030. Jest częścią mnie.

1K 67 5
                                    

Justin natychmiast wypuścił mnie ze swych objęć. Gdy tylko stanęłam, od razu ochronił mnie swoim ciałem.

- Co tu się do cholery dzieje? - Spytał, równie zagubiony, co ja. Byłam przerażona, zestresowana i nie potrafiłam zrozumieć całego zajścia. Po co Megan wróciła? Miałam nadzieję, że naprawdę już sobie odpuściła i da nam spokój.

- Jeszcze jedno słowo, krzyk czy cokolwiek, a rozwalę wszystkich tu obecnych po kolei – zagroziła psychopatka, celując na zmianę w nas, Jamesa i Kim. Ostatnia dwójka nie miała szans się ruszyć. Czułam, że nadchodzi coś strasznego, że zdarzy się za chwilę jakieś nieszczęście. Musiałam temu zaradzić. Ja, nie Justin, nikt inny tylko ja, bo to ja byłam powodem problemów.

- Megan, wytłumacz mi jedno – udało mi się stanąć przed Justinem i machnięciem głowy zakazałam mu ochrony. Ledwo słyszalnie szepnęłam „policja". - Po co znowu wracasz? Nie wydaje ci się, że wystarczająco dużo krzywdy narobiłaś?

- Wróciłam tu, bo jeśli ja go nie mogę mieć ty też nie będziesz – stwierdziła, wpatrzona we mnie bladym wzrokiem. Na pierwszy rzut oka widać było, że naprawdę oszalała z miłości do Jamesa.

- Megan, ale ja nie zmuszam go, żeby tu był. Sam, z własnej woli od ciebie odszedł...

- Nie odszedł, nie widzisz?! - Zaczęła krzyczeć. Miałam nadzieję, że uda mi się odwrócić jej uwagę na tyle, by Justinowi udało się zadzwonić na policję. Kątem oka widziałam jak próbował niepostrzeżenie wyjąć telefon z kieszeni. - Nadal przy mnie jest.

- Przywiązany do krzesła, dziewczyno... Potrzebujesz pomocy. Siłą nikogo przy sobie nie zatrzymasz – skomentowałam, świadoma, że chłopak za mną wybrał już numer na policję. Potrzebowałam tylko krzyku, żeby mógł złożyć zgłoszenie. Musiałam ją sprowokować.

- Nie widzisz, że coraz to kolejne osoby od ciebie uciekają? Że ich tracisz tym jaka popierdolona jesteś? Nie jestem pewna czy nawet pomoc specjalistów, by ci w czymś pomogła. - Może faktycznie, byłam zbyt krytyczna, ale uzyskałam to co chciałam. Nagle Megan wpadła w jeszcze większy szał. Ryzykowaliśmy dużo, wiedząc, że miała pistolet w dłoni i w każdej chwili mogła go użyć. Jednak innego wyjścia nie było.

Dziewczyna na moich oczach chwyciła się wolną dłonią za głowę, chcąc wyrwać sobie włosy. Jej usta otworzyły się w donośnym krzyku, a palec nieuchronnie wylądował na spuście pistoletu. Justinowi w kilka sekund udało się złożyć zgłoszenie, podczas gdy przede mną rozegrała się przerażająca scena. Dziewczyna wyglądała jakby opętał ją jakiś demon, a jej duszę rozerwało na kilka części. Krzyczała, rzucała się na kilka stron, w akompaniamencie nadjeżdżającego radiowozu. Nie mogłam uwierzyć, kiedy blondynka wycelowała broń w stronę Jamesa. Jedyne, co udało mi się zrobić to warknięcie głośnego „nie", gdy na dźwięk wystrzału włosy stanęła mi dęba.

Całe szczęście, w agonii dziewczyna źle wycelowała i trafiła w męską łydkę, a pocisk jedynie ją drasnął.

Niestety, najgorsze dopiero miało nadejść.

Kiedy do domu wparowała dwójka policjantów, nie było już odwrotu. Megan wycelowała pistolet w siebie, lufą dotykając podbródka, przez co kolejny pocisk przeleciał na wylot.

Zabijając ją w ułamku sekundy.

Dziewczyna z rozchylonymi ustami padła niczym lalka na ziemię.

A my staliśmy tak, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.

Tym razem krew dziewczyny rozlała się nie tylko na kanapie.

***

- Może mi ktoś wytłumaczyć, co tak naprawdę się stało? - Spytał Justin, obejmując mnie, gdy siedzieliśmy na tyle karetki. W środku opatrywany był James, a tuż przed nami stała spokojniejsza, bo już po proszkach uspokajających, Kim.

You part of me.Where stories live. Discover now