Rozdział 16

727 31 16
                                    

Wybiegliśmy z wieży tuż za Starkiem. Poprowadził do pobliskiego lasu. Na miejscu nie było żywej duszy.

- Gdzie ona jest? - zapytałam.

- Ciężki stwierdzić. Powinna tu być. - odpowiedział Tony. Nagle na coś nadepnęłam.

- Mam jej telefon i zegarek. - podałam rzeczy Steve'owi.

- Ale zwaliłem. - oznajmił Rogers. - Teraz moja jedyna córka chodzi gdzieś po mieście zupełnie sama. Nie ma co jeść i gdzie spać. Nie jest tutaj bezpiecznie.

- Znajdziemy ją. - pocieszyłam mężczyznę.

- Ciekawe jak. Nowy York jest ogromny. Co gorsza jakby była poza miastem. Przecież umie się teleportować. - rzekł.

- Myślę, że znam kogoś, kto może nam pomóc. - powiedział Tony. Wybrał do kogoś numer i zadzwonił. - Cześć młody. Jesteś potrzebny.

- Dzień dobry Panie Stark. Gdzie Pan jest? - usłyszałam głos z telefonu Starka.

- Las obok parku przy waszej szkole. Migiem do nas. - rozłączył się. Po niecałej minucie przyleciał pajączek.

- Wow, nie wiedziałem, że wszyscy tu są. Dzień dobry. - wypowiedział chłopak.

- Wiesz gdzie się podziewa Susan? Kontaktowała się z tobą dzisiaj? - zapytał Rogers.

- Nie. Coś się stało? - podrapał się po karku chłopak.

- Tak. Steve spieprzył. Powiedziała, że już nigdy do nas nie wróci. Jakiś pomysł gdzie może być? - wyjaśnił Tony.

- Nie. Jak ja się dołuję to chodzę do bezludnych miejsc. Może trzeba sprawdzić jakieś? - zaproponował Parker.

- Ale ty masz łeb Parker! Świetny pomysł! - stwierdził Stark. - Ja, młody i Rogers sprawdzamy opuszczone budynki. Wanda i Nat ślepe uliczki. Thor i Clint, wy sprawdźcie parki dla pewności. - tak jak powiedział, tak zrobiliśmy.

Susan's POV

Może trochę przesadziłam? Tata chciał dla mnie dobrze. Chociaż przybija mnie to, że kiedy jest zły, to nie chce nikogo słuchać. Nawet nie mogłam mu wyjaśnić czemu zniknęłam. Najwyżej nie przeczytał karteczki. No cóż. Postanowiłam wybrać się na spacer. Park. Najlepsza opcja. Przez całą drogę myślałam o tacie. Przykro mi było, że mi nie ufa. Tak się zamyśliłam, że wpadłam na kogoś.

- Bardzo cię przepraszam! Nie chciałam. - powiedziałam do osoby przede mną.

- Dziecko! Jadłaś ty dzisiaj coś? Chodź, dam ci coś dobrego. - powiedziała brunetka w okularach. - May Parker. - podała mi rękę.

- Susan Rogers. - odpowiedziałam odwzajemniając gest. - To pani jest ciocią Petera?

- Tak, nie mów do mnie pani, bo czuję się staro. Po prostu May. - oznajmiła.

- Dobrze. - uśmiechnęłam się.

- Chodź, pójdziemy do mnie. Dam ci herbaty. - rzekła, po czym udałyśmy się do jej domu. - Czemu chodzisz sama po parku?

- Kłótnia z ojcem. - odpowiedziałam.

- Przykro mi. Peter dużo mi o tobie opowiadał. - dodała.

- Naprawdę? Co takiego? - zapytałam.

- Głównie to, że jesteś niesamowitą dziewczyną. - zaśmiała się. Poczułam, że się rumienię. - To tutaj. Proszę, wejdź.

- Dziękuję. - uśmiechnęłam się i weszłam do środka. - Bardzo tu przytulnie macie.

- Prawda? To chcesz herbaty? - zapytała kobieta.

Hope For Love | AvengersUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum