027. Dlaczego wciąż spoglądasz na złe ścieżki?

978 61 5
                                    


Od autorki: Pamiętacie jak mówiłam, że pokochałam to opowiadanie? Nie kłamałam. A kiedy mówiłam, że skończę je prędzej czy później? Nie kłamałam. A jak powtarzałam, że zależy mi na was i na waszych opiniach? Nie kłamałam. Jednak w jednej kwestii oszukałam siebie i Was. Podczas pisania "ostatnio" dodanych rozdziałów wmawiałam, że podołam wyzwaniu, że mimo coraz gorszej sytuacji prywatnej uda mi się nie zawieść. Niestety, nie byłam na tyle silna. Jednak teraz, wraz z nowym rokiem otrzymałam od losu ogromnego kopa, który naładował mnie przeogromnym pokładem energii, którą postaram się wykorzystać w należyty sposób. I dlatego wracam. Potrzebowałam tej przerwy, ale mam nadzieję, że jeśli nadal tu jesteście, to zrozumiecie i chociaż postaracie mi się wybaczyć.

I nadal kocham z całego serca.

__________________
Justin's POV:

- Bieber – warknął strażnik stojący po drugiej stronie kraty. Nie reagowałem, wpatrując się w sufit.

- Ktoś do ciebie – prawie natychmiast moje ciało się spięło. Przekręciłem głowę, by móc ujrzeć gościa. Nie spodziewałem się zobaczyć tam matkę Kate. Natychmiast podniosłem się z pryczy.


Kate's POV:

- Domyślasz się gdzie mogła pójść? - Spytała Kim. Nie reagowałam, wpatrując się w widok za oknem.

- Nie obchodzi mnie to – szepnęłam, próbując zaakceptować słowa, które usłyszałam od lekarza. Ja? W ciąży? Wiedziałam, że okres to żaden dowód, bo może się czasami pojawić podczas okresu, ale gdy pojawił się po wzięciu tabletek...Jak na to zareaguje Justin? Przecież nie będę w stanie mu powiedzieć. On tego nie zaakceptuje.

Jeszcze ta operacja... Co jeśli do niej nie dojdzie? Albo poronię w trakcie?

- Przecież to twoja matka.

- No coś ty? - Spojrzałam na zagubioną dziewczynę. Jej oczy pełne były strachu i niepewności. Ja wolałam na siebie wtedy nie patrzeć. Jeśli wyglądałam chociaż w połowie tak źle jak się czułam to na mój widok wszystkie lustra popękałyby. - Ostatnią rzeczą jakiej pragnę to ją teraz oglądać – szepnęłam niby do niej, chociaż nie chciałam, by słowa przedarły się przez barierę. Osłonę, którą musiałam sobie stworzyć. Bez niej już dawno, po usłyszeniu słów lekarza wyskoczyłabym przez okno.

- Kate...

- Proszę cię. Daj mi spokój – i chwilę później wróciłam do świata snu. Przynajmniej tam mogłam odpocząć. Bezpieczna przystań.

*

Justin's POV:

Podszedłem do kraty, by móc spojrzeć w jej smutne i przerażone oczy. Natychmiast odsunęła się jak najdalej mogła. A raczej na tyle, na ile pozwalała jej ściana równoległa do celi.

- Justin – szepnęła. Ledwo zdołałem ją usłyszeć mimo skupienia i chęci zapamiętania każdego drobnego słowa wypływającego z jej ust. Wiedziałem, że jest coś nie tak. Coś musiało się stać z Kate. Nie, tylko nie teraz, kiedy jestem tu zamknięty.

- Jak czuje się Kate? - Spytałem natychmiast, nie wiedząc czy na pewno chcę usłyszeć odpowiedź.

- Ona... - Nie odrywałem oczu od kobiety.

- Proszę, niech pani mówi, bo zaraz skończy się czas odwiedzin – spojrzałem z pogardą na strażnika stojącego tuż obok.

- Ona nie będzie zadowolona, że dowiesz się tego z moich ust, ale boję się, że popełni błąd. Ogromny błąd, którego dopuścić się nie może.

You part of me.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz