022. Wszyscy potrzebujemy kogoś, na kim możemy się oprzeć.

1K 61 5
                                    

Kate's POV:

- Jesteście wolni – usłyszałam tuż po przebudzeniu. Pobyt w areszcie był dla mnie jak długi sen. Przez prawie cały czas spędzony tam, spałam, bo tylko w świecie marzeń byłam bezpieczna. Justin, widocznie weselszy, natychmiast pomógł mi wstać. Uśmiechnęłam się do niego, kiedy razem wychodziliśmy z celi.

- Ale radzę wam się nigdzie poza obręb stanu nie ruszać – szepnął na odchodne policjant. - Może będziemy was jeszcze potrzebować.

- Jasne – warknął Justin, który już pewnie nie mógł patrzeć na funkcjonariuszy.

- Justin – objęłam go ramieniem w talii, pocierając fragment pleców. - Chodźmy stąd.

Czułam się, jakbym spędziła tam rok, a nie dwa dni.

*

Justin's POV:

Gdy oboje wyszliśmy przed komisariat czułem się jak nowo narodzony. Wszystko było bardziej wyraziste, barwniejsze, a przede wszystkim wyjątkowo jasne.

- Wreszcie wolni – szepnąłem do ucha dziewczyny. Machnięciem dłoni próbowałem przywołać taksówkę. Za trzecim razem mi się udało.

- Wszystko dobrze? - Spytała Kate, nie odrywając ode mnie wzroku w samochodzie.

- Jak na człowieka, który dopiero wyszedł z aresztu to całkiem okej – próbowałem rozluźnić atmosferę, ale nie wyszło, bo nawet kierowca spojrzał na mnie z dezaprobatą. Poprosiłem go o przewiezienie nas do szpitala.

- Po co tam?

- A nie interesuje cię co z Megan? - Oczy Kate od razu się zaszkliły, a usta lekko rozchyliły. Pocałowałem ją delikatnie, chcąc dodać dziewczynie otuchy. - Wszystko będzie dobrze.

- Justin, on nie może po prostu uciec. Powinien odpowiedzieć za to, co jej zrobił.

- Wiem, skarbie, wiem. Zrobię wszystko, by gnój spędził resztę swojego życia w pierdlu.

Wpatrując się bezustannie w twarz Kate, zauważyłem, że kąciki jej ust delikatnie opadły na moje słowa.

*

Kate's POV:

Nie byłam pewna dlaczego słowa Justina zakuły mnie gdzieś wgłębi.

- Coś nie tak? - Usłyszałam, kładąc głowę na barku chłopaka.

- Nie, nie – zaprzeczyłam automatycznie, chociaż czułam, że coś jest nie tak. Cholerka.

- Justin, co jeśli ona... nie żyje? - Spytałam o coś, co pewnie i jemu zajmowało umysł. - Co jeśli przez te dwa dni stan Megan się pogorszył?

- Wydaje mi się, że jeśli by się tak stało, policjanci albo by nas o tym powiadomili albo po prostu przetrzymali przez kolejne dwa dni – Justin nie wierzył we własne słowa, więc i mnie one nie pocieszyły.

- Boję się – jego dłoń znalazła się na moim kolanie. Ten gest wręcz dosłownie rozlał ciepło w moim sercu.

*

Po kilku minutach wysiedliśmy z taksówki, a ja uświadomiłam sobie, że od wielu godzin nie skorzystałam z prysznica. Śmierdziałam.

Oh nie, poprawka. Oboje śmierdzieliśmy.

- Im szybciej to załatwimy, tym szybciej będę mogła się umyć – szepnęłam do siebie, czekając aż Justin okrąży samochód. Gdy znalazł się obok mnie, złapał moją dłoń i ruszył w stronę drzwi automatycznych. Zaraz wszystkiego się dowiemy.

You part of me.Kde žijí příběhy. Začni objevovat