VIII ROZDZIAŁ ( Home sweet Home )

814 29 4
                                    


Witajcie! 

Dzisiaj ważna notka na dole.

Ps: Nie zwracajcie uwagi, że za oknem widać piękną trawę. ;)

Tam jest balkon. XD

* * * *

Przed chwilą podpisałam umowę. Jestem sama w domu. Moim domu. Tak strasznie się cieszę! Mój własny kąt. Mieszkanie nie jest duże, ale i takiego nie chciałam. Wielkie puste przestrzenie zawsze mnie przerażały. I mam własną antresole! Moje małe marzenie. Zaczęłam piszczeć. Ledwo co tu przyjechałam, a już kocham to miejsce.

* * * *

Przez następną godzinę rozpakowywałam swoje rzeczy. Mam ich stanowczo za mało, więc... Sięgnęłam po telefon i dzwonię.

- Cześć Tris. Co tam?

- Co powiesz na wspólne zakupy? Nie mam się w co ubrać!

Usłyszałam śmiech Kejli, a chwilę później głośne kasłanie. Cisza.

- Kejla?

- Sorka. Jadłam jabłko i się zakrztusiłam. - tłumaczyła - Pewnie, że idę!

- Ekstra. Za 30 minut pod naszym ulubionym sklepem.

- Dobra.

Kejla była jedyną osobą z która przyjemnie chodziło mi się na zakupy. Mieliśmy podobne gust i dobrze mi się z nią gadało. Po za tym miała poczucie humoru i często przebierałyśmy się w śmieszne ciuchy i robiłyśmy za modelki. Ekspedienci nie raz patrzyli na nas dziwnie w sklepie, ale my się tym nie przejmowałyśmy. Tylko z nią się dobrze dogadywałam jeśli chodzi o dziewczyny. Ena to nieśmiała osoba. Trudno się z nią rozmawia. Jeśli można tak to nazwać, bo zazwyczaj to ty do niej gadasz, a ona tylko przytakuje. Nie lubię takich osób.

* * * *

Obeszłam z koleżanką cała galerię wzdłuż i wszerz. Kupiłyśmy mnóstwo rzeczy. Weszliśmy jeszcze na chwilę do jednego sklepu, bo Kejla nie mogła się zdecydować czy kupić bluzkę. Czy to może już za dużo? Pokazała mi się w niej. Poobracała, a mi już nogi w dupę wchodziły. Do tego doszły jeszcze ręce, które musiały to wszystko tachać. Przyjaciółka odłożyła bluzkę na miejsce.

- Chyba jednak nie dam tyle za bluzkę. - powiedziała i skierowała się w kierunku wyjścia. Nie myśląc długo złapałam za ubranie i pobiegłam do kasy. Po chwili miałam je już pięknie zapakowane. Koleżanka czekała na mnie przed sklepem. Podbiegłam do niej.

- Proszę. - podałam jej torebeczkę. Zajrzała do niej niepewnie i gdy tylko zobaczyła co w niej jest przytuliła mnie mocno.

- Dziękuję! Bardzo dziękuję. - miałam wrażenie, że zaraz mnie udusi..

- Proszę. - odwzajemniłam uścisk.

Ni z tego ni z owego doszedł nas hałas. Nie wiedziałyśmy skąd dochodzi. Dopiero po chwili ujrzałyśmy czerwonowłosego chłopaka, który uciekał przed ochroniarzem.

- Stój! Zatrzymać go!

A gdzie kurwa „proszę"?! No dobra, nie czepiajmy się szczegółów. W sumie nie wiem co zrobił, ale dobra. Pomogę. Może chociaż pączka jednego dostanę od tego "stróża prawa". Chociaż on sam wygląda jak pączek. To moja szansa. Uciekinier biegł tuż koło mnie, więc... Nie zdążyłam zareagować. Chciałam go gonić, złapać czy coś, ale Kejla podłożyła mu po prostu nogę. Chłopak potknął się i leciał. Pół obrót i zobaczyłam w górze tylko jego nogi. Nigdy w życiu nie widziałam takiego pięknego ślizgu na twarzy. Epickie. Brakowało mi tylko popcornu. Moja dusza płakała, że go nie kupiłam. Why? Why?! Tak bardzo przydałby mi się! Trudno. Muszę z tym teraz żyć. Smuteczek.

- Mam cię złodzieju. - powiedział zdyszany pączek – teraz mi już nie uciekniesz. - gościu miałam wrażenie, że mówisz tak każdemu... hamburgerowi.

Facet podniósł chłopaka z podłogi. No, szrama niezła, ale rekordy Guinessa mógłby pobijać spokojnie. W sumie to nawet nie wiem czy jest taka kategoria. Młody się szarpał. Wyglądał dziwnie. Już jego czerwone włosy były cudaczne, ale gdy zobaczyłam jego oczy coś mnie tknęło. Były pomarańczowe! Niesamowite. Na 100% soczewki. Nie mniej jednak są czadowe.

- Puść mnie! Ja nic nie zrobiłem. - zaczął krzyczeć. Jego oczy się zaszkliły.

Nie dziwie mu się. Miał z jakieś 14-15 lat. - Proszę mnie zostawić!

- Ani mi się śni gówniarzu. Za swoje czyny trzeba odpowiedzieć. - dobrze mówi. Nażresz się. – będziesz gruby. Nie no przesadzam. Nie ma nic do pulchnych osób. Tylko do tego ochroniarza.

- Przepraszam. - podeszłam powoli – Można wiedzieć co chce pan z nim zrobić?

- Jak to co? Na policję dzwonię! Niech sobie go zabierają.

Popatrzyłam na chłopaka. Nie wyglądał na kryminalistę. Raczej na zagubionego. Z jego brody kapały łzy. Łkał. Westchnęłam. Niby mam serce z kamienia, a jednak nie potrafię go tu tak zostawić. No dobra. Jak raz zrobię dobry uczynek to się nic nie stanie. Nie?

- A gdyby chłopak przeprosił i oddał to co zabrał?

Ochroniarz widocznie się zastanawiał. Mina myśliciela roku. Normalnie jak ten posąg. Tylko wicie... trochę większy.

- Jeśli właściciel sklepu się zgodzi. - odpowiedział w końcu.

- Słyszałeś młody? To jak będzie? - stanęłam koło niego i popatrzyłam.

Miał spuszczoną głowę i siorbał nosem.

- Dobra.

* * * *

Kilka minut później było po wszystkim. Obiecałam sprzedawcy, odprowadzę chłopaka pod sam dom. Przez cała tą sytuację Kejla bacznie mnie obserwowała. No pięknie. Będę się teraz musiał tłumaczyć. Wyszliśmy właśnie z galerii.

- To w którą stronę idziemy?

- Każdy w swoją. - w głosie chłopaka wyczułam najprawdziwszą powagę. Zupełnie jakby kilkanaście minut temu się ryczał jak bachor. Nie wytrzymałam.

* * * * 

Dzisiaj krótki rozdział, ponieważ zaczyna się szkoła. Następne części będą publikowane we wtorki, czwartki i soboty. Mam nadzieję, że wam się podoba opowiadanie i do następnego!

<3

BAD RICH BITCHWhere stories live. Discover now