Rozdział XXXI

227 37 13
                                    


Słysząc jego propozycję, zdziwiłem się trochę i zestresowałem. Wyobrażałem sobie tę rozmowę w różnej formie, ale na pewno nie w szpitalu, chwilę po tym, jak Ciel otarł się o śmierć. Co jednak mogłem zrobić, wypadki chodzą po ludziach, a plany nieraz spełzają na niczym. Życie to wbrew pozorom bardzo losowe zjawisko.

- Dobrze, możemy teraz. - zgodziłem się po chwili.

To nie tak miało być. W planach miałem radosny wieczór, będący miłym zakończeniem sezonu. Niestety wyszło jak zawsze i musiałem sobie z tym poradzić. Miałem tylko nadzieję, że uda mi się wszystko ubrać w słowa tak jak planowałem.

- W takim razie słucham. - odparł spokojnie, nie zdając sobie sprawy z dramatu, jaki przechodzę.

- Zacznę od tego, że chciałem ci coś wyznać. - zacząłem niepewnie. - Przepraszam, jeśli będzie to nieco chaotyczne. Ciężko mi zebrać myśli, to miało trochę inaczej wyglądać.

Zostałem uciszony przez Ciela, który przyłożył mi palec do ust. Po wyrazie jego twarzy ciężko było zgadnąć, co myślał, ani czy czegoś się już spodziewał.

- Shh. Konkrety, Sebastianie. - powiedział krótko, zabierając jednocześnie rękę sprzed mojej twarzy. - Zaczynam się martwić.

- Dobrze, postaram się. Więc chodzi o to... - odetchnąłem głęboko, uznając, że co ma być, to będzie. O ile nie jestem człowiekiem, który najgorzej na świecie czyta sygnały wysyłane przez drugą osobę, powinno być w porządku. - Długo nad tym myślałem i obecnie jestem już pewien, że jesteś dla mnie bardzo ważny. Nie znamy się długo, jednak jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś, kto by mnie tak ciekawił. Uważam cię za fascynującego i inspirującego człowieka i chciałbym cię bliżej poznać oraz towarzyszyć ci jako ktoś bliższy niż przyjaciel. Nie chcę, żebyś poczuł się zobligowany do określonego typu odpowiedzi. Odpowiedz tak, jak uważasz, każdy wariant będzie w porządku i z żadnego nie będę ci robił wyrzutów.

W końcu skończyłem. Nie było to tak długie, jak zazwyczaj w mojej głowie. Nie wiem, czy dlatego że coś pominąłem, czy może powtarzałem to bezgłośnie już tyle razy, że zdawało się zapętlać.
Z twarzy Ciela ciężko było odczytać emocje. Jedynie w jego oczach dojrzałem niedowierzanie, co ciężko określić jako pozytywne lub negatywne uczucie. Trochę czekałem, aby dowiedzieć się co siedzi w jego głowie i jak uformowały się jego nieobliczalne myśli.

- Trochę mnie zaskoczyłeś. - stwierdził po chwili, a na jego ustach wykwitł delikatny uśmiech. Nie musiał mówić nic więcej, abym domyślił się, że nie będę rozczarowany. - Mam dużo wad i nie mam pojęcia czy nadaję się do czegoś takiego jak związek, jednak ty chyba zdajesz sobie z tego sprawę i wygląda na to, że to akceptujesz. Chętnie spróbuję.

Odwzajemnił. Dziś już chyba nic więcej nie trzeba mi było do szczęścia. Jak trafnie zauważył, miał swoje odchyły, jednak byłem gotów wykazać się dużą cierpliwością i zrozumieniem, a w najlepszym razie pomóc mu w zmianie nastawienia do świata. 

- Więc... Jesteśmy od dzisiaj razem? - zapytałem, przybliżając się do niego tak jak wtedy na górze, w noc spadających gwiazd.

- Możemy. - odparł, również się zbliżając, i tym razem całując moje usta.

Czekałem na to długo i oprócz tego, że pocałunek był wyczekany, to finalnie cudowny. Miałem nadzieję, że stanowi on ładny wstęp do nowego etapu naszej relacji.

***

Salę, w której leżał Ciel, opuściłem dopiero po godzinie, kiedy zostałem wygoniony przez lekarza. Przez cały ten czas rozmawialiśmy, obejmowaliśmy się albo po siedzieliśmy obok siebie i milczeliśmy. Odniosłem wrażenie, że był zmęczony, więc to może i lepiej, że medyk w porę kazał mi sobie iść i dać mu odpocząć. Byłem tak wniebowzięty, że przez dłuższy czas ciężko by mi było jedynie siedzieć obok i go nie zaczepiać, a to właśnie spokoju wydawał się teraz potrzebować.

- Chodź do mnie, Sebastianie. Muszę z tobą pomówić. - po wyjściu zaczepił mnie dyrektor cyrku, który siedział na krzesełku przed salą, czekając, aż do niego wrócę. Posłusznie zająłem miejsce obok, godząc się tym samym na rozmowę.

