Prolog

1.9K 53 6
                                    


- Jak jedziesz pacanie? - krzyczę na kierowcę, który właśnie zajechał mi drogę. Jestem cała spięta. Przeczesuję ręką swoje włosy i próbuję się choć w niewielkim stopniu uspokoić. - Do odlotu samolotu jeszcze trochę czasu zostało. Spokojnie. - mamroczę sama do siebie.

Po 30 minutach jazdy w końcu jestem na miejscu. Jeszcze tylko muszę odprawić bagaże. Podchodzę do pani ciągnąc za sobą dwie, duże i cholernie ciężkie walizki.

- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - pyta kobieta

No nie wiem? Siedzisz za tą ladą z 8 godzin dziennie i wykonujesz ciągle jedną czynność i nie masz pojęcia w czym możesz mi pomóc? No po prostu ekstra. Już na początek "człowiek debil". Nie daj się sprowokować. Wysiliłam się na sztuczny uśmiech.

- Chciałabym odprawić bagaże. - mówię sztywno

- Tak, oczywiście. - wstała zza lady. Podałam jej walizkę, a gdy ta złapała za rączkę mało co nie wypadła zza biurka. Udawałam przestraszoną, a w środku pokładałam się ze śmiechu. Puściła ją i wyprostowała się.

- Może mi pani pomóc? - zapytała po chwili. Widziałam po jej twarzy, że jest strasznie wkurwiona.

- Oczywiście. - powiedziałam uprzejmie teraz już naprawdę, bo humor momentalnie mi się poprawił.

Gdy już uporałam się z ze wszystkim sprawami związanymi z torbami poszłam do odprawy. Nie było kolejki. Na szczęście. Zobaczyłam mężczyznę w uniformie. Był młody. Na oko jakieś 26 lat. Miał kasztanowe włosy i błękitne oczy. Powkładałam wszelkie dokumenty, urządzenia i biżuterię do koszyków.

- Dzień dobry pani. - uśmiechnął się pokazując swoje zęby

Nie dobrze. Chce się bawić w czerwonego kapturka i wilka. Tylko nie wie, że nie bez powodu "kapturek" mam koloru krwistego. Wiecie, łatwo sprać z niego krew.

- Dzień dobry.

- Proszę zdjąć buty i przejść. - pokazał palcem na "framugę"

Ściągnęłam swoje czarne obcasy. Podchodząc do bramki widziałam jego spojrzenie. Marzył o tym by bramka zapiszczała. By mógł dokonać swojego obowiązku i "przeszukać mnie". Zbok. Nie ma takiej opcji. Powolnym krokiem pokonałam metalową obręcz, której nawet nie pisnęła. Jego mina była piękna. Zawiedziona do bólu.

- Dobrze. Może pani jechać.

- Dziękuję. - uśmiechnęłam się promiennie, zadowolona z jego reakcji

Zabrałam rzeczy ze skrzynek i poszłam do wyjście, gdzie pani skasowała moje bilety.

- Miłej podróży.

Życzyła mi jeszcze na odchodne. Teraz jeszcze tylko 5,5 godziny i będę w Las Vegas.

BAD RICH BITCHKde žijí příběhy. Začni objevovat