Rozdział 18

721 28 8
                                    

Susan's POV

Wyszłam z pokoju i pobiegłam do Wandy. Zrujnowała taki piękny moment! Będę jej to długo wypominać. Weszłam do jej pokoju, gdzie na mnie czekała.

- Lepiej, żeby było to coś ważnego, bo ci tego nie wybaczę. - zaczęłam.

- Nie wiem czy pamiętasz, ale w czwartek masz urodziny. Trzeba ci kupić coś ładnego! - krzyknęła.

- To chcesz mnie teraz zabrać do galerii? - zapytałam.

- Dokładnie tak. Idziemy po Natashę. - pociągnęła mnie za rękę i wyszłyśmy z pokoju. Kiedy doszłyśmy do pokoju Wdowy, Wanda zapukała do jej drzwi.

- Co jest? - otworzyła drzwi.

- Zabieramy ją na urodzinowy shopping! - stwierdziła Scarlet witch.

- Dobra, to lecimy! Zgarnijcie hajs od Starka. - odpowiedziała Nat.

- Nie chcę mi się iść. - jęczałam idąc za brunetką.

- To nas przeteleportujesz. - oznajmiła Wanda.

- Okej! Tylko daj mi się przebrać. Sama idź do Tony'ego. - pokierowałam się do pokoju. Weszłam do środka i zobaczyłam tam tatę.

- Co ty tutaj robisz? - zapytałam stając przed nim.

- Szukałem cię. Już się lepiej czujesz? - rzekł z troską.

- Tak, ale jestem skazana na urodzinowe zakupy z dziewczynami. - rzuciłam się na łóżko.

- Myślałem, że lubisz z nimi wychodzić do galerii? - spytał siadając na fotelu obok biurka.

- Bo uwielbiam, ale dzisiaj strasznie mi się nie chce! - krzyknęłam.

- No cóż, one nie odpuszczą. - zaśmiał się ojciec.

- Susan! - rozległ się bardzo głośny krzyk.

- Daj mi się ubrać! - powiedziałam bardzo wysokim tonem. Wybrałam ubrania i poszłam do łazienki. Ogarnęłam się i pokierowałam do salonu. Czekały tam niecierpliwe dziewczyny.

- Ile można się ubierać! - zapytała Nat.

- Oj, przestań. Chodźmy. Macie hajs? - rzekłam.

- Jasne, że tak. - odpowiedziały.

- To lecimy. - złapałam je za ręce i teleportowałam się przed galerię handlową.

- O kurna, ale dziwnie. - zaczęła Wanda.

- Z czasem się przyzwyczaicie. Idziemy? - zapytałam.

- Tak, najpierw buty! - powiedziała Natasha. Poszłyśmy do sklepu z obuwiem damskim. Chodziłyśmy chyba godzinę. Znalazłyśmy dwie śliczne pary butów dla mnie, trzy dla Nat i jedną dla Wandy. Po kolejnych dwóch godzinach chodzenia po sklepach postanowiłyśmy coś zjeść. Dziewczyny napisały do chłopaków, czy nie chcieliby dołączyć do naszej trójki. Thor i Stark się zgodzili i powiedzieli, że przyjadą do galerii za 10 minut. Reszta była zajęta. Umówiliśmy się przy McDonald'zie. Ja zajęłam stolik, a dziewczyny poszły zamówić jedzenie. Zauważyłam, że niedaleko miejsca, gdzie się znajdowałyśmy jest duże zgromadzenie. Postanowiłam zobaczyć co się tam dzieje. Podchodząc do dużej grupy osób zobaczyłam, że wszyscy chcą zrobić sobie zdjęcie z Avengersami. Okazało si, że przyszedł jeszcze mój ojciec, Clint i Loki. Postanowiłam uwolnić ich z tłumu.

- Przepraszam, ale Avengers są dzisiaj zajęci przeze mnie. - dostałam się przed nich i uśmiechnęłam się sarkastycznie.

- Za kogo ty się w ogóle uważasz! - krzyknęła jakaś dziewczyna.

- Sądzę, że za naszą przyjaciółkę i córkę tamtego. - Stark wskazał na mojego ojca. Spojrzałam na niego zabójczym wzrokiem. Tylko szkoła wiedziała o mnie. Teraz już będzie wiedział cały świat.

- Oj chodźcie już. - poszłam w stronę Wandy i Natashy. - Dziewczyny, jedzenie bierzemy na wynos.

- Czemu? Aha, dobra już rozumiem. - Nat zauważyła tłum ludzi idących za nami.

- To ja teleportuję wszystkich po kolei do wieży. Thor, zabierz kogoś najcięższego ze sobą. - stwierdziłam.

- Dobra, Stark lecisz ze mną. - popatrzył się na niego Thor.

- Co? Przecież nie jestem taki ciężki! - krzyknął Tony, po czym odlecieli. Ja brałam wszystkich po kolei ze sobą. Ostatnie były dziewczyny. Zostawiłam najlżejsze na koniec. Po dotarciu do domu pobiegłam do pokoju. Miałam wielki żal do Starka. Nie chciałam być popularna, we względu na ludzi z którymi mieszkam. Powiem szczerze, że rozpłakałam się w drodze do pokoju. Zamknęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko. Usłyszałam ciche pukanie.

- Jeżeli nie jesteś Starkiem to zapraszam. - krzyknęłam. Byłam cała czerwona od płaczu. Do pokoju wszedł Parker.

- Peter? Co ty tu robisz? - zapytałam podnosząc się z łóżka. Było mi wstyd pokazując mu się w takim stanie.

- Co ci się stało? - podszedł i mnie przytulił. Odwzajemniłam gest. Kilka moich łez zleciało mu na koszulkę. - Wszystko okej, jestem przy tobie. - kontynuował. Nie wiem czemu, ale zrobiło mi się lepiej słysząc te słowa. Czułam się bezpiecznie będąc u jego boku.

- Dziękuję. - szepnęłam mu do ucha i musnęłam delikatnie moimi ustami o jego policzek.

- Chodź, usiądziemy i wszystko mi opowiesz. Okej? - uśmiechnął się lekko.

| 667 słów |

Hope For Love | AvengersWhere stories live. Discover now