Rozdział 10

949 35 26
                                    

Dojechaliśmy do domu. Szybko wysiadłam z auta i popędziłam do środka. Bardzo lubię pomagać. Szczególnie zwierzątkom! Wujka nie było w salonie, więc poszłam do jego pracowni. Zgadłam. Był tam i nad czymś majstrował.

- Hej, już jestem. - powiedziałam. Odwrócił się do mnie i zobaczyłam ogromną ranę na jego twarzy. - Matko, co ci się stało!? - podbiegłam do niego.

- To tylko małe zadrapanie. - odpowiedział.

- Trzeba ci to w tej chwili opatrzyć! - wzięłam jakiś płyn do dezynfekcji i chusteczki. Podbiegłam do niego. - No odwróć się do mnie. Nie bądź jak małe dziecko. Jeszcze będziesz zakażenie jakieś miał. - odwrócił się do mnie i zaczęłam przemywać ranę.

- Delikatniej proszę. - powiedział cicho.

- Tak, tak. Teraz wyspowiadaj mi się co żeś sobie znów zrobił. - oznajmiłam.

- Mała gra z twoim ojcem. Przegrałem. Skrzydło Sama trochę mnie przecięło. - odpowiedział.

- Ale wy jesteście głupi. To nie służy do zabawy, tylko do walki. I zaraz... co? Z moim ojcem? O ja już do niego idę po wyjaśnienia. Ranę trzeba będzie zaszyć, to idź do Bruce'a. - rzekłam i wyszłam szukać taty. Znalazłam go w salonie. Oglądał wiadomości.

- Możesz mi łaskawie powiedzieć, czemu z wujkiem bawicie się jak małe dzieci? Przecież te skrzydła to nie zabawka! Teraz Tony będzie nosił szwy na twarzy. - wykrzyknęłam.

- Nie marudź. Zwykła gra. Nie w takie się już grało. Serio, nie przejmuj się. - oznajmił.

- Do czasu kiedy będę tu mieszkać, macie mnie nie denerwować takimi rzeczami. Ja się o was cholernie martwię. - odpowiedziałam.

- Język! - krzyknął ojciec.

- Oj, skończ już z tym. - zaśmiałam się.

***
Skip time

- O ten! A może nie, jednak ten! O albo to! Możemy wszędzie wpłacić? - zapytałam.

- Masz do wykorzystania 100 000. Rób co chcesz. - śmiał się ze mnie wujek.

- Okej! Po 10 000 na każdą fundację. Zajmiesz się tym? Muszę jeszcze odrobić lekcje na jutro. - powiedziałam.

- Jasne, leć i coś jeszcze zjedz, bo od powrotu nic nie jadłaś. - oznajmił Tony.

- Okej. - po tych słowach poszłam do kuchni. Zauważyłam, że jest jakaś pizza na stole. Wzięłam kawałek i udałam się do pokoju. Odrobiłam całą pracę domową i spakowałam się na jutro. Było już późno, więc przygotowałam się do snu i zasnęłam.

***
Next day

Jak zwykle obudziłam się o 6:00. Wykonałam poranną rutynę i zeszłam na dół zjeść śniadanie. Były to płatki z mlekiem. Popadałam w nostalgię z tymi porankami. Wszystkie takie same. Pojechałam do szkoły.

- Pa Happy! - powiedziałam wychodząc z auta i kierując się w stronę placówki. Jak zwykle przywitałam się z przyjaciółmi i poszliśmy razem na lekcje. Ja i Peter mieliśmy teraz chemię. MJ z Nedem poszli na fizykę. Pożegnaliśmy się z nimi na czas lekcji i weszliśmy do klasy. Po chwili wszedł dyrektor i powiedział, że nauczycielka od chemii zachorowała. Mieliśmy wolną wolę. Wszyscy sobie rozmawiali. Nikt nas nie pilnował, bo dyrek nie miał nikogo na zastępstwo.

- Powiedz mi co ty robisz u Starka? Bo nigdy was nie widziałam pracujących razem. - zapytałam Parkera.

- Mogę ci powiedzieć, ale musisz mi obiecać, że nikomu nie wygadasz. - odpowiedział chłopak.

Hope For Love | AvengersTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang