27. Kochanie, jestem pewna, że nie zamierzam poddać się tym razem.

1.7K 81 0
                                    

Kate’s POV:

            W dłoni nadal trzymałam zaproszenie, wpatrując się w roześmianą twarz Megan. Wiecie co w tej sytuacji, było najbardziej zaskakujące? Że wcale nie przejmowałam się tym, że oni chcą wziąć ślub. Nie twierdzę, że nie byłam zaskoczona, jednak nie czułam się zazdrosna ani nic w tym rodzaju. Najwyraźniej ta cała miłość do Jamesa przeszła mi, bo jego miejsce zajął ktoś inny. Głośno wciągnęłam powietrze, w końcu wszystko pojmując. Wreszcie wszystko zrozumiałam. 

            Nie kończąc nawet posiłku, rzuciłam na stół kilka banknotów i na odchodne rzuciłam w stronę blondynki „gratulacje”. Wybiegłam z lokalu z prędkością światła.

            Musiałam spotkać się z Justinem.

            Musiałam z nim o moim odkryciu porozmawiać.

            Jak mogłam być tak kurwa głupia. 

            Na dworze było już widno, a słońce powoli chowało się za horyzontem, gdy ja znalazłam taksówkę. Czułam przyjemne łaskotanie w brzuchu, na samą myśl tego, co chciałam mu powiedzieć. Megan najwidoczniej chciała mnie zranić, zepsuć mi humor czy cokolwiek równie fałszywego, jednak to dzięki niej w końcu zrozumiałam wszystkie sygnały. 

            Kiedy dotarłam pod hotel, niebo było już głęboko granatowe. Zadrżałam z zimna, próbując ogrzać odkrytą skórę ramion, dłońmi. 

            Stanęłam na pierwszym schodku prowadzącym do wejścia, gdy usłyszałam cichy szept. Rozejrzałam się dookoła, przerażona mroczną scenerią. Chciałam iść przed siebie, wejść do budynku i nie odwracać się za siebie, jednak męski głos nie pozwolił mi na to.

            - Kate? – Spojrzałam na pobliską ławkę i zastygłam. Siedział na niej James. Co on tu robił? Zaskoczona i odrobinę zdenerwowana, skierowałam się w jego kierunku. Widząc jego smutną twarz, wydawało mi się, że mam deja vi. Jednak to nie było złudzenie – przecież takie wydarzenie miało już miejsce i niestety nie skończyło się dobrze.            

            - Jak dobrze, że już jesteś. – Wydusił z siebie z wielką ulgą. Moje wnętrzności wykonały nagłego fikołka, a mi zrobiło się prawie natychmiast niedobrze. Zrobiłam krok w tył, jednak o mały włos się nie wywróciłam, więc stanęłam z otwartą buzią, przez cały czas wpatrując się w jego zdruzgotaną twarz, którą kiedyś tak bardzo kochałam. No właśnie, „kiedyś” i wolałabym, żeby tak zostało. 

            - Czego tu szukasz? – Spytałam bezczelnie, wreszcie odzyskując zdolność mówienia. 

            - Mogłabyś usiąść obok? – Mówiąc to zduszonym i ledwie słyszalnym głosem, przesunął się w ławce, robiąc mi miejsce.

            - Nie mam czasu. – Stwierdziłam szybko, przeczuwając, że to nie może skończyć się dobrze. Odwróciłam się w stronę drzwi hotelu, jednak odruchowo spojrzałam na Jamesa.

            - Proszę – jego czoło zdobiły zmarszczki, a pod oczami widniały wielkie ślady niewyspania. Nigdy, odkąd go znam, nie widziałam go tak bladego. 

            - Ugh – westchnęłam, siadając obok niego. Zauważyłam, że od razu się rozluźnił. Wpatrywał się przez cały czas przed siebie, uciekając przed moim spojrzeniem. W sumie – pasowało mi to. Nie chciałam się z nim w jakikolwiek sposób spoufalać. 

You part of me.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz