w tym sezonie. Po trzech ostatnich czułem się pewniej i wiedziałem, że podołam, a doping ze strony szefa, Ciela i reszty ekipy dodatkowo mnie motywował.
Wcześniej wspomniany Ciel pilnował również, abym nie drapał się po rękach i nie palił, a ja o dziwo powoli się od tego odzwyczajałem. Wysnułem wniosek, że to pierwsze przezwyciężyłem głównie z uwagi na fakt, że przestałem mieć koszmary dotyczące przykrej przeszłości. Wyglądało to trochę tak, jakby pierwsza część historii została opowiedziana, a ja miałem stworzyć drugą, tą szczęśliwszą, która będzie warta wspominania. 

- Przecież idę. - odparłem, czując od niego podekscytowanie podobne do tego, kiedy mieliśmy oglądać spadające gwiazdy. Wspomnienie tamtego wieczoru miało dla mnie bardzo słodko-gorzki smak.

- Niebo jest pochmurne, zaraz zacznie padać. Musisz iść szybciej. - rzekł, po czym spojrzał na niebo. Zrobiłem to samo, faktycznie widząc chmury w ponurych, szarych barwach.

Nastała jesień. Świat zaczął pogrążać się w żółci i brązie, choć ja bardziej lubiłem mówić, że złocie i czerwieni. Co za tym idzie musiałem zacząć chodzić w płaszczu, ponieważ bluza nie była odpowiednia na przymrozki i poranki, które stawały się coraz chłodniejsze i nie zachęcały do wczesnego wstawania. Wręcz przeciwnie, nakłaniały do tego, aby jeszcze chociaż przez chwilę pozostać w łóżku i nacieszyć się ciepłem. Szczególnie, kiedy ciepło biło od drugiej osoby, tak jak w moim przypadku od Ciela.

- No to popada. Od odrobiny wody krzywda nam się nie stanie. - wzruszyłem ramionami, nie przyspieszając, ale i nie zwalniając tempa. Szedłem spokojnym krokiem, nie zwracając uwagi na ponure spojrzenie, jakim mnie obdarzył.

Nie zamierzałem się spieszyć, mieliśmy czas. Deszcz mógł być przeszkodą, jednak nie stanowił bariery nie do przeskoczenia. To tylko odrobina wody, od której nic nam nie będzie.
Centrum miasta, w którym zatrzymaliśmy się na nasz ostatni występ, było cudowne, więc poszliśmy się rozejrzeć. Obiło mi się o uszy, że było tutaj malowniczo, co po zobaczeniu wstępu do miasta sam musiałem przyznać. Wydawało mi się, że czas w tym miejscu się zatrzymał, tym samym pozostawiając zabytkowe kamienice i kamienne ozdoby w stanie nienaruszonym. Idealne miejsce na ostatni występ w tym sezonie.
Spojrzałem na Ciela idącego obok i zdjąłem szalik, owijając go następnie wokół jego szyi. Phantomhive, jak na kogoś o niskiej odporności, zaskakująco często wystawiał ją na próby. Wydawał się nie akceptować faktu, że z uwagi na częste choroby powinien na siebie uważać.

- Ciepło mi, nie trzeba. - odparł, kiedy jego szyja została szczelnie owinięta kawałkiem miękkiego materiału, który pamiętał czasy mojego nieszczęsnego liceum.

- Trzeba, nie marudź. - położyłem dłoń na granatowych włosach i delikatnie je rozczochrałem, tworząc w ten sposób na jego głowie artystyczny nieład.

Ostatnio dużo się nad wszystkim zastanawiałem. Koniec sezonu uznałem za dobry moment, aby poukładać w głowie kilka rzeczy. Wliczało się w to również uporządkowanie spraw uczuciowych, które w ostatnim czasie niepokojąco często zajmowały moje myśli. Mówiąc konkretniej, pewien nieznośny nastolatek zaskakująco często chodził mi po głowie. Niestety wiedziałem, co to oznacza, i nie mogłem dłużej bronić się przed narastającym uczuciem, z którego sprawę zdałem sobie dość szybko. Wciąż strącałem je jednak w odmęty świadomości, jakby w nadziei, że wtedy zniknie, co nie poskutkowało. Bardzo go lubiłem, bardziej niż chciałem przyznać i bardziej niż wypadało lubić po prostu współlokatora i kolegę z pracy.

- Chodź, mają tu cukiernię. - zauważył mój towarzysz i pociągnął mnie w tamtą stronę. Kolejnym z jego darów było odnajdywanie punktów sprzedających słodycze nawet w najmniejszych miasteczkach.

- Jasne, chodźmy. - uśmiechnąłem się, rozbawiony zaangażowaniem, które pokazał na widok słodyczy ułożonych na ozdobnych paterach. - Wybieraj, co chcesz. Ja płacę.

Dodałem, kiedy znaleźliśmy się w środku i Ciel zaczął przeglądać asortyment. Oczy wydawały mu się lekko świecić, choć ogólny wyraz twarzy pozostał bez zmian.

- Serio? - spojrzał na mnie, a ja jedynie skinąłem lekko głową.

Kiedy w spokoju, ale i wielkim niezdecydowaniu wybierał, ja pozwoliłem sobie na chwilę dla mnie i moich myśli. Pewnie pogadam z nim w najbliższym czasie, ale póki co spędźmy jeszcze trochę czasu razem. Dotrwajmy do ostatniego występu i po tym na spokojnie się z nim rozmówię. Może do tego czasu najdzie mnie olśnienie, jak dokładnie mam to rozegrać?
Chciałem, aby rozmowa odbyła się bez pośpiechu, a moment, po którym będziemy mogli na następne trzy miesiące oddać się błogiemu relaksowi, będzie idealny. On pewnie będzie musiał to przemyśleć, a co za tym idzie będzie potrzebował czasu.
Obecnie żałowałem, że tak ciężko odczytać jego emocje. Totalnie nie wiedziałem co myśli i czuje, a to bardzo utrudniało sprawę.

- Gdzie teraz? - zapytał Ciel, kiedy wybrał to, co mu wpadło w oko, a ja zapłaciłem i razem opuściliśmy cukiernię.

- A gdzie byś chciał? - zapytałem, czując, że łapie mnie za rękę.

Oddałem gest, lekko ściskając jego drobną, chłodną dłoń. Zmierzyłem go przy tym wzrokiem i głęboko odetchnąłem, zastanawiając się, jakim cudem się tu z nim znalazłem. Jakie dokładnie decyzje podjąłem w życiu, że wylądowałem w cyrku i w bliskiej relacji z kimś, z kim urwałbym kontakt po pierwszym spotkaniu, gdybym nie był na niego skazany? Co zrobiłem, że los zmusił mnie do bliższego poznania z nim? Czy życie od początku miało dla mnie taki plan? Czy przeszedłem wszystkie przykrości po to, aby żyć teraz w ten sposób? Czyżbym doczekał się nagrody za mój trud?

CIRCUS || SEBACIELWhere stories live. Discover now