Rozdział XVII

440 46 16
                                    


Tej nocy wróciłem do cyrkowego namiotu. Moja kostka wciąż była owinięta bandażem, jednak już tak nie bolała i mogłem na niej normalnie stanąć. To wystarczyło mi, aby znów spróbować. Dlatego właśnie teraz, oczywiście w nocy, stałem pośrodku areny, czując pod bosymi stopami zimno rozłożonej na ziemi plandeki. Chłód nocy otulił moje ciało, a cisza pozwoliła na chwilę skupienia, tak mi w tym momencie potrzebną. 
Pierwsze oderwanie się od ziemi wydawało się udane, niemalże idealne salto zakończone zgrabnym lądowaniem z jedynie lekkim zachwianiem. W ostatnim czasie dużo ćwiczyłem, między innymi biegałem, rozciągałem się i stawałem na rękach, gdy kostka wciąż była w nie najlepszym stanie. Wszystko po to, aby tym razem się udało. Mimo to wraz z lądowaniem z moich ust uleciał syk, gdy stanąłem na okaleczonej nodze. Igiełki bólu rozeszły się po kończynie, pnąc się w górę, przez co nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez całe ciało. Nie poddałem się jednak i chciałem kontynuować, starając się przy tym nie nadwyrężać nogi.

- Szlag. - warknąłem, kiedy po raz drugi poczułem ból, i na chwilę przystanąłem, aby nieprzyjemne uczucie minęło.

Każda moja porażka i potknięcie bardziej motywowało mnie do podniesienia się i spróbowania jeszcze raz. Dlatego wciąż i wciąż to robiłem, nawet jeśli każda akrobacja kończyła się rozczarowującym bólem.

- Brawo. - zagwizdał ktoś siedzący na widowni i skwitował mój ''występ'' oklaskami.

Zdezorientowany spojrzałem w tamtą stronę i dostrzegłem dobrze mi znanego człowieka ubranego w czerwoną marynarkę. Jego długie, szare włosy związane były w gruby warkocz, a zielone oczy mieniły się pod grzywką, mimo że w namiocie było mało światła.

- Przepraszam, nie powinienem szlajać się tutaj po nocy. - zaśmiałem się niezbyt wesoło, drapiąc przy tym nerwowo po karku.

Reakcja mężczyzny i wyraz jego twarzy mnie jednak zaskoczyły. Kąciki ust uniesione były ku górze w delikatnym uśmiechu, a postawa wydawała się rozluźniona i nieprzepowiadająca reprymendy za nocne wyprawy. Dyrektor cyrku wstał z ławki i leniwie się do mnie zbliżył.

- Spróbuj jeszcze raz. - powiedział, ignorując moje przeprosiny.

Chciałem coś powiedzieć, jednak zamilkłem i posłusznie wykonałem polecenie, znów robiąc salto. Również tym razem nie obyło się bez bólu, który zatrzymał mnie na chwilę w końcowej pozycji. Dopiero po kilku sekundach mogłem się wyprostować.

- Robisz to źle. - oznajmił, uważnie mi się przyglądając. - Zacznijmy od tego, że nie powinieneś ćwiczyć w takim stanie. Do tego dochodzi złe lądowanie i niepoprawne odbicie się od ziemi. Zapomniało się podstaw, hm?

- Trochę tak. - zaśmiałem się nerwowo, wciąż czekając na reprymendę z jego strony.

Nie chodziło tylko o łażenie tu po nocach, ale i ogólne ustalenia. W cyrku przyjęło się zasadę, aby dla bezpieczeństwa nie ćwiczyć samemu, szczególnie nowych trików lub tych, przy których wyszło się z wprawy. Ja złamałem tę regułę po całości.

- Dobrze, Sebastianie. Pokażę ci to raz, dobrze? - uśmiechnął się, luzując kołnierz białej koszuli.

