XLIV ROZDZIAŁ ( Kredki i kredeczki )

370 20 5
                                    


Co dziwne? Wolontariat zaczyna mi się podobać. Nie pytajcie. Czasami fajnie po prostu iść się pobawić z dziećmi. No może nie tymi starszymi i wrednymi, ale małe bywają słodkie.

Spoglądam na Keva. Nie rozmawiałam z nim od ostatniej bójki z Mike. Może powinnam? A może on sam nie chce? Moment! Od kiedy ja się przejmuję takimi rzeczami. Stop. Dobra strona... spierdalaj do klatki. WON! No. Od razu lepiej.

- Mam kredki! - woła rozradowana pani i wchodzi do pomieszczenia. Jest ubrana w kolorową suknie, która sięga jej do kostek, a jej jasne włosy upięte są w luźny kok. Dzieci otoczyło ją i krzyczały radośnie.

Siedzę dość daleko przy wielkim różowym stoliku przy którym pierwszego dnia siedział Kevin. Teraz jak o tym pomyślę... to na początku zdawał się być kompletnym skurwielem, ale teraz, gdy już wiem o tym, co mu się przytrafiło patrze na niego zupełnie inaczej. On nie jest zły, on jest zepsuty jak zabawka, którą ktoś rzucił w kąt i zapomniał. Potrzebuję kogoś, kto go pokocha i naprawi jego rany. Nie wiem jeszcze kto to będzie, ale na pewno nie ja.

Zwyrol: Co tam Skarbie?

Ja chyba zostałam zaklepana...

Skarb: No cześć. :) Co tam znowu kombinujesz?

Zwyrol: Nic. :P Cieszę się po prostu, że pozbyłaś się Mike. To źle?

No tak jakby się go pozbyłam, a ogólnie rzecz biorąc uświadomiłam go, że nigdy nie będę wstanie odwzajemnić jego uczucia. To po prostu nie możliwe. Jest przystojny i zabawny, ale... nie lubię go w ten sposób.

Za to zaczynam czuć coś do kogoś do kogo nie powinnam nic czuć. Do kogoś kto powinien być mi obcy. Odpycham cały czas tą myśl, ale on wraca niczym kac po wódce.

Przystojniaczek: Hej Piękna. Dawno cie nie widziałem. Może melanż? ;*

Apropos kaca...

Piękna: Pewnie. Piątek wieczór. Tam gdzie zawsze. :*

Zwyrol: Do niego to wysyłasz całuski! :/ Ja też zasługuję. :*

No nie! On nawet moje sms-y czyta! Powinnam być wściekła, ale po kilku miesiącach idzie się przyzwyczaić i stracić poczucie prywatności, więc odpuszczam.

Skarb: :*

Niech się cieszy. I tak go przecież nigdy nie spotkam. Chyba, że na starość tak jak mówi przyjedzie do mnie na swoim mechanicznym chodziku.

Zwyrol: Za to mam dla ciebie niespodziankę. :) Zhakuję dla ciebie basen i będziecie mogle iść całą paczką. Co ty na to? Wchodzisz czy tchórzysz?

Skarb: Oczywiście, że wchodzę!

Nie mam bladego pojęcia jak on to zrobi, ale to nie mój problem. Pokąpać się za darmochę i to jeszcze tylko my na cały basen! To będzie zajebista zabawa. Mam nadzieję że nie złapie nas policja, ani nie będzie jakiś numerów. Może nie będę się martwić na zapas? Zostawiam swoją „czystą kartę" w rękach Zwyrola. To nie brzmi dobrze.

- Mogę namalować panu kwiatka? - wyrywa mnie głos dziewczynki, która od pierwszego dnia przyczepiła się do Keva i teraz też chce coś od niego

- Mi? Kwiatka? - pyta jakby nie wierząc – Nie rysuję się chłopakom takich rzeczy...

Chciał dokończyć, ale dziewczynka zaczęłam płakać i to nie cichutko, tylko na cały głos, a z jej oczy leciały łzy wielkości grochu. Wszyscy zwrócili na nią uwagę. Otworzyłam szeroko oczy wpatrując się w całą tą sytuacją. Na moich ustach pojawił się banan. Kev znów mnie rozśmieszył, a raczej jego bezradność w stosunku do dzieci. Piękne.

Kevin ukucnął i pogłaskał małą po głowię.

- No dobrze niech będzie. Tylko nie płacz. - Ana, bo tak miała na imię otarła szybko łzy i uśmiechnęła się szeroko. Było by to słodkie, gdyby nie gile. Ble.

- Nie lubię kredek. - mówi Dave, który siada koło mnie, kładąc się przy tym na ławkę – Pograsz ze mną?

- Jesteś pewien? Ostatnio nieźle cię ograłam. - chłopak naprawdę dobrze grał na play'u , ale ja też dużo grałam w dzieciństwie, wiec wystarczyło sobie tylko przypomnieć.

- Tylko ty mi nie dajesz forów i jesteś mocnym przeciwnikiem. - spojrzał na mnie, a ja przypomniałam sobie, że dawno nie dzwonił do mnie Nevi. Przez ten przebłysk zaczęłam się lekko niepokoić.

- Zgoda, ale najpierw zadzwonię gdzieś, dobrze?

- Ok. Idę włączyć konsolę.

Wyciągnęłam telefon z tylnej kieszeni i wyszłam z pomieszczenia by móc spokojnie przeprowadzić rozmowę. Wybieram numer do Neviego. Po kilku sygnałach odbiera.

- Halo? - odzywa się głos w słuchawce

- Cześć. Dawno nie dzwoniłeś. Wszystko w porządku?

- Tak. Jak najlepszym. - słyszę jak się śmieję – Udało mi się. - mówi zadowolony.

- Co ci się udało?

- Mam dziewczynę. - moje szczęście wzrosło dwukrotnie i usprawiedliwiło jego brak kontaktowania się ze mną.

- Tą co mówiłeś?

- Nie. Ona mnie olała, ale znalazłem inną. Mądrą, kochaną i miłą. Nie taką wredotę jak ty.

- No wiesz co! - udałam obrażoną, ale jedyną jaką odpowiedz dostałam to wybuch śmiech w słuchawce – Ciesze się, że wszystko dobrze, mimo wszystko zadzwoń czasem do mnie, okey?

- Dobrze mamo. - powiedział to ironicznie, ale mi i tak zrobiło się miło.

- Nie jestem aż tak stara. - Nevi przez cały czas się śmiał. Nie mógł się powstrzymać, ale to dobrze. Świadczy to o tym, że mnie nie kłamie i naprawdę jest szczęśliwy. - Dobra. Baw się dobrze. Tylko wiesz. Nie zapomnij czego TRZEBA w razie CO. - powiedziałam po kilku minutach rozmowy

- No wiesz co?! Obrażasz mnie! Ja jeszcze o ta....

- Ta jasne. To nic złego. Tylko nie popełnij głupoty. Buźka.

- Aaa! Jesteś okropna! Pa! - rozłączył się. Podobnie robili moi rodzice tylko, że tym razem mi to nie przeszkadzało, bo wiedziałam, że go zawstydziłam. Schowałam telefon do kieszeni i weszłam z powrotem do pomieszczenia.

Każde dziecko albo malowało albo było malowane. No dobra. Prawi każde, bo Dave czekał na mnie przy konsoli, a Keva chyba można nazwać dzieckiem, nie? Bo mam narysowanego pięknego różowego kwiatka i nie tylko. Jakieś serduszka, motylki i coś czego zgadnąć nie mogę za Chiny Ludowe.

* * * *

Wchodzę do łazienki w wiadomym celu, gdy widzę Keva schylonego nad umywalką trącego policzki. Chyba obrazki mu się nie podobały, a szczególnie jak się okazało „jednorożec". Dobrze, że wszystkie dzieci poszły już do domu. Inaczej mogło by im się zrobić przykro, a szczególnie małej Annie.

- Kurwa. Nie chce zejść. - mamrocze sam do siebie, a ja się uśmiecham pod nosem. Sięgam ręką do torebki i wyciągam chusteczki do demakijażu.

- Masz. Tym ci będzie łatwiej. - podaje mu je, a on chyba dopiero teraz zorientował się, że tu jestem, bo gwałtownie podniósł głowę uderzając w szafkę nad nim.

- Kurwa. - mówi łapiąc się za głowę. Przygryzam wewnętrzną stronę policzka by nie wybuchnąć śmiechem.

- Nie wiem gdzie ją widzisz, ale łap puki nie zobaczyła twojej twarzy. - spogląda na mnie przymrużonymi oczami i wyrywami z ręki chusteczki.

- Dzięki. Za radę też, ale chyba się nie zgodzi, bo właśnie jej ją pokazałem. - tak. To odgryzienie się w jego stylu. Tym razem traktowałam to jednak inaczej. Bardziej luźno.

- Piękny jednorożec. - powiedziałam i uciekłam szybko do kabiny zamykając się. Gdybym miała wolniejszy refleks to pewnie by mnie z niej wyciągnął, a tak usłyszałam tylko jak wali do drzwi.

- Jak komuś o tym powiesz to zabije! - drze się, ale ja dobrze wiem, że żartuje. Zamykam klapę i siadam na nią. Wybucham niekontrolowanym śmiechem. Zza drzwi również słychać coś na ich kształt.

BAD RICH BITCHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz