Rozdział XXIX

250 33 6
                                    


Alois

Opierałem się o ścianę namiotu, patrząc na resztę trupy. Artyści ćwiczyli zawzięcie, doskonaląc zdolności, które prezentowali na scenie przed liczną publicznością. Zbliżało się lato, a wraz z nim cudowny i ciepły okres, gdy najwięcej ludzi zjawiało się w cyrku. Ja zazwyczaj dużo w tym czasie chodziłem, zwiedzając miasta, w jakich się zatrzymywaliśmy i badając pobliskie pola, jeśli akurat znajdowały się nieopodal miejsca, w którym występowaliśmy.
Uwielbiałem śpiew ptaków. Wodę, w której odbijały się promienie rażącego słońca. Zboże, które szumiało na wietrze. Lato było moją ulubioną porą roku. Kojarzyło mi się ze swobodą i wakacjami, mimo że nie chodziłem do szkoły. Odpoczywałem jednak mimo to, słońce i atmosfera pomagały mi się zrelaksować. Czasami znajdowałem ładny kawałek pola i kładłem się między złotymi kłosami, myśląc o swojej przeszłości. Ukochanym bracie, sadystycznym opiekunie i innych mniej lub bardziej istotnych rzeczach, które w mojej pamięci zaczęły blednąć, tracąc dokładne rysy. Były to głównie złe wspomnienia, które chciałem wyrzucić z pamięci, więc niezwykle się cieszyłem, że dane mi było choć częściowo o nich zapomnieć.
Podsumowując, lato było dla mnie zbawieniem. Plusem było też to, że nie musiałem jak reszta artystów ćwiczyć dniami w pocie czoła. W każdym momencie, nawet podczas bezsennycyh nocy, mogłem kształcić swoje ''magiczne'' umiejętności.

- O czym tak myślisz, Alois? - obok mnie stanął zielonooki mężczyzna, właściciel cyrku.

Jak zawsze ubrany był w czerwoną kamizelkę ze złotymi dodatkami i czarne spodnie, natomiast na jego głowie spoczywał cylinder nadający stroju elegancji. Nigdy nie zmieniał ubrania na bardziej codzienne, nie wychodził z roli dyrektora.
Jego długie włosy spięte były w wysoki kucyk, jak to często bywało w czasie upałów. Dzisiejszy dzień był niezwykle ciepły, na szczęście w namiocie było całkiem chłodno.

- O niczym szczególnym. - odparłem, skupiając na nim wzrok.

- Nic szczególnego? Na pewno? - uśmiechnął się, kładąc dłoń na mojej głowie, a następnie zaczął spokojnie przeczesywać palcami moje włosy.

Od zawsze taki był. Jego główną cechę stanowiła niezwykła opiekuńczość. Z ciepłem i miłością traktował całą trupę, jak i resztę ekipy, choć artyści byli jego oczkiem w głowie. Wydawali się stanowić centrum jego małego wszechświata. Banda znajd takich jak ja, którym fartem udało trafić się na Adriana i dostać szansę na odmienienie swojego losu, była jego życiowym sensem. Byłem niezwykle wdzięczny, chociażby myśląc o nim, a co dopiero o nim mówiąc.

- Tak, nic szczególnego. - potwierdziłem, siadając na jednej z ławek, które podczas występów zajmowała publiczność.

Nie musiałem długo czekać, aby Adrian dosiadł się do mnie, jak zawsze zakładając nogę na nogę. W jego oczach, które rzadko odsłaniał, można było ujrzeć wieczne zamyślenie. Nawet jego zachowanie wydawało się na tyle oderwane od rzeczywistości, jakby białowłosy zawsze gdybał nad wieloma różnościami i przez to nie skupiał się na teraźniejszości.

- Jak tam Ciel? - zagadnął po chwili ciszy.

- Ciel? Wszystko z nim dobrze. - powiedziałem, przyzwyczajony do takiego pytania.

Jako że od wcześniej wspomnianego Ciela ciężko było cokolwiek wyciągnąć, mężczyzna to mnie pytał o samopoczucie przyjaciela, z którym było nie tylko dobrze, ale i coraz lepiej. Po ukończeniu przez niego tej zimy siedemnastu lat, stał się trochę bardziej otwarty, lecz wciąż nie doszedł do momentu, w którym swobodnie mówiłby o swoich myślach i uczuciach. Wiedziałem, że kryło się w nim naprawdę wiele troski, myśli i sympatii, którą mógłby na kogoś przelać, lecz w pierwszej kolejności prezentował się raczej wszystkim od najgorszej strony.

- To dobrze. - odparł dyrektor, znów pogrążając się w zadumie.

Jednocześnie utkwił wzrok w podmiocie rozmowy, który ćwiczył salto w asyście Ronalda. O czym mężczyzna myślał, patrząc na najmłodszego członka trupy? Wspominał przeszłość, rozważał teraźniejszość, czy może tworzył przyszłość? Dużo pytań kłębiło się w mojej głowie, lecz tak samo jak Adrian milczałem, siedząc grzecznie obok. Jego dłoń, która szybko powróciła do gładzenia mnie po głowie, niemo mówiła mi, że nie powinienem zadawać pytań.

- Wypadałoby znaleźć mu towarzysza, nie uważasz? Wygląda na trochę samotnego. -  jeszcze chwilę patrzył na Ciela, po czym przeniósł wzrok na mnie.

- Towarzysza? - zapytałem zaskoczony. - Czy planujesz przyjąć do trupy kogoś nowego?

Na moje pytanie mężczyzna tajemniczo się uśmiechnął. Jeszcze kiedyś uznałbym ten uśmiech za potwierdzenie, lecz teraz nie byłem już tego taki pewien. Myślał na opak, co rusz zaskakując mnie i resztę artystów. Wybierał niestandardowe i abstrakcyjne rozwiązania, idąc na opak logice, co w jego wykonaniu zawsze działało.
Czy wszystko miał idealnie zaplanowane? A może po prostu liczył na łut szczęścia i dawał czasowi płynąć, a wypadkom się zdarzać, czekając na efekt? Bez względu na to, co było jego motywacją, nie można było zaprzeczyć, że nieważne czego by nie zrobił, zawsze wszystko szło po jego myśli.

- Zobaczymy, Alois. Zobaczymy. - wstał, zabierając dłoń z mojej głowy. - Tak sobie tylko luźno rozmyślam. 

Teraz byłem już pewien, że ma jakiś plan, którego mi jednak nie zdradził. Po wypowiedzeniu ostatniego słowa posłał mi ciepły uśmiech, mówiąc w ten sposób, żebym się nie martwił i nie myślał za dużo. Również tym razem, tak jak zresztą zawsze, postanowiłem mu w pełni zaufać, wiedząc, że wszystko ma pod kontrolą.
Z Adriana przeniosłem wzrok na Ciela, który po kolejnym upadku stwierdził, że poleży trochę na ziemi. Towarzysz dla niego, tak? Ciekawe, kogo Adrian przydzieli do takiej cholery. Co ważniejsze, czy Ciel zgodziłby się, aby ktoś mu towarzyszył, skoro tak bardzo trzymał się samotności?
Podświadomie czułem, że ja mu nie wystarczam. Kochaliśmy się jak to najlepsi przyjaciele i od początku byliśmy dla siebie wsparciem, jednak on potrzebował kogoś, z kim będzie mógł pogadać o swoich najgłębiej skrywanych lękach. Kogoś, z kim będzie się śmiał, nawet jeśli tylko w ten cichy i spokojny sposób, którego nawet ja zbyt często nie słyszałem. Zasługiwał zresztą na kogoś na wyłączność, kogoś, kto poszedłby za nim wszędzie i zrozumiałby lepiej niż ja, a co ważniejsze nie tylko zaakceptował, lecz przede wszystkim polubiłby razem z jego uciążliwym charakterem. Nie mam pojęcia jakim cudem Adrian znajdzie, a co ważniejsze sprowadzi do cyrku tak niespotykanego człowieka. 

CIRCUS || SEBACIELWhere stories live. Discover now