Skinąłem jedynie głową, widząc skupienie wstępujące na jego twarz. Następnie niemalże w zwolnionym tempie widziałem, jak odrywa się od ziemi, robiąc w powietrzu niemalże idealny obrót. Po tym jego stopy bezszelestnie dotknęły ziemi, zapewniając stabilne lądowanie bez zachwiania. Kiedy doszło do mnie, że właśnie wykonał trudny trik, z którym miałem taki problem, nie potrafiłem wyjść z szoku. Domyślałem się, że pewnie skoro jest dyrektorem cyrku, to coś umie, ale żeby tak nienagannie wykonywać podobne akrobacje? Nigdy nie widziałem, żeby ćwiczył z resztą trupy ani tym bardziej występował, więc ciekawostką było dla mnie to, skąd i dlaczego tyle umie, oraz czemu nie wykorzystuje swoich umiejętności w pokazach.

- Mam nadzieję, że dokładnie mnie obserwowałeś i wychwycisz błędy u siebie. Jeśli nie, zawsze możesz do mnie przyjść, jednak wolałbym żebyś zrobił to, kiedy już w pełni dojdziesz do siebie. A teraz do spania i módl się, żeby głupota nie zmasakrowała bardziej twojej nogi.

***

Brunet siedział na sali gimnastycznej, śledząc wzrokiem dzieciaki. Wesołe, uśmiechnięte buzie, maluchy dopiero zaczynające swoją przygodę z akrobatyką.

Akrobatyka... Nieraz powód płaczu i frustracji, wyklinana dziedzina, niemalże koszmar śniący się po nocach. Była piękna i inspirująca, ale nie tak przyjemna i łatwa, jak się niektórym wydawało. Nieraz była pełna smutku i wyrzeczeń, wymagała zmiany codzienności, a czasem nawet porzucenia życia prywatnego, aby powoli, dzień po dniu, wciąż przewyższać swoje możliwości. Było jednak warto, przynajmniej on po latach ćwiczeń tak sądził, nawet jeśli czasami brakowało mu zwykłego wyjścia ze znajomymi. Miniony czas uczynił go kimś lepszym i pozwolił odkryć prawdziwe priorytety, nawet jeśli był osamotniony w swoich pragnieniach. Marzył o cyrku, kolorowej arenie i aby wśród blasku kolorowych świateł robić to, co kochał i co wychodziło mu najlepiej. W gestach subtelnych niczym taniec dwóch kochanków można było przekazać więcej niż słowami i wywołać podziw wśród widowni, co wciąż ratowało go od trudów zwykłego, codziennego życia.

- Chodź, Sebastian. - powiedział trener, wyciągając do niego rękę, aby pomóc mu wstać z ławki.

To dlatego właśnie nastolatek czekał, mimo że było już po treningu i zajęcia miały obecnie młodsze dzieci. Trener miał dla niego ofertę, coś, co mogłoby pozwolić mu w końcu mocno ruszyć do przodu i bardziej zbliżyć się do marzeń. Tak przynajmniej określił to mężczyzna, kiedy rozemocjonowany opowiadał o tym swojemu podopiecznemu.

- Masz szansę wziąć udział w największym konkursie, na jakim dotychczas byłeś. Po nim masz otwarte prawie wszystkie drogi związane z akrobatyką. Będą cię obserwować wybitne osobistości i, kto wie, może trafi się nawet ktoś z cyrku! Pokazałem filmik z innego konkursu i powiedzieli, że mogliby cię wpisać na listę uczestników. - oznajmił, niezwykle podekscytowany sukcesem, jaki może odnieść jego podopieczny.

Nastolatek przez chwilę stał w miejscu, przetwarzając informacje, po czym szeroko się uśmiechnął. To była jego szansa. Po tym mogły spełnić się jego marzenia, a on miał możliwość w końcu dopiąć swego.

- Dziękuję za szansę. Na pewno ją wykorzystam. - obiecał z determinacją, która odbiła się w całej jego postawie, a w szczególności w oczach.

CIRCUS || SEBACIELWhere stories live. Discover now