01. Kradnę i zabijam, by zatrzymać go przy sobie.

4.8K 132 6
                                    

            Dłonie nadal mi drżały. Właśnie zarezerwowałam sobie bilet na lot do Los Angeles. Niestety wylot jest dopiero jutro. W tamtym momencie siedziałam w łóżku, wpatrując się w monitor laptopa. Byłam pewna tego, co chcę osiągnąć. Jadę tam, by wszystko naprawić. Pomiędzy nami znów będzie dobrze, wiem to. Jesteśmy dla siebie stworzeni. Może James o tym zapomniał? Przeszła mi złość, wywołana jego zniknięciem. Teraz w moim sercu zatlił się płomyk nadziei. Chciałam, by znów do mnie wrócił. By po prostu był przy mnie. Tęskniłam za jego silnymi ramionami, które każdego wieczora oplatały moje ciało. Pragnęłam, by znów całował mnie, jakby nie miało być jutra. Część mnie odeszła wraz z nim. Bezpowrotnie. Krople deszczu, stukały o blaszany parapet za oknem. Rzuciłam okiem na zegarek obok łóżka. Dwudziesta. Czas się pakować. Położyłam laptopa na szafkę. Zrzuciłam z siebie kołdrę, która spadła na podłogę i wstałam. Gołe stopy stąpały po białym dywanie z frędzlami, a kiedy dotarły na zimne panele, moje ciało zadrżało. Ruszyłam w stronę drzwi. Postanowiłam, że zanim wyjmę walizki, zrobię sobie herbatę. Schodząc po schodach, miałam mętlik w głowie. Oczami wyobraźni widziałam świetnie bawiącego się James’a. Poczułam ukłucie zazdrości, gdy dotarło do mnie, że teraz pewnie spędza czas tylko z Megan. Złapałam mocniej poręcz, by mieć pewność, że nie spadnę z kolejnych stopni. W mieszkaniu panował chłód, przedzierający się aż do szpiku moich kości. Moje kroki wydawały stłumiony odgłos. Po wejściu do kuchni, napełniłam dzbanek wodą i podeszłam do okna. Na granatowym niebie jarzył się wielki księżyc w towarzystwie miliarda gwiazd. Przetarłam twarz zimną dłonią. Byłam zmęczona. Miałam nadzieję, że chociaż tej nocy zmrużę oko. Odkąd James odszedł coraz rzadziej potrafię zasnąć. Ratowała mnie świadomość szansy, że może go zobaczę. Pragnęłam spojrzeć w jego niebieskie oczy i powiedzieć mu jak ważny jest dla mnie. Chciałam, by wiedział, że bez niego wszystko straciło sens. Zanim się obejrzałam, moje oczy zaszkliły się. Na szczęście zatrzymałam łzy, by nie ściekły po mojej twarzy. Nie chciałam przeżywać tego po raz kolejny. Tamtej nocy miałam nadzieję na szczęśliwe zakończenie i kurczowo się tej myśli trzymałam. Obróciłam się w stronę blatu kuchennego i z szafki wyjęłam swój ulubiony, ciemnofioletowy kubek. Odstawiłam go, by sięgnąć po torebkę herbaty, cukierniczkę i cytrynę. Po kilku minutach woda zagotowała się. 

            Z gotowym napojem wróciłam do sypialni, w której zapaliłam lampkę na ścianie. Odłożyłam herbatę na stolik, obok którego stałam i otworzyłam szafę. Sięgnęłam po największą walizkę i wyjęłam na podłogę wszystkie moje ubrania. Musiałam się czymś zająć, by nie myśleć o podróży. Wybrałam najważniejsze rzeczy, a resztę łaszków wrzuciłam beznamiętnie z powrotem na półki. Poszłam jeszcze do łazienki, by stamtąd zabrać resztę przedmiotów. Wszystko w końcu sobie przygotowałam, kładąc obok otwartej torby. Starałam się całość zmieścić i na szczęście mi się to udało. Po zapięciu walizki i odstawieniu jej pod szafę, odetchnęłam z ulgą. Zegar właśnie wskazał dziewiątą. Sięgnęłam po jeszcze ciepłą herbatę i upiłam łyk. Bałam się jutra.

 ~*~

“I've been ignoring this big lump in my throat.
I shouldn't be crying, tears were for the weak."*

            Obudziły mnie słowa piosenki. Jeszcze z zamkniętymi oczami, odnalazłam telefon i uciszyłam budzik. Miałam zamiar znów ułożyć swoją głowę na miękkiej i ciepłej poduszce, by wrócić do krainy snów, jednak uprzytomniłam sobie, że za kilka godzin mam samolot. Zerwałam się z łóżka, myśląc już jedynie o Los Angeles i Jamesie. Z reszty ubrań, które zostały w szafie, wybrałam zestaw i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, by oczyścić umysł z niepotrzebnych myśli, jednak niezupełnie mi się to udało. Po godzinie przejrzałam się w lustrze. Miałam już wysuszone włosy, a ubrania pasowały całkiem nieźle. Lekkie fale opadały na plecy, a za długa grzywka leciała mi ciągle na oczy, więc wcisnęłam jej kosmyki za ucho i skierowałam się do sypialnianej toaletki przy oknie. Pogoda na zewnątrz pozostawiała wiele do życzenia. Ciemne chmury wiszące nad horyzontem, zwiastowały zbliżający się deszcz. Dotknęłam ekranu swojego telefonu, by zobaczyć, która godzina. Za piętnaście dziesiąta. Do odlotu samolotu zostały dokładnie trzy godziny. Odblokowałam komórkę i wystukałam numer, by po chwili usłyszeć głos taksówkarza. Podałam mu mój adres, prosząc by przyjechał o jedenastej. Po tej krótkiej rozmowie, utkwiłam wzrok w lustrze.

You part of me.Where stories live. Discover now