47. Kol, przytulisz mnie?

613 30 10
                                    

Przepraszam za błędy, ale jestem strasznie zmęczona.

___________
Klaus wyszedł. Nie myślałam, że to zrobi, myślałam bardziej o przeklinaniu, rzucaniu przedmiotami, ale nie o milczeniu. A to jest zdecydowanie najgorsze.

Podskoczyłam, słysząc jak po drodze niszczy różne przedmioty. Wzięłam parę uspokajających wdechów i wstałam z łóżka.

I co ja mam teraz zrobić?

Podeszłam do okna. Patrzyłam na ulicę. Obserwowałam dobrze bawiących się uczestników jakiejś parady. Może nie powinnam nic mu o tym mówić tylko od razu pozbyć się problemu? To jest kolejny cud i moja szansa na coś na co normalnie nie stałoby się. Wiem, że muszę iść i powiedzieć o tym Elijahy, ale trochę się boję.

Kiedyś gdy byłam zdenerwowana chodziłam na spacery, a raczej wymykałam się z domu przez okno. Moi rodzice nie tolerowali moich ukochanych nocnych spacerów. Może gdy wyjdę na świerze powietrze to przemyślę to wszystko i w końcu odetchnę? W końcu od prawie dwóch lat nie robię prawie nic innego niż zajmowanie się Hope.

Wyszłam z pokoju, a chwilę potem z domu. Szłam ulicą ignorując wszytko. Teraz liczy się tylko to żebym doszła w moje ulubione miejsce. Używając mocy po paru minutach byłam na miejscu. Szłam wolno główną ścieżką przez ciemny park. Gdy minęłam jedną z niewielu niskich lamp, zeszłam z chodnika na trawę. Nachyliłam się przechodząc pod gałęziami drzewa. Przebiegłam kawałek trasy po czym zatrzymałam się. Zrobiłam kilka kroków po czym usiadłam pod drzewem. Oparłam się o korę, wyprostowałam nogi a potem objęłam rękami brzuch. To dziwne wiedzieć, że tam jest życie. Nie chcę skończyć tak jak Hayley. Nie chcę żeby ktoś od początku chciał zabić moje dzieci tak jak to było z Hope.

- Co ty tutaj robisz? - podskoczyłam na jego pytanie. Nie słyszałam kiedy tu szedł.

- Myślę, a ty? - spojrzałam na niego.

- Też - odpowiedział. -Coś się stało? Powiedz mi.

Westchnęłam. I tak niedługo by się dowiedział. Niedługo wszyscy się dowiedzą.

- Rodzina się powiększy.

- Elijah znalazł sobie dziewczynę?

Zaśmiałam się. Chyba byłoby lepiej gdyby tak było.

- Nie. Przez twoją walniętą ciotkę jestem w ciąży.

- Że co?!

- Też w to nie wierzę. Nie mów na razie o tym nikomu. Zabiję ją.

- Nie wątpię w to.

Czasami łapię się na tym, że myślę, że nadal za nim tęsknię. Nie było mi z nim źle. To on pomógł pozbierać mi się po tym jak się załamałam. Tylko Davina zniszczyła to wszytko. Może powinnam bardziej o niego walczyć, a nie poddać się i wyjechać tak daleko?

- Katherine -szturchnął mnie w ramię.

- Jak ci się układa z Daviną?

- Mówiłem, że się tylko przyjaźnimy - mruknął.

Westchnęłam. Może to kłamstwo to nie kłamstwo? Może on uważa ją tylko za przyjaciółkę?

- Kol, przytulisz mnie?

***************
Nie wiem ile czasu minęło od kiedy wyszłam z domu, ale nie mogę całą noc włóczyć się po mieście kiedy musimy zabić tą starą wariatkę. Weszłam do domu. Bawiłam się kosmykiem mojego długiego, brązowego loka.

- To prawda? - usłyszałam głos pierwotnego za swoimi plecami. Odwróciłam się w jego stronę. Na jego twarzy była wymalowana mieszanka szoku i niedowierzania. -Jesteś w ciąży?

Głupio było patrzeć mi na niego, dlatego za punkt mojej uwagi obrałam sobie za cel moje czarne szpilki. Wiem, że nie powinnam się tak zachować, ale naprawdę się boję. Spojrzałam w jego oczy. W ogóle dziwnie się czuję. Byłam żoną jego brata Kola, teraz jestem z jego bratem, wychowuję nie swoje dziecko, a na dodatek przez wiedźmę jestem w ciąży z dwoma braci mojego byłego męża.

- Tak - zebrałam się w sobie i spojrzałam na niego.

Ta sytuacja jest strasznie niezręczna? Jak uciec od tego?

- Ja już pójdę, jestem zmęczona. Jutro porozmawiamy- wyminęłam go.

Weszłam po schodach na górę. Mam ochotę rzucić się na łóżko i zasnąć. Otworzyłam drzwi, weszłam do środka i je zamknęłam. Na na środku pokoju stał zdenerwowany Nik.

- Gdzie byłaś?

The Vampire DiariesWhere stories live. Discover now