002. Jestem w rozsypce.

1.6K 67 0
                                    

*zmiana narracji jest tymczasowa*
            - Nie pozwolę ci odejść – głos Justina zabrzmiał w umyśle Kate, a jego ciało po chwili wyłoniło się z gęstej mgły. Dziewczyna zadrżała, gdy poczuła na ciele powiew zimnego powietrza. Wpatrywała się w jego oczy, które jeszcze ani razu nie mrugnęły. W irytująco wolnym tempie chłopak znalazł się naprzeciwko. Szatyna głęboko westchnęła, gdy jego dłoń wylądowała na jej chłodnym policzku. Odświeżający tlen dostał się do płuc Kate, podrażniając przełyk. Stłumiła kaszlnięcie, zahipnotyzowana drżeniem warg chłopaka. Zawahała się, chcąc go pocałować, kiedy on nagle zrobił krok do tyłu, przez co już jej nie dotykał. Spuścił wzrok na swoje buty, ciężko oddychając. Męska klatka piersiowa unosiła się i opadała w miarowym tempie, kiedy oboje milczeli. Atmosferę, która panowała, można było bez przeszkód pokroić nożem.          

            - Więc zrób wszystko, bym nie chciała odejść – słowa wydostały się z ust szatynki zupełnie niekontrolowanie. Bez względu na to jak bardzo chciała zatrzymać ten słowotok, nie potrafiła. 

            - Za późno. Straciłem cię. – Po wypowiedzeniu tego zdania, znów spojrzeli sobie w oczy. Karmelowe tęczówki Justina wypełnione były smutkiem i żalem.

            - Nigdy nie jest za późno, by mnie odzyskać. Zniszczyłeś nas, ale ludzie popełniają błędy, prawda? Najważniejsze jednak jest to, by je naprawić. By odzyskać to, co się straciło. – Po raz kolejny młoda kobieta zupełnie nie panowała nad słowami, które odbijały się echem w białym, zamglonym pomieszczeniu, w którym się obecnie znajdowali.

            - Kochasz mnie jeszcze? – Oboje poczuli iskierki ciepła, gdy ich dłonie zetknęły się.
            - Oczywiście, że tak. – Tym razem to ona podeszła bliżej, chcąc na nowo poczuć ciepło bijące od jej ukochanego. 

            - Skarbie, nawet nie wiesz jak czułem się, po twoim odejściu – szepnął, obejmując talię dziewczyny i układając głowę w zagłębieniu jej szyi. – Jakby ktoś wyrwał mi serce. Bez ciebie wszystko straciło sens. 

            - Najważniejsze jest to, że już jestem – szepnęła, wsuwając dłoń w jego włosy. Przestała zwracać uwagę na to, że nie panuje nad własnym głosem, skupiając się jedynie na chwili. Chwili, która może się nigdy więcej nie powtórzyć. To był moment, kiedy oboje mogli, chociaż na kilka minut zapomnieć o tym, co było. Wreszcie liczyli się tylko oni i ich uczucia. Rytm bijących serc, które pragnęły ukojenia przyjemnie otulał ich uszy, gdy przymknęli powieki. Starali się za wszelką cenę zapamiętać każdy szczegół ich spotkania.

            - Przepraszam – dziewczyna usłyszała jego zachrypnięty głos. Dopiero po chwili spostrzegła, że Justin zniknął. Stała sama, zagubiona, we mgle. 

            Przymknęła powieki, nasłuchując. Usłyszała dziwny szum, gdy czyjeś ręce oplotły jej szyję. Zaczęła się dusić. Czuła silny uścisk w przełyku. Kiedy sądziła, że upadnie na podłogę, czyjeś wargi wylądowały na jej odsłoniętym karku. Dotyk ten wywołał u niej gęsią skórkę, a słowa, które usłyszała po chwili całkowicie ją zszokowały. 

            - Jesteś moja, nie oddam cię – wiedziała, że stał za nią James. Bezsilnie osunęła się po jego klatce piersiowej na ziemię, próbując pochwycić, choć skrawek drogocennego w tamtym momencie powietrza. Nagle wszystko dookoła niej zniknęło, a ona…

Obudziła się. 

            Natychmiast usiadła na łóżku, cała zlana potem. Jej ciało drżało na samo wspomnienie snu. Nigdy wcześniej nie doświadczyła bardziej realistycznego i to przerażało ją najbardziej. Rozejrzała się po pomieszczeniu, zauważając, że słońce nawet nie wzeszło. Z nerwowym parsknięciem opadła na pościel, układając wygodnie głowę. Chciała zapomnieć. Marzyła o tym, by w końcu cała ta męka się skończyła, a dwójka mężczyzn zniknęła z jej życia. 

You part of me.Where stories live. Discover now