- O co chodzi?

- To chwila, w której powinniśmy się rozstać. - powiedział, a uśmiech, który dotychczas gościł na mojej twarzy, w sekundę z niej zniknął.

- Rozstać? Jestem zwolniony? - zapytałem, co mężczyzna skwitował śmiechem, do którego mnie w tym momencie było daleko.

- Nie, oczywiście, że nie. Ty wciąż będziesz pracował w cyrku, to ja odejdę.

- Jak to? Przecież jesteś dyrektorem, trupa cię potrzebuje. - zauważyłem skołowany, nie wiedząc, czy ulżyło mi, że zostaję, czy może bardziej zestresował mnie fakt, że odchodzi pan i władca tego miejsca.

- Już nie. Jestem za stary na ten interes, mnie też kiedyś należy się odpoczynek. A trupa? Trupa pewnie też chętnie ode mnie odpocznie. - wstał, po czym stanął przede mną i zdjął czarny cylinder, który spoczął następnie na mojej głowie. - Chcę, byś teraz to ty się nimi zajął. Życzyłbym sobie, abyś przejął cyrk.

- Przecież nie umiem. Nie zostawiaj mnie tak. - błagałem, łapiąc się kurczowo jego marynarki, tak jakby po wygłoszeniu swojej kwestii mógł wyparować niczym postać z bajki.

- Posłuchaj mnie uważnie, dobrze? Spójrz na mnie. - poprosił, klękając, przez co byliśmy na podobnej wysokości. Posłuchałem jego prośby i spojrzałem, a on wtedy podarował mi kolejną rzecz, mianowicie wisiorek przedstawiający cyrkowy namiot. Zdjął go z własnej szyi, a następnie zapiął na mojej. - Jeśli chcesz, możesz osiągnąć wszystko. Teraz jest moment, w którym na wyciągnięcie ręki jest to, o czym marzyłeś. Dlatego chcę cię o to prosić. Czy zaopiekujesz się cyrkiem i trupą?

Patrząc w jego oczy, wiedziałem, że nie mogę odmówić. On mnie wybrał. Mógł wziąć każdego, w końcu innych członków znał dłużej i lepiej, a jednak padło na mnie. Najwyraźniej zawsze podejmował słuszne wybory i tak było również tym razem. Nie prosiłby mnie o zaopiekowanie się jego największym dziełem i najbliższymi ludźmi, gdyby istniał choć cień wątpliwości, że mogę to zaprzepaścić.

- Dobrze. Zrobię to najlepiej, jak będę mógł. - przyrzekłem, patrząc w jego przeszywające oczy. Czy jeszcze kiedyś je zobaczę? Czy będzie mi dane ujrzeć całą jego tajemniczą postać?

- Dziękuję ci, Sebastianie. Wszystkie formalności są już załatwione, będziesz musiał jedynie podpisać kilka rzeczy. Przyjdzie do ciebie w tej sprawie urzędnik. Jeśli chodzi o inne ważne sprawy, pytaj Ronalda, z najważniejszymi powinien ci pomóc. - wstał, po czym spiął włosy w kucyk i narzucił na moje ramiona czerwoną marynarkę, pozostając przez to w samej śnieżnobiałej koszuli. - Dbaj, proszę, o moje dzieci.

Poklepał mnie pokrzepiająco po ramieniu, rzucając w moją stronę najładniejszy uśmiech, jaki tylko mogłem sobie wyobrazić. Potem odszedł. Na jego miejscu miałbym żal o to, że zostawiam dobytek życia w obcych rękach, lecz nie odnalazłem w nim nawet cienia smutku. Wręcz przeciwnie, wydawał się wreszcie wolny. Zrzucił z siebie kostium, w którym przez ostatnie lata opiekował się cyrkiem, i teraz powróciła do niego swoboda. Mógł odpocząć, lub zająć się czymś innym, równie pięknym. Czułem, że tacy ludzie jak on są nienasyceni, że mają w sobie dużo dobroci i pomysłów i życie jednym życiem, jedną tylko inicjatywą, nie daje im satysfakcji. Co mężczyzna stworzy tym razem? Ile istnień odmieni?
Kiedy odszedł, czułem rzecz jasna smutek, lecz również dumę. Dyrektorem byłem od kilku minut, lecz już teraz czułem się odpowiedzialny za to, co mi oddał. Chciałem spełnić obietnicę i wciąż rozwijać jego dzieło.
Adrian tymczasem zniknął mi z oczu po paru sekundach. Przeszedł przez cały hol, a następnie opuścił szpital. Wsiąkł gdzieś w panującą na zewnątrz ulewę, pozostawiając za sobą ciepło i miłość do wszystkiego, co pozostawił w moich rękach.

CIRCUS || SEBACIELWhere stories live. Discover now