14. Czego potrzebujesz kochanie?

983 42 6
                                    

Leżę na moim dużym, miękkim łóżku. Zapadam się w czarnej satynowej pościeli, wokół mnie leżą małe, błękitne poduszki. Jestem głodna, ale nie mogę wstać. Jestem zdolna tylko do patrzenia w biały sufit. Nie, nie mogę leżeć tak cały dzień, chociaż tylko na to mam ochotę. Usiadłam ciężko wzdychając, a następnie wstałam z łóżka. Cicho stąpałam po brązowych panelach. Minęłam salon urządzony w bardzo minimalistycznym stylu. Jest tam telewizor zawieszony na stalowo szarej ścianie, a na przeciwko niego pod ścianą stoi czarna kanapa ze skóry, a z kolei przed kanapą jest szklany kawowy stolik. Weszłam do małej kuchni. Zasłoniłam dłońmi oczy, broniąc je przed dostępem do światła. Zasłoniłam ciemne rolety, tworząc półmrok w tej części pomieszczenia. Podniosłam marmurowy blat do góry. Jaką by tu grupę wybrać? Co by tu przegryźć? Wyjęłam trzy worki z zero minus. Zamknęłam lodówkę. Szybko wszytko wypiłam. Piję dużo krwi, ponieważ dzięki temu jestem znacznie silniejsza niż inne młode wampiry. Po skończonym posiłku wyrzuciłam plastikowe worki do kosza. Podskoczyłam gdy zadzwonił dzwonek. Ciekawe kto to? Szybko znalazłam się przy drzwiach. Przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi. Jestem zaskoczona. Nie spodziewałam się go tutaj. Właściwie od spotkania w barze, spotkałam się z nim tylko raz, mijając go na ulicy. Czy nastał ten moment kiedy będę musiała coś dla niego zrobić?

- Mogę? - zapytał, patrząc w głąb pomieszczenia.

- Tak - otworzyłam szerzej drzwi, wpuszczając pierwotnego do środka.

Zaraz potem zamknęłam je i odwróciłam się w jego stronę. Blondyn rozglądał się po mieszkaniu. Pewnie spodziewał się czegoś większego i okazalszego, ale jak dla mnie to wystarczy, przynajmniej w razie jakiegoś wypadku będę mogła się szybko ewakuować.

- Organizujemy bal w sobotę, mam nadzieję, że będziesz. Kolowi na tobie zależy - podał mi białą kopertę, w której zapewne było zaproszenie.

Uśmiechnęłam się. Lubię Kola, ale czy aż tak?

- Przyjdę. Mi też na nim zależy - spojrzałam w jego niebieskie oczy.

Niklaus cały czas patrzył się na mnie. Mam wrażenie, że sprawdzał mój umysł, czy aby na pewno nie kłamię. Nie dziwię się, że chce mnie sprawdzić, w końcu chodzi tu o jego brata.

- Jesteś inna niż Elena. Nie jesteś egoistką i liczysz się z innymi - wyszedł.

Ok, to było dziwne. Bardzo dziwne. Przynajmniej ma rację. Otworzyłam zaproszenie. Ktoś napisał je bardzo ładnym pismem. Ok, sobota o dziewiętnastej. Przegapiłam już jeden taki bal więc teraz na pewno nie przegapię drugiego.

Dobra koniec myśleniu o tym balu, chociaż i tak znając życie będę o nim ciągle myślała. Ale chwila! Sobota jest jutro, a ja nie mam niczego w czym mogłabym się tam pokazać. Nie mogę tam iść w czarnej krótkiej sukience. Sięgnęłam po torebkę wiszącą na wieszaku koło drzwi. Wyszłam z mieszkania. Chodziłam ulicami Nowego Orleanu szukając jakiegoś sklepu z sukienkami. Zatrzymywałam się przy każdym sklepie, w którym mogłabym zrobić zakupy. Większość wystaw, ani widoków zza szyby nie przykuwała mojej uwagi. Parę sklepów mogło cieszyć się z mojej niedługiej obecności, ale nie było tego tam czego szukałam. Od dłuższego czasu szłam prostą ulicą, a na jej końcu był sklep. Wow, jako jedyny ma naprawdę ciekawą wystawę. Weszłam do niego. Dziwnie w nim pachniało. Jakby ktoś okadzał pomieszczenie malinami? Tak, malinami. Dziwne. Sklep był dziwnie urządzony, ale na pierwszy rzut oka mają piękne ciuchy. Podeszła do mnie starsza kobieta ubrana w luźną żółtą sukienkę za kolana  z jakimiś granatowymi wzorami. Była obwieszona starymi naszyjnikami, nie byłabym w stanie zliczyć bransoletek na jej rękach. Pierścionki i sygnety były ciekawe. Od razu poznałam, że kobieta jest czarownicą.

The Vampire DiariesWhere stories live. Discover now