03. Teraz niebo to nasz punkt widzenia.

Start from the beginning
                                    

           - Nazwałam cię dupkiem - szepnęłam zawstydzona.

           - Słyszałaś to? Jakby ktoś coś szeptał - Zachichotał Justin, a ja już wiedziałam, że żartuje.

           - Jesteś dupkiem, wystarczy?! – Krzyknęłam, a kiedy słowa wyleciały z moich ust znów stanęłam na plaży. Dzięki ci łaskawy, ugh.

           - Nie mogłaś tak od razu? – Tym razem zarzucił mi swoje ramię na moje, a ja natychmiastowo go zrzuciłam. Miałam dość. Dotarliśmy do wysuniętej skalnej ścianki.  Bez słowa na niej usiadłam, wpatrując się w zachodzące słońce. Podciągnęłam zgięte w kolanach nogi pod brodę. Chciałam się uspokoić. Wzięłam kilka głębokich oddechów, a w tym samym czasie chłopak dołączył do mojej „miejscówki”.

            - Nadal jesteś na mnie zła? – Spytał cicho, jakby bojąc się, że mnie wystraszy.

            - No co ty, wcale – odpowiedziałam wściekła, unikając jego wzroku. Zachowywaliśmy się jak para rozwydrzonych nastolatków. Zachciało mi się śmiać.
             - Przepraszam – wyczułam w jego głosie szczerą skruchę, a kiedy spojrzałam w karmelowe oczy, które nareszcie były odkryte (okulary wsunął za kołnierzyk) zauważyłam ich błysk. Justin zbliżył się, tak, że nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Blady uśmiech zagościł na mojej twarzy, ale musiałam się opamiętać. Odsunęłam głowę, zanim doszłoby do czegoś poważniejszego. 

            - Zapędziłem się, wybacz – skomentował chłopak zawiedzionym głosem. Przeczesał swoje włosy palcami i odchylił się do tyłu, opierając się na łokciach. 

            - Po co tu przyjechałeś? – Starałam się mówić normalnie, chociaż nie wiem czy całkiem mi się to udało. 

            - Słucham? – Zdziwił się.

            - Pytałam się, po co przyjechałeś do Los Angeles.

            - Kocham to miasto i dość często tu bywam. Ale... tym razem jest to jedynie kumpelska przysługa, nic wielkiego – odpowiedział, a jego wzrok cały czas był utkwiony w słońcu, które już prawie do połowy utonęło w oceanie. 

            - A ty? 

            - Przyjechałam tu do chłopaka – wyrzuciłam z siebie nieprzemyślanie. 

            - Masz chłopaka? – Coś w głosie Justin’a się zmieniło.

            - Aktualnie nie mam, ale zrobię wszystko, żeby wrócić do Nowego Yorku z nim.

            - Nie do końca rozumiem – stwierdził  i wrócił do pozycji siedzącej, kładąc dłonie na kolanach.

            - Ja też nie. Wolałabym o tym nie rozmawiać – poczułam jak w oczach kumulują mi się łzy, które za wszelką cenę chcą się wydostać. Jedną udało mi się niepostrzeżenie wytrzeć, ale reszta „uciekła” samoistnie. Nie miałam nad tym żadnej władzy. Po prostu się popłakałam. Szatyn wyczuł, że jest coś nie tak i od razu objął mnie, przyciągając do swojej klatki piersiowej. Lenonki, które umieściłam we włosach sprzeciwiły się złośliwym zgrzytem, ale miałam to gdzieś. Od rozstania z James’em potrzebowałam męskiego ramienia, a Justin był akurat pod ręką. Drżałam, a bluzka chłopaka z każdą chwilą przybierała ciemniejszy odcień. Nie potrafiłam zatrzymać łkania. Przycisnęłam się mocniej do szatyna. On ku mojej uciesze nie sprzeciwiał się i delikatnie ułożył swoją dłoń na moich plecach, pocierając je. Tego wszystkiego było za dużo. Brakowało mi go tak cholernie mocno. Mój oddech stał się płytki.

- Wszystko będzie dobrze… - Usłyszałam męski szept. – Obiecuję – stwierdził stanowczo. 

            - Nic nie wiesz – udało mi się wyjąkać, nie odrywając lica od materiału koszulki. 
            - Znam życie i wiem, że takie osoby jak ty są skazane na szczęście – odsunął mnie na minimalną odległość. Puścił moje ramiona, a mą twarz objął swoimi wielkimi, męskimi dłońmi. Przetarł palcami ściekające nieustannie łzy.
            - Poradzimy sobie, uwierz – szepnął znów, zbliżając się do mnie. Wstrzymałam oddech, w oczekiwaniu, jednak ku mojemu zaskoczeniu jego pulchne usta wylądowały na moim czole.
            - Już lepiej? – Spytał cicho.
            - Mógłbyś mnie odprowadzić? – Pisnęłam rozpaczliwie. Uśmiechnęłam się prawie niezauważalnie. Nie odpowiedział, ale jednym skokiem zszedł z półki skalnej i uniósł ramię, bym mogła się o niego wesprzeć. Zdrapałam się niezdarnie z lekką zadyszką. Justin nie pytając mnie o zdanie, wsunął swoją dłoń w moją. Pierwszy raz odkąd go zobaczyłam, dotarło do mnie, że cieszę się z jego obecności. Gdyby nie on, wylewałabym teraz własne smutki w alkoholu. Ścisnęłam mocniej męskie palce, by pokazać mu, ze podoba mi się jego postawa. Nie skomentował tego, tylko posłał mi ciepły, wręcz otulający niczym koc – uśmiech. Przechodząc przez kolejne przecznice, zauważyłam, że coraz więcej ludzi wychodzi na miasto. Niebo w kolorze granatu, upstrzone gwiazdami tworzyło magiczną aurę, w której utonęłam. W tamtej chwili zrozumiałam, dlaczego Justin kocha to tętniące życiem miasto. Lenonki wsunęłam na nos by, chociaż trochę zasłoniły mój rozmazany makijaż. Poczułam na ciele delikatny wietrzyk, przez co dostałam dreszczy. Szatyn to od razu zauważył, więc bez zawahania zdjął własną bluzę i założył mi ją na plecy. Nie sprzeciwiałam się, bo było mi faktycznie zimno, a dzięki temu mogłam napatrzeć się na umięśnione ramiona chłopaka. Miał mnóstwo tatuaży. Podobały mi się. Dotarliśmy w końcu pod hotel. Pośpiesznie przeszliśmy przez hol i od razu wsiedliśmy do windy. Panowała między nami cisza, jednak nie ta niezręczna. Tamta atmosfera była przyjemna. 
            Po krótkiej chwili, wysiedliśmy na odpowiednim piętrze i skierowaliśmy się w stronę mojego pokoju. Nasze kroki odbijały się tępo po opustoszałym korytarzu. Stanęliśmy na progu apartamentu, a ja obróciłam się do drzwi, by je otworzyć. Czułam za dobą kojącą obecność Justin’a, którego ciało wytwarzało charakterystyczne ciepło. Po wsunięciu karty w zamek, znów stanęłam przodem do chłopaka. Zrobiło mi się gorąco. Zdjęłam z nosa okulary i stanęłam na palcach, by umieścić na policzku szatyna drobny, słodki pocałunek. Po kilku sekundach weszłam bez słowa do pokoju, zostawiając chłopaka zupełnie zdezorientowanego. Zanim zatrzasnęłam za sobą drzwi, zdołałam zobaczyć jak delikatnie uniósł dłoń, by dotknąć lekko zaróżowionego miejsca. 
Uśmiechnęłam się. 

You part of me.Where stories live. Discover now