91. Amulety

193 15 2
                                    

Od kilku dni w domu panuje grobowa atmosfera, każdy zaszył się w swoim miejscu, albo jak w przypadku Kola i Freyi, uciekają na cały dzień i przychodzą po to aby się wyspać. Klaus całe dnie siedzi w pracowni z Hope i butelkami burbonu. Ja w tym czasie spędzam jak najwięcej czasu z bliźniaczkami i Rebekah, która jako jedyna zaoferowała mi swoją pomoc.

- Mogę umrzeć w każdej chwili - usiadłam obok pierwotnej, która oglądała jakiś horror.


Weszłam do pokoju wilkołaczycy, zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do niej. Po kolejnej próbie ataku na Hayley, dziewczyna przeniosła się tutaj.

- Myślałam o naszej rozmowie. To miasto i ludzie mieszkający w nim są pokręceni, a zwłaszcza czarownice na usługach przodków. Obiecuję ci, że jeśli coś ci się stanie zajmę się twoją córką.

- Dziękuję Kath.



-Pamiętam kiedy Hayley poprosiła mnie o to abym zaopiekowała się Hope, byłam wtedy zaskoczona bo nie spodziewałam się że będę musiała to zrobić, ale obiecałam jej. Teraz jako matka rozumiem ją. Rebekah, proszę, zajmiesz się moimi dziećmi? Obie wiemy, że twoi bracia dadzą im wszystko, ale one muszą mieć kogoś na kształ matki, która postara się utrzymać ich niewinność jak najdłużej. Potrzebuję też kogoś kto przekazywałby im listy i prezenty.

Tak, po tym jak dowiedziałam się że mogę umrzeć w każdej chwili myślałam jak mogłabym być przy moich córkach tak żeby mnie pamiętały. Czułam, że sama chciałabym dostawać listy, więc napisałam do listy i dołączyłam prezenty dla każdej z nich na najbliższe dwadzieścia jeden lat na każde urodziny, święta i są też jakieś bez okazji. W ostatnie dni poświęciłam mój wolny czas i nieprzespane noce na tworzenie przeróżnych amuletów, których jest bardzo dużo.

- Możesz na mnie liczyć o ile Niklaus mnie nie zamknie w pudle - jej niebieskie oczy błyszczały od łez.

- Nie zamknie cię. Pójdę sprawdzić co z nim - wstałam z kanapy.

Wyszłam z pomieszczenia, przeszłam korytarz i weszłam do pracowni. Klaus siedział na podłodze obok bardzo dużego płótna, a na jego kolanach siedziała dwulatka. Razem malowali jakieś elementy na dole obrazu. Usiadłam obok nich. Obserwowałam ich w ciszy. Na twarzy rudowłosej była widoczna radość, a twarz mojego męża wyrażała smutek.

- Moja mama przyjedzie z Bonnie jutro rano. Gdy skończycie wyjdziemy na spacer?

- Obawiam się że będę siedział tu do rana - jego ruchy pędzlem stały się bardziej gwałtowne.

- Chcesz tak spędzić nasz ostatni czas?

- Nie umrzesz.

- Nie ma sposobu na uratowanie mnie.

- Znajdę go.

- Kiedy? Wtedy kiedy całymi dniami malujesz obrazy? To ci w tym nie pomoże. Wiem, że kiedyś, gdy mnie nie będzie ktoś z was może być w takiej sytuacji więc zrobiłam dla was amulety.

- Nas? - Hope popatrzyła na mnie.

- Ciebie, twojego taty, Lucreci i Deliliah.

Zrobiłam też dużo więcej amuletów, które dałam Rebekah, Elijahowi i Kolowi, nie powiedziałam tego głośno, ale wiem, że on o tym wie. Wyciągnęłam z dużej kieszeni czarnej sukienki, czarny wisiorek zrobiony z czarnych koralików, na których wyrywałam ochronne symbole. Pomiędzy nimi znajdowały się milimetrowe kryształy ochronne. Klaus ma podobny naszyjnik więc powienien mu się spodobać. Przełożyłam go przez szyję Klausa, który udawał, że tego nie widział.

- Hopie, słońce, pójdziesz do cioci Rebekah? Gdy przyjdę wybierzesz sobie takie amulety, które ci się spodobają, dobrze? - wzięłam ją z kolan hybrydy po czym postawiłam na podłodze.

- Tak - odpowiedziała rudowłosa.

Wstałam z ziemi z dzieckiem na rękach. Zaniosłam ją bex, a potem wróciłam skąd przyszłam. Mikaelson nie malował już, tylko stał przy oknie, odwrócony plecami do drzwi, które zamknęłam. Powoli szłam w jego stronę.

- Wiem, że ci trudno - zaczęłam.

- Nie wiesz nic! - spojrzał na mnie.

Chciałam coś powiedzieć, ale nie będę marnowała czasu na licytację kto z nas ma gorzej. Oboje cierpimy na różne sposoby, a porównywanie ich byłoby śmieszne.

- Próbowałam sama to zdjąć, przerwać, ale mimo to czuję, że powoli słabnę.

- Gdybyś nie wstawała z łóżka i nie używała magii, przedłużyłoby ci to życie? - zapytał z nadzieją, łapiąc mnie za dłonie.

- Będę leżeć w łóżku kiedy naprawdę będzie źle. Nie używanie magii pomogłoby, ale nie na długo - patrzyłam w jego niebieskie oczy.

- Nie czaruj więcej. Proszę - złapał mnie za rękę.

- Dobrze, nie będę, ale jeśli coś będzie nam zagrażało zrobię to.

- A gdybym zabił twoją wiedźmą stronę? - miał łzy w oczach.

- Myślałam o tym i nie wiem czy zadziała.

- Spróbujemy?

- Wolałabym nie. Moja wiedźma strona pozwoliłaby ci szybciej przywrócić mnie do życia. Zapisałam ci wszystkie możliwe sposoby jakie znam gdyby Freya nie chciała pomóc.

Właściwie to zostawiłam mu kilka grubszych, zapisanych notatników, tak na wszelki wypadek. Ostatnio złapałam się na myśleniu czy Freya czasami naprawdę udawała głupią, czy naprawdę nie wiedziała, że mogła albo nie chciała nam pomagać. Przykłady? Gdy becca zaginęła w ciele Evy Sinclair zamiast użyć włosów, które są najpewniejszym materiałem genetycznym, ona używała swojej krwi do namierzenia jej. Krew osoby z rodziny może działać, ale nie zawsze. Z mojego doświadczenia wiem, że oczyszczanie białą szałwią łączoną z zaklęciami jest jakościowo najlepsze niż półgodzinne kąpiele z solą i mieszanką ziołową. Mogłabym wiemienić jeszcze wiele przykładów, ale wolałabym skupić się teraz na czymś innym.

- Dobrze - odpowiedział.

- Wyjdziemy? Chciałabym porozmawiać o czymś i nie chciałabym żeby ktoś to słyszał.

Na szczęście jesteśmy jedynymi wampirami w tym mieście więc nikt nas nie podsłucha.

- Pojeździmy samochodem - zaproponował.

- Ok.

The Vampire DiariesWhere stories live. Discover now