Rozdział 57

384 20 0
                                    

- Jakieś pomysły gdzie on może być? - spytałam  całej ekipy Avengers, oprócz Spider-Mana.

- Nie mam pojęcia - stwierdził tata.

- Okej, może ty Stark? Znasz go najdłużej z nas - powiedziałam.

- Nie wiem, aż tak długo dla mnie nie pracował - rzekł.

- Gdybym była nim i bym się wściekła na mnie, że go zdradziłam, to naraziłabym na niebezpieczeństwo osoby, na których mi zależy. Was nie skrzywdzi, bo jesteście dla niego za mocni - zaczęłam rozmyślać. - Wiem! Michelle i Ned! Nie mają jak się samemu obronić!

- Dobre przemyślenia. Gdzie teraz byś była na wycieczce? - spytał Tony.

- Chyba dzisiaj wracałabym przez Londyn - odpowiedziałam.

- No to lecimy do Anglii - stwierdził ojciec.

- Tato, ja muszę zostać. Peter nie może być tutaj sam - powiedziałam.

- Spokojnie, zadzwonimy po jego ciocię. Też powinna go odwiedzać - rzekł.

- No dobrze, to prawda.

- Nie martw się o niego. Prędzej, czy później wyjdzie z tego - przytulił mnie.

- Kocham cię tato - odwzajemniłam uścisk.

- Ja ciebie też.

- Jesteście słodziakami, serio. Bardziej bym się obawiała o tych twoich przyjaciół - wtrąciła Wanda.

- Prawda. Lecimy - stwierdziłam i wzięłam za rękę tatę. Teleportowałam nas na lotnisko w Londynie.

- Jak ty możesz tak codziennie? - zachwiał się lekko.

- Jakoś już przywykłam - wzruszyłam ramionami. - Idę po resztę.

- Okej - odpowiedział, a ja przez następne pięć minut, przenosiłam całą drużynę na lotnisko.

- Już wszyscy są? - zapytałam.

- Chyba tak - odpowiedziała Nat, a wokół nas zaczął zbierać się tłum. Wśród nich były nastolatki z telefonami, które chciały zrobić sobie z nami zdjęcie, reporterzy, kamerzyści i inni ludzie chcący chociaż zamienić z nami słowo.

- Przepraszam, ale nie mamy teraz czasu - lekko rozsunęłam tłum telekinezą, tak żeby nikt się nie przewrócił.

- Super, że tak umiesz. Nigdy więcej niechcianych wywiadów - zaśmiał się Stark.

- Też to lubię, ale teraz chodźmy - pociągnęłam go za rękę w stronę wyjścia.

- Ale jak my ich znajdziemy? Londyn jest ogromny, a my szukamy jakiejś grupki nastolatków - stwierdził Clint.

- Nie pomyślałam o tym - walnęłam się w czoło.  - Dobra mam pomysł - powiedziałam po chwili myślenia. - Ma ktoś telefon przy sobie?

- Oczywiście, że ja mam - rzekł Stark.

- Świetnie, daj mi go - wyciągnęłam ręke, po chciany przedmiot.

- Nie, czemu? Już okulary zgubiłaś - oburzył się.

- No cholera, mówiłeś, że nie jesteś zły - podniosłam lekko głos.

- To oczywiste, że jestem! To kosztowało mnie strasznie dużo czasu i pieniędzy! Gdyby nie Beck, to byś ich nie miała - krzyknął.

- Ktoś chętny jest mnie zabrać z Ziemi? Asgard? Nie wiem, jakaś inna planeta? - pytalam reszty, która patrzyła się na nas jak na debili. - Nie? Okej, sama polecę.

- Dziecko, ogarnij się wreszcie! Świat nie kręci się wokół ciebie - wtrącił Tony. (I kto to mówi)

- No nie wytrzymam z nim dłużej. Działajcie beze mnie. Ja lecę do wieży. Z tym kretynem się nie da pracować - powiedziałam.

- Nie zwracaj się tak do dorosłej osoby smarkaczu - oznajmił Stark, ale ja już teleportowałam się do domu. Przepraszam, nie można tego nazwać domem. Bardziej jakaś firma, gdzie się mieszka czy coś w tym stylu. Pobiegłam do mojej sypialni ze łzami w oczach. Od ostatnich wydarzeń strasznie mnie bolała głowa. Za dużo emocji, jak na niecałe trzy dni. Rzuciłam się na łóżko i mimowolnie zaczęłam płakać.

| 502 słowa|

Hope For Love | AvengersWhere stories live. Discover now