episode one

15.4K 263 307
                                    

Dzwonek zwiastujący rozpoczęcie przerwy, wyrwał mnie z głębokiego stanu przemyśleń i wpatrywania się w okno.

Spakowałam zeszyt do torby i szybkim krokiem wyszłam z klasy. Czekałam czterdzieści pięć minut na ten moment.

— Marcela! — uslyszałam wołanie Emili, więc zatrzymałam się i odwróciłam leniwie. — Długa przerwa, idziemy zapalić? — przytaknęłam skinieniem głowy i ruszyłam w kierunku wyjścia, ale blondynka znów się odezwała. — Czekaj na Filipa.

Po zaledwie dwóch minutach szliśmy we trójkę w stronę pobliskiego parku, gdzie już stała masa licealistów podzielonych ma grupki.

— Jak oni zdążyli tak szybko wyjść? — skomentowałam i minęłam wszystkich ludzi, udając że ich nie widzę, aby się z nimi nie witać.

Podeszłam do Kornelii i Oli, i to nawet z uśmiechem na twarzy, bo naprawdę lubię te kobiety, a następnie przywitałam się z całą resztą.

Emila podała mi paczkę papierosów, z której wyciągnęłam jednego i odpaliłam zapalniczką, którą pewnie ukradłam komuś przy okazji jakiejś imprezy.

Zdarza się.

— Nie pal. — dotarł do mnie głos Janka, więc zjechałam go wzrokiem i zauważyłam, że sam trzyma w ręku szluga.

— Nie pal. — przedrzeźniłam go i wywróciłam oczami.

Zaczęłam delikatnie trząść się z zimna i ciaśniej opatuliłam się swoją bluzą.

Kwiecień plecień, bo przeplata trochę zimy, trochę zimy, ale nałóg wzywa.

Blondyn zarzucił mi rękę na ramię i przysunął mnie do siebie, a ja zerknęłam na niego kątem oka, na co tylko wzruszył ramionami i wyburczał coś, że widział że marznę.

Relacje łączące mnie z Jankiem, nie są do końca jasne. Niby się przyjaźnimy, ale każdy uważa, że to coś więcej. Tak czy inaczej, nie chcę pakować się w żadne związki, ze względu na poprzedniego, toksycznego chłopaka.

— Idziecie w sobotę do Marka? — spytała Luiza, która chyba chodzi do klasy z Kornelią. Wszyscy nagle się ożywili i chyba nikt nie planował nie iść. Nic dziwnego, imprezy u niego zawsze były dobre i nie można było ich ominąć.

— Pytałam już go nawet czy mogę wziąć Dianę, zgodził się od razu i podobno tym razem ma być więcej osób niż zwykle, więc może być ostro... — skomentowałam, na co część osób się ucieszyła, bo oznaczało to, że nie będzie problemu z wkręcaniem ludzi.

W końcu Janek mnie puścił i poczułam przeszywający chłód, więc zaciągnęłam się ostatni raz swoim papierosem, po czym go zgasiłam i wyrzuciłam, w międzyczasie pytając Emilkę czy wraca ze mną do szkoły.

Chwilę później już siedziałyśmy w sali biologicznej, plotkując z dziewczynami z klasy.
Kilka ostatnich minut przerwy minęło nam zdecydowanie za szybko i rozbrzmiał dzwonek, zwiastujący rozpoczęcie lekcji.

Otworzyłam oczy i wzięłam do ręki telefon.

Szósta dwadzieścia siedem.

Okej, czyli tylko śniło mi się, że zaspałam.

Niedługo później, byłam już w autobusie, w drodze do szkoły. Oparłam się o szybę i zaczęłam podziwiać widoki. Dziś była naprawdę ładna pogoda.
W końcu do Krakowa zagościło słońce, szkoda że nie mogę powiedzieć tego samego o wyższej  temperaturze.

nie krzyczysz jak palę | Jan-rapowanie Where stories live. Discover now