-Ej, co ty robisz? Nie pozwalaj sobie!-zawołała Alice.

-Nie, to ty sobie nie pozwalaj! Nie pozwalaj sobie mnie poniżać! Nie pozwalaj sobie uprzykrzać mi więcej życia! Nie pozwalaj sobie na odzywanie się, bo za każdym razem jak coś mówisz, to tylko się kompromitujesz! Jesteś nienormalna i masz mi dać spokój! Cała wasza trójka! Znajdźcie sobie jakieś ciekawe zajęcie, możecie się nawet pouczyć, to może będziecie miały coś w tych pustych łbach! I nie pozwalaj sobie przypadkiem na rozmnażanie się ze swoich chłopakiem, którego NIE CHCIAŁAM PODERWAĆ, bo świat nie jest gotów na takich idiotów, jacy mogliby powstać z waszego związku!-nie miałam nawet pojęcia, skąd przyszły mi do głowy te wszystkie słowa. Rachel, Alice i Maya patrzyły na mnie zaskoczone, a ja po chwili zdałam sobie sprawę, że wokół nas zapanowała niczym niezmącona cisza. Rozejrzałam się i zauważyłam, że wszyscy patrzą się na naszą czwórkę. Nim ktokolwiek zdążył coś zrobić albo powiedzieć, biegiem puściłam się prosto przed siebie, po drodze potrącając kilka osób. Na początku chciałam pobiec do łazienki, ale pomyślałam, że całkiem możliwe, iż ktoś tam może być. Zamiast tego skierowałam się w stronę schodów i zbiegłam nimi aż na parter, gdzie znajdowały się szatnie. Pobiegłam prosto do tej najdalej od wejścia. Tylko w jednej zauważyłam jakąś całującą się parę, ale nie poświęciłam im za wiele uwagi. Kiedy wpadłam do szatni, usiadłam na podłodze pod oknem i skryłam twarz w dłoniach. Byłam załamana i najbardziej na świecie chciałam zapaść się wtedy pod ziemię.

~*~

Spędziłam w szatni jakieś pół godziny. Krótko przed końcem kolejnej lekcji stwierdziłam, że muszę stąd zniknąć, jeśli nie chcę na kogoś wpaść. Siedząc tak i zamartwiając tym, co odwaliłam i dlaczego, znowu zaczęłam myśleć o całej tej sytuacji z Jeffem. Skompromitowanie się na oczach całej szkoły dodało mi chyba jakoś sił, żeby wziąć się w garść i zrobić to, co powinnam zrobić już dawno. Poczułam się zupełnie wyzuta z wszelkich emocji i na tyle silna, aby pójść na policję i opowiedzieć im o wszystkim. Wyszłam ze szkoły i skierowałam się prosto na przystanek autobusowy. Było tam kilka osób, które razem ze mną wsiadły do tego samego autobusu. Kupiłam bilet i przejechałam jakieś cztery przystanki, po czym wysiadłam. Od razu skierowałam się prosto w stronę komisariatu.

-Nie wierzę, najpierw jak ostatnia ofiara siedzisz w tej szkole, a jak już się z niej wyrywasz, to chcesz na mnie donieść?-obok siebie usłyszałam znajomy głos, co poskutkowało tym, że odskoczyłam na bok i prawie wpadłam pod samochód, przed czym ktoś mnie uratował. A tym kimś okazał się być Jeff, który odpowiednio szybko chwycił mnie i pociągnął z powrotem na chodnik. Ale żeby rozpoznać w ktosiu Jeffa potrzebowałam chwili, gdyż oprócz głosu zgadzały się tylko włosy i blizny na policzkach. Jednak chłopak był zupełnie inaczej ubrany, a kaptur od jego dość dużej, tym razem szarej bluzy, zasłaniał mu połowę twarzy, która miała zupełnie normalny kolor.

-Jeff?-zapytałam zaskoczona po dłuższej chwili wpatrywania się w niego.

-Nie, twój anioł stróż. Pewnie, że to ja! Nie poznajesz mnie? Aż tak mnie zmienił zwykły makijaż?-spytał chłopak.

-Makijaż?-powtórzyłam po nim zaskoczona.

-Tak. Wiesz, niektórzy z nas są w tym całkiem dobrzy, w końcu wiele osób wie, jak wyglądamy, a musimy czasem iść do sklepu...albo kogoś śledzić. Więc niesamowicie dobry makijaż jest wymagany. I przebranie, oczywiście-odparł Jeff.

-Iść do sklepu i kogoś śledzić? Chcesz powiedzieć, że właśnie szedłeś do sklepu, czy właśnie mnie śledziłeś?-zapytałam, czując, że przyspiesza mi puls.

-Właśnie cię śledziłem i myślałem, że idziemy do sklepu. Nie znam się, ale dziewczyny pewnie urywają się ze szkół albo żeby iść na shopping, albo żeby się spotkać z chłopakiem, nie?-spytał, lekko się przy tym uśmiechając.

-Nie, nie zawsze tak jest. Można na przykład wyjść wcześniej ze szkoły...zresztą, po co ja ci to tłumaczę! Czemu mnie śledziłeś?-spytałam.

-Jak chcesz, żebym ci koniecznie wszystko wytłumaczył, to znajdź lepsze miejsce niż środek ulicy-odparł Jeff, krzyżując ręce.

-Możemy iść do lasu, tam znajdziemy jakieś ciche miejsce-dodał po chwili. Wyobraziłam sobie siebie sam na sam z psychopatą w lesie i natychmiast uznałam, że to najgorszy z możliwych pomysłów.

-Odpada-powiedziałam.

-To chodźmy do ciebie do domu-powiedział Jeff, po czym chwycił mnie za rękę i zawrócił w stronę przystanku, do którego mieliśmy kilka metrów.

-Zaraz, co?!-zawołałam, wyrywając się temu psychopacie.

-To, co słyszałaś. Nikogo tam nie ma, więc spokojnie sobie porozmawiamy-wyjaśnił Jeff.

-Ale...zaraz, skąd wiesz, że nikogo tam nie ma?-zapytałam, po czym skarciłam samą siebie za to, że potwierdziłam mu tę informację.

-Pff, już zdążyłem się dowiedzieć, gdzie i jak pracują twoi rodzice! I że wasza służąca jest na zwolnieniu! Miałem na to dwa dni, a i tak nawet tyle nie potrzebowałem!-odparł Jeff.

-Co takiego?-spytałam.

-O, nasz autobus-odezwał się chłopak, kiedy na przystanek przyjechał faktycznie autobus zmierzający w stronę przystanku znajdującego się najbliżej mojego domu. Jeff pociągnął mnie za sobą i razem do niego weszliśmy.


~~~~****~~~~


*Uznajmy, że w ich rzeczywistości dopiero jest premiera filmu "To".


Nie będę Niną the KillerTